Dymisja Marka Magierowskiego to duża strata dla Kancelarii Prezydenta i samego Andrzeja Dudy. Decyzja byłego już dyrektora biura prasowego nie przyniesie też pozytywnych skutków (ani krótkofalowych, ani tych na dłuższą metę) całej polityce głowy państwa, jak i całego szeroko rozumianego obozu rządzącego. Jest przy tym (kolejnym) potwierdzeniem głębszych problemów Pałacu.
Kancelaria z odejściem Magierowskiego traci profesjonalistę, który – choć sam nie bez wad, o których za chwilę – potrafił skrupulatnie, rzeczowo i merytorycznie reagować na wyzwania, jakie stawały niemal każdego dnia przed prezydentem i jego ministrami. Codzienna praca Magierowskiego w dużej mierze polegała na czarnej robocie na zapleczu - przygotowywał briefy dla ministrów i doradców, sprawnie reagował na wydarzenia i wybuchające pożary medialne, przeorganizował biuro medialno-komunikacyjne w Pałacu, zatrudnił rzetelny zespół, rozumiał i czuł politykę. Przychodził do Pałacu naprawić podstawowe, elementarne zasady współpracy z mediami i otoczeniem. Czy była to praca pozbawiona błędów i niedoskonałości? Skądże. Ale jednak momentami była wręcz bezcenna dla Pałacu i prezydenta.
Szerszej publiczności przedstawiał się wtedy, gdy w imieniu prezydenta Dudy brał udział w programach publicystycznych. To tam odpierał ataki przedstawicieli opozycji i, co chyba ważniejsze, także nieprzychylnych prezydentowi Dudzie mediów. Robił to sprawnie, konkretnie, choć czasem ze zbyt dużym publicystycznym sznytem (sam był przez lata dziennikarzem). Ale na tle swoich rywali w studiach telewizyjnych wyróżniał się zdecydowanie in plus.
Brał na klatę Olejnik, Piaseckiego, swego czasu udzielił nawet wywiadu „Wyborczej”. Mówił, że chodzenie do TVN nie sprawia mu najmniejszej przyjemności, ale tak rozumiał rolę rzecznika prezydenta
— tłumaczy jeden z wysokich rangą urzędników Kancelarii Prezydenta.
Sposób prowadzenia polityki przez Magierowskiego nie do końca podobał się wśród części polityków Prawa i Sprawiedliwości. Złośliwi zaczęli mówić o nim per „wiceprezydent”, niechętni mu mówili o wielkich niespełnionych ambicjach politycznych. O tym, że chciał być bardziej ministrem ds. polityki zagranicznej, a nie rzecznikiem.
Starał się o wyłączność w dostępie do ucha prezydenta, próbował przedstawiać, czasem suflować mu rozmaite rozwiązania. Nie było w tym jednak większej strategii
— słyszę od innego z urzędników Kancelarii.
Do problemów ze strategią pracy w Kancelarii jeszcze wrócimy. Magierowskiego oskarżano czasem – choć głównie anonimowo – o prowadzenie własnej polityki, o granie na siebie. I choć w jakiejś mierze tak było (choć który polityk nie gra także na siebie), to trzeba pamiętać, że niemal cała jego praca, wszystkie komunikaty i wypowiedzi, każdy przekaz medialny były konsultowane z prezydentem. Jeśli mieć pretensje (czasem zresztą słuszne), to do całego Pałacu, nie tylko do jego ust.
Dużą zaletą pracy Magierowskiego był fakt, że zna siedem (!) języków obcych, co znacznie ułatwiało jego codzienną robotę. Co ważne, w każdym z nich umiał powiedzieć kilka sensownych zdań (vide: jego rewelacyjna, napisana jeszcze przed pracą w KPRP książka „Zmęczona” opowiadająca o problemach Europy Zachodniej), co nie charakteryzuje wszystkich poliglotów.
Na spotkaniach w Pałacu z udziałem korpusu dyplomatycznego otaczał go zazwyczaj wianuszek ambasadorów. Marek przechodził z jednego języka na drugi jak automat
— śmieje się urzędnik KPRP.
Wspomniałem wcześniej o kłopotach ze strategią i komunikacją prezydenta i jego ministrów. Nie sposób będzie tutaj uciec od zestawienia decyzji Magierowskiego o dymisji z zapowiedzią prezydenta Dudy dotyczącą referendum. Przykład z referendum to bowiem skrajny przejaw głębszych problemów tej prezydentury.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Dymisja Marka Magierowskiego to duża strata dla Kancelarii Prezydenta i samego Andrzeja Dudy. Decyzja byłego już dyrektora biura prasowego nie przyniesie też pozytywnych skutków (ani krótkofalowych, ani tych na dłuższą metę) całej polityce głowy państwa, jak i całego szeroko rozumianego obozu rządzącego. Jest przy tym (kolejnym) potwierdzeniem głębszych problemów Pałacu.
