Prezydent Andrzej Duda ma rację. Minęło już 20 lat odkąd mamy konstytucję i warto poddać ją weryfikacji społeczeństwa. Zwłaszcza, że wiele się od tamtej pory zmieniło, zmienili się ludzie i zmieniło się państwo.
Przede wszystkim należy wyciągnąć wnioski z wygranej PiS w 2015 roku. Wygrana ta była głosem sprzeciwu wobec patologii poprzednich lat. Trzeba powiedzieć wyraźnie, że państwo polskie nie do końca zdało egzamin wobec swoich obywateli, porzucając większość z nich na pastwę losu i uprzywilejowując w zamian wąską kastę klientów władzy.
Czy to wina ułomnej konstytucji? Do pewnego stopnia tak. Kilka tygodni temu w tygodniku „wSieci” napisałem: konstytucję z 1997 roku uchwalił Sejm, w którym zabrakło przedstawicieli prawicy. Można oczywiście próbować polemizować z tą tezą, wskazywać, że do prac komisji konstytucyjnej zapraszano prawicowych polityków, że zorganizowano referendum itd. Warto jednak przypomnieć, że zaledwie pięć miesięcy po uchwaleniu konstytucji odbyły się wybory, które wygrała konserwatywna AWS. Trudno więc uciec od wrażenia, że Sejm, w którym większość miały SLD i Unia Wolności, chciał zdążyć z ustawą zasadniczą, zanim władzę w Polsce przejmie prawica.
Dziś mamy owoce tamtej decyzji. Konstytucję, którą liberalna opozycja uważa za nienaruszalną świętość, która jest deklamowana na politycznych mityngach, prawica traktuje z dużą obojętnością. Ustawa zasadnicza nie łączy Polaków. Dlatego coraz bardziej potrzebujemy prawdziwej umowy społecznej.
Inicjatywa prezydenta Dudy jest wyjściem naprzeciw tym oczekiwaniom. To oczywiste, że totalna opozycja będzie sabotować i zwalczać ideę referendum konstytucyjnego, bo nie chce żadnych zmian, a te które wprowadzono, zamierza wręcz cofnąć. Zdaje sobie również sprawę z tego, że ewentualna wygrana zwolenników zmiany konstytucji wzmocni pozycję rzadzącej prawicy i da jej mandat do prac nad zmianą ustawy zasadniczej, o ile oczywiście PiS zdoła zgromadzić konstytucyjną większość w kolejnym parlamencie. Nawet jednak bez tej większości prawica będzie w stanie znów przejść do programowej ofensywy. Referendum może też być testem przed wyborami w 2019 roku, formą mobilizacji tej części społeczeństwa, która pragnie dalszych zmian w Polsce. PiS jest partią demokratyczną i może tym samym udowodnić, że nie obawia się głosu obywateli.
Cieszy też bardzo fakt, że prezydent postanowił głebiej zaangażować się w naprawę państwa. To oczywiste, że wyzwoli to (już wyzwala) lawinę hejtu, która uderzy w Andrzeja Dudę. Prezydent musi jednak starać się unikać wymiany ciosów, być ponad polityczną wojną, choć nie ponad politycznymi podziałami. Nie ma bowiem sensu wyciągać ręki do tej części opozycji, która nie tylko wypisała się z odpowiedzialności za państwo, ale próbuje – jak wynika z zapowiedzi Grzegorza Schetyny – dokonać demontażu wielu jego instytucji. Jeśli jednak partie opozycyjne będą chciały współpracować, to trzeba wysłuchać ich zdania i zaprosić do debaty. Na razie jednak nic tego nie zapowiada, więc nie należy reagować na ujadanie z tamtej strony. Gdyby opozycja była tak silna, za jaką się uważa na podstawie ostatnich sondaży, nie bałaby się referendum konstytucyjnego. Żeby jednak dyskutować o konstytucji, trzeba najpierw przedstawić jakiś program, a tego – poza odsunięciem PiS od władzy – opozycja nie ma.
O KONSTYTUCJI I REFERENDUM CZYTAJ TEŻ:
Piotr Skwieciński: Referendum konstytucyjnie - dynamiczne wyjście z narożnika.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/338231-prezydent-przetestowal-opozycje-gdyby-byla-tak-silna-jak-twierdzi-nie-balaby-sie-referendum-konstytucyjnego