W tej sprawie nie chodzi o to, kto doradzał Antoniemu Macierewiczowi, by zrezygnować z zakupu śmigłowców Airbusa. To tylko medialna zasłona dymna. Kluczowe pytanie brzmi bowiem: dlaczego kierowane przez Tomasza Siemoniaka MON uparcie dążyło do zakupu caracali? Dotarliśmy do niejawnych dokumentów, które dowodzą, że resort dostawał jasne ostrzeżenia: planowany zakup nie jest korzystny dla polskiej armii. Alarmowały zarówno wojskowy kontrwywiad, jak i Sztab Generalny. Wyolbrzymianie dziś mało istotnych wątków wygląda na próbę odwrócenia uwagi od istoty sprawy i wplątania w aferę obecnego szefostwa Ministerstwa Obrony
— piszą w najnowszym numerze tygodnika „wSieci” Marek Pyza i Marcin Wikło.
Autorzy artykuły „Druga wojna o caracale” przypominają, że problemy z francuskimi helikopterami nie zaczęły się wczoraj.
Obserwując trwającą od kilku tygodni medialną awanturę wokół śmigłowców wielozadaniowych dla polskiej armii, można by pomyśleć, że problem pojawił się dopiero po nieszczęsnym wywiadzie Wacława Berczyńskiego dla „Dziennika Gazety Prawnej”, a wcześniej – przez sześć lat! – nie działo się nic niepokojącego. Tak chciałaby to widzieć opozycja
— czytamy w tekście.
Dziennikarze zadają kluczowe pytanie: Skąd biorą się w tej sprawie tak wielkie emocje wśród polityków PO?
Marek Pyza i Marcin Wikło przypominają, że „największe zakupy dla armii rozstrzygnięto w kwietniu 2015 r., po trzech latach od ogłoszenia przetargu”. Politycy koalicji PO-PSL poinformowali wtedy, że to właśnie firma Airbus Helicopters i jej maszyna H225M Caracal została zakwalifikowana do końcowego etapu negocjacji
Przetarg od samego początku budził poważne wątpliwości. Najpierw armia potrzebowała 26 maszyn, później 70, by w końcu te same pieniądze chcieć wydać na 50 śmigłowców. Jak się ostatecznie okazało, polski rząd postanowił kupić najdroższe wiropłaty na świecie (ich cena z niewiadomych przyczyn z czasem rosła, by ostatecznie osiągnąć zawrotne ok. 65 mln euro za sztukę, dotychczas nikt na świecie nie kupował tak drogo)
— przekonują autorzy.
Dziennikarze zwracają też uwagę na cały szereg błędnych i kontrowersyjnych decyzji dotyczących zakupu caracali.
Kolejną niezrozumiałą decyzją MON było zamówienie dla wszystkich rodzajów wojsk śmigłowców zbudowanych na tej samej platformie. Chodzi o bazową konstrukcję maszyn, w pewnym stopniu porównywalną z płytą podłogową w samochodach. To założenie z pozoru sensowne. Teoretycznie oznacza tańsze serwisowanie czy szkolenie pilotów. Jednak założenie to było przez wielu ekspertów mocno krytykowane
— czytamy.
I jak się okazuje, politycy ówczesnej ekipy rządzącej uparcie trwali przy swojej decyzji, pomimo ostrzeżeń i krytyki ze strony wojskowego dowództwa! Marek Pyza i Marcin Wikło informują, że dotarli do niejawnych dokumentów, które dowodzą, że resort obrony narodowej dostawał jasne ostrzeżenia, że planowany zakup nie jest korzystny dla polskiej armii.
Dziennikarze cytują pismo gen. Mieczysława Cieniucha z 7 lipca 2011 r., ówczesnego szefa Sztabu Generalnego WP, skierowane do gen. Zbigniewa Głowienki, dowódcy Wojsk Lądowych, w którym zawarta jest krytyczna opinia na temat planowanego zakupu śmigłowców.
„Oceniono, że idea pozyskania różnego typu statków powietrznych na bazie wspólnej platformy bazowej napotka realne i uzasadnione trudności. […] W opinii Sztabu Generalnego WP, za zasadne uważa się rozważenie możliwości pozyskania przedmiotowych śmigłowców w oparciu o dwie platformy śmigłowcowe”
— czytamy.
Z kolei w dalszej części dokumentu generał wyjaśnia, że w takim układzie znacznie szybciej można by dostać np. śmigłowce transportowe, które „nie wymagają integracji z zaawansowanymi systemami uzbrojenia”. I jak przypominają autorzy artykułu, w tym czasie ministrem obrony w pierwszym rządzie Donalda Tuska był Bogdan Klich.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W tej sprawie nie chodzi o to, kto doradzał Antoniemu Macierewiczowi, by zrezygnować z zakupu śmigłowców Airbusa. To tylko medialna zasłona dymna. Kluczowe pytanie brzmi bowiem: dlaczego kierowane przez Tomasza Siemoniaka MON uparcie dążyło do zakupu caracali? Dotarliśmy do niejawnych dokumentów, które dowodzą, że resort dostawał jasne ostrzeżenia: planowany zakup nie jest korzystny dla polskiej armii. Alarmowały zarówno wojskowy kontrwywiad, jak i Sztab Generalny. Wyolbrzymianie dziś mało istotnych wątków wygląda na próbę odwrócenia uwagi od istoty sprawy i wplątania w aferę obecnego szefostwa Ministerstwa Obrony
— piszą w najnowszym numerze tygodnika „wSieci” Marek Pyza i Marcin Wikło.
Autorzy artykuły „Druga wojna o caracale” przypominają, że problemy z francuskimi helikopterami nie zaczęły się wczoraj.
Obserwując trwającą od kilku tygodni medialną awanturę wokół śmigłowców wielozadaniowych dla polskiej armii, można by pomyśleć, że problem pojawił się dopiero po nieszczęsnym wywiadzie Wacława Berczyńskiego dla „Dziennika Gazety Prawnej”, a wcześniej – przez sześć lat! – nie działo się nic niepokojącego. Tak chciałaby to widzieć opozycja
— czytamy w tekście.
Dziennikarze zadają kluczowe pytanie: Skąd biorą się w tej sprawie tak wielkie emocje wśród polityków PO?
Marek Pyza i Marcin Wikło przypominają, że „największe zakupy dla armii rozstrzygnięto w kwietniu 2015 r., po trzech latach od ogłoszenia przetargu”. Politycy koalicji PO-PSL poinformowali wtedy, że to właśnie firma Airbus Helicopters i jej maszyna H225M Caracal została zakwalifikowana do końcowego etapu negocjacji
Przetarg od samego początku budził poważne wątpliwości. Najpierw armia potrzebowała 26 maszyn, później 70, by w końcu te same pieniądze chcieć wydać na 50 śmigłowców. Jak się ostatecznie okazało, polski rząd postanowił kupić najdroższe wiropłaty na świecie (ich cena z niewiadomych przyczyn z czasem rosła, by ostatecznie osiągnąć zawrotne ok. 65 mln euro za sztukę, dotychczas nikt na świecie nie kupował tak drogo)
— przekonują autorzy.
Dziennikarze zwracają też uwagę na cały szereg błędnych i kontrowersyjnych decyzji dotyczących zakupu caracali.
Kolejną niezrozumiałą decyzją MON było zamówienie dla wszystkich rodzajów wojsk śmigłowców zbudowanych na tej samej platformie. Chodzi o bazową konstrukcję maszyn, w pewnym stopniu porównywalną z płytą podłogową w samochodach. To założenie z pozoru sensowne. Teoretycznie oznacza tańsze serwisowanie czy szkolenie pilotów. Jednak założenie to było przez wielu ekspertów mocno krytykowane
— czytamy.
I jak się okazuje, politycy ówczesnej ekipy rządzącej uparcie trwali przy swojej decyzji, pomimo ostrzeżeń i krytyki ze strony wojskowego dowództwa! Marek Pyza i Marcin Wikło informują, że dotarli do niejawnych dokumentów, które dowodzą, że resort obrony narodowej dostawał jasne ostrzeżenia, że planowany zakup nie jest korzystny dla polskiej armii.
Dziennikarze cytują pismo gen. Mieczysława Cieniucha z 7 lipca 2011 r., ówczesnego szefa Sztabu Generalnego WP, skierowane do gen. Zbigniewa Głowienki, dowódcy Wojsk Lądowych, w którym zawarta jest krytyczna opinia na temat planowanego zakupu śmigłowców.
„Oceniono, że idea pozyskania różnego typu statków powietrznych na bazie wspólnej platformy bazowej napotka realne i uzasadnione trudności. […] W opinii Sztabu Generalnego WP, za zasadne uważa się rozważenie możliwości pozyskania przedmiotowych śmigłowców w oparciu o dwie platformy śmigłowcowe”
— czytamy.
Z kolei w dalszej części dokumentu generał wyjaśnia, że w takim układzie znacznie szybciej można by dostać np. śmigłowce transportowe, które „nie wymagają integracji z zaawansowanymi systemami uzbrojenia”. I jak przypominają autorzy artykułu, w tym czasie ministrem obrony w pierwszym rządzie Donalda Tuska był Bogdan Klich.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/339777-pyza-i-wiklo-ujawniaja-w-najnowszym-wsieci-wojskowi-ostrzegali-platforme-przed-caracalami-dlaczego-siemoniak-uparcie-dazyl-do-zakupu