Kancelaria z odejściem Magierowskiego traci profesjonalistę, który – choć sam nie bez wad, o których za chwilę – potrafił skrupulatnie, rzeczowo i merytorycznie reagować na wyzwania, jakie stawały niemal każdego dnia przed prezydentem i jego ministrami. Codzienna praca Magierowskiego w dużej mierze polegała na czarnej robocie na zapleczu - przygotowywał briefy dla ministrów i doradców, sprawnie reagował na wydarzenia i wybuchające pożary medialne, przeorganizował biuro medialno-komunikacyjne w Pałacu, zatrudnił rzetelny zespół, rozumiał i czuł politykę. Przychodził do Pałacu naprawić podstawowe, elementarne zasady współpracy z mediami i otoczeniem. Czy była to praca pozbawiona błędów i niedoskonałości? Skądże. Ale jednak momentami była wręcz bezcenna dla Pałacu i prezydenta.
Szerszej publiczności przedstawiał się wtedy, gdy w imieniu prezydenta Dudy brał udział w programach publicystycznych. To tam odpierał ataki przedstawicieli opozycji i, co chyba ważniejsze, także nieprzychylnych prezydentowi Dudzie mediów. Robił to sprawnie, konkretnie, choć czasem ze zbyt dużym publicystycznym sznytem (sam był przez lata dziennikarzem). Ale na tle swoich rywali w studiach telewizyjnych wyróżniał się zdecydowanie in plus.
Brał na klatę Olejnik, Piaseckiego, swego czasu udzielił nawet wywiadu „Wyborczej”. Mówił, że chodzenie do TVN nie sprawia mu najmniejszej przyjemności, ale tak rozumiał rolę rzecznika prezydenta
— tłumaczy jeden z wysokich rangą urzędników Kancelarii Prezydenta.
Sposób prowadzenia polityki przez Magierowskiego nie do końca podobał się wśród części polityków Prawa i Sprawiedliwości. Złośliwi zaczęli mówić o nim per „wiceprezydent”, niechętni mu mówili o wielkich niespełnionych ambicjach politycznych. O tym, że chciał być bardziej ministrem ds. polityki zagranicznej, a nie rzecznikiem.
Starał się o wyłączność w dostępie do ucha prezydenta, próbował przedstawiać, czasem suflować mu rozmaite rozwiązania. Nie było w tym jednak większej strategii
— słyszę od innego z urzędników Kancelarii.
Do problemów ze strategią pracy w Kancelarii jeszcze wrócimy. Magierowskiego oskarżano czasem – choć głównie anonimowo – o prowadzenie własnej polityki, o granie na siebie. I choć w jakiejś mierze tak było (choć który polityk nie gra także na siebie), to trzeba pamiętać, że niemal cała jego praca, wszystkie komunikaty i wypowiedzi, każdy przekaz medialny były konsultowane z prezydentem. Jeśli mieć pretensje (czasem zresztą słuszne), to do całego Pałacu, nie tylko do jego ust.
Dużą zaletą pracy Magierowskiego był fakt, że zna siedem (!) języków obcych, co znacznie ułatwiało jego codzienną robotę. Co ważne, w każdym z nich umiał powiedzieć kilka sensownych zdań (vide: jego rewelacyjna, napisana jeszcze przed pracą w KPRP książka „Zmęczona” opowiadająca o problemach Europy Zachodniej), co nie charakteryzuje wszystkich poliglotów.
Na spotkaniach w Pałacu z udziałem korpusu dyplomatycznego otaczał go zazwyczaj wianuszek ambasadorów. Marek przechodził z jednego języka na drugi jak automat
— śmieje się urzędnik KPRP.
Wspomniałem wcześniej o kłopotach ze strategią i komunikacją prezydenta i jego ministrów. Nie sposób będzie tutaj uciec od zestawienia decyzji Magierowskiego o dymisji z zapowiedzią prezydenta Dudy dotyczącą referendum. Przykład z referendum to bowiem skrajny przejaw głębszych problemów tej prezydentury.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/338416-odejscie-marka-magierowskiego-to-duza-strata-dla-kancelarii-prezydenta-i-samego-andrzeja-dudy