Ostatnie tygodnie są dla Platformy Obywatelskiej spektakularne. Najzabawniej opisuje je ten mem sprzed kilkunastu miesięcy.
Mam tu na myśli tzw. kwestie programowe i osobliwe zachowanie liderów partii przy artykułowaniu ich rzekomych poglądów oraz – ekhm… - planu dla Polski. Ale równolegle z cyklofrenicznymi wypowiedziami ws. uchodźców na uwagę zasługuje strategia rozkręcania afery wokół Caracali. Zachowanie wojskowych jastrzębi z PO ws. śmigłowców, które wzięły swoją nazwę od kuzyna naszego rysia, jest bowiem modelowym przykładem politycznego odwracania kota ogonem.
Nie za bardzo rozumiem, dlaczego Grzegorz Schetyna i inni partyjni liderzy dali się namówić posłom z komisji obrony do wzięcia tego tematu na sztandar, bo to przecież obszar dla nich wyjątkowo grząski. I niewiele korzyści przyniosą kolejne konferencje prasowe z powtarzanymi zaklęciami o „aferze Macierewicza”, domaganie się od ministra sprawiedliwości wysłania listu gończego za Wacławem Berczyńskim czy zawiadomienia do prokuratury o przekroczeniu uprawnień przy rezygnacji z kontraktu z francuskim koncernem.
Może za bardzo wzięli sobie do serca porzekadło o ciemności pod latarnią, może to zwykła zuchwałość totalna, która charakteryzuje polityków nieco uboższych w inne przymioty.
Nie chcę ich ostrzegać – bo to duzi chłopcy, wiedzą co kto ma za uszami i co za co grozi - ani podpowiadać politycznej taktyki – z pewną przyjemnością patrzy się na ich desperację.
Przypomnę tylko krótko. Największy kontrakt dla armii był arcydziełem nieprzejrzystości. Cały świat musiał zachodzić w głowę, co takiego naobiecywali Francuzi polskiemu rządowi, że ten zdecydował się płacić rekordowe ceny za śmigłowce. A w Polsce wszyscy (poza rządem) myśląc: Caracal, dopowiadali mimochodem: Mistral, Rada Europejska… I to zanim jeszcze osobą powszechnie znaną stał się Wacław Berczyński, a nawet zanim udzielił mi wywiadu – bardzo ciekawego zresztą i w ogromnej większości wciąż aktualnego – we „wSieci” na jesieni 2015 r. poświęconego maszynom Airbusa i światowemu rynkowi śmigłowców wojskowych.
Od momentu, gdy rząd Donalda Tuska zaczął majstrować przy przetargu, protestowali konkurenci Francuzów – z zakładów w Mielcu i Świdniku. Można powiedzieć: mieli w tym konkretny interes (nie tylko interes polskich pracowników tych fabryk…). Ale nie tylko oni. Prasa branżowa od początku podawała w wątpliwość kupno dla wszystkich rodzajów wojsk maszyn budowanych na jednej platformie. Później powszechne były doniesienia o zmianie warunków przetargu i dziwnych zbiegach okoliczności: do nowych wytycznych pasował tylko produkt znad Sekwany.
Przypomnijmy sobie ostatnią fazę tego zamówienia. W czerwcu 2015 r. nie krytyczne wobec gabinetu Ewy Kopacz „wSieci”, a przychylna rządowi „Polska the Times” drwiła z testów Caracali, że „poszły szybciutko”, choć do końca nie wiadomo co testowano… Szczegóły tutaj.
Przypomnijmy dalej: w sierpniu 2015 r. to nie w naszym tygodniku, a w nieprzeszkadzającym PO „Dzienniku Gazecie Prawnej” czytaliśmy o wygibasach, jakie resort Tomasza Siemoniaka wykonywał, by ostateczna decyzja ws. Caracali spadła na nowy rząd. Można to sprawdzić tu.
Co takiego działo się w tym przetargu, że rząd Ewy Kopacz nie chciał zakończyć negocjacji z Airbusem samodzielnie i przed wyborami pochwalić się sukcesem w zapewnianiu Polakom bezpieczeństwa? Dlaczego zaplanowano, by decyzją ws. gigantycznej umowy spróbować podzielić się z PiS-em?
Odpowiedzi na te pytania przyniesie postępowanie, które od ponad pół roku trwa w szczecińskiej prokuraturze. Nie działania Wacława Berczyńskiego ani Antoniego Macierewicza są głównym przedmiotem zainteresowaniu śledczych, ale Tomasz Siemoniak, Czesław Mroczek i podlegli im wojskowi z Inspektoratu Uzbrojenia MON.
To w skrócie. Szerzej o odwracaniu karakala ogonem piszemy z Marcinem Wikłą w najnowszym wydaniu „wSieci”. W naszym tekście znajdą Państwo m.in. omówienie dwóch interesujących dokumentów, które do ministrów obrony z PO pisali w 2011 i 2013 r. najwyżsi wojskowi dowódcy. Ostrzegali przed przetargiem, który – ich zdaniem – był skonstruowany wbrew potrzebom armii.
Trwa „druga wojna o Caracale”, jak nazwaliśmy śmigłowcową ofensywę PO. Możemy w nim mieć jeszcze sporo ciekawych potyczek. Warto je obserwować, pamiętając o zdarzeniach sprzed roku, dwóch, trzech, pięciu… Wiele mówią o dziś krzyczących. Jak np. kwestia certyfikatów dostępu do informacji niejawnych dla współpracowników Antoniego Macierewicza. Tomasz Siemoniak chodzi po stacjach radiowych i telewizyjnych opowiadając, że „nie słyszał o tym”, by za ich czasów „jakieś postępowanie trwało dłużej niż trzy miesiące” (sugerując, że prześwietlając Berczyńskiego SKW musiała znaleźć coś niepokojącego). Albo słabo słuchał, albo nie miał pojęcia, co się dzieje w podległym mu resorcie, albo nie ma pojęcia o procedurach. Naprędce znaleźliśmy pięć przypadków kilkunastomiesięcznego oczekiwania na certyfikaty, gdy kierował ministerstwem obrony.
O tym też więcej przeczytają państwo we „wSieci”. Polecam, by wyraźniej dostrzec to, co czai się za zasłoną dymną wokół Caracali.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/339830-odwracanie-karakala-ogonem-czyli-jak-swoja-afere-nieudolnie-przykleic-do-innych