Nie wiem, co myśleć o serii sondaży publikowanych w ostatnich dniach w mediach. Rozrzut głosów na główne partie bywa tak ogromny, że trudno traktować je jako wiarygodne mierniki nastrojów społecznych. Pewne prawidłowości można jednak wypatrzeć.
Najbardziej zagadkowy jest fakt, że autorami większości sondaży, w których różnice między PO i PiS sięgają – w zależności od badania nawet 12 punktów procentowych w ciągu niespełna miesiąca – są firmy należące do jednego i tego samego konsorcjum. Trudno wręcz oprzeć się teoriom spiskowym, wedle których sondaże są mocno naciągane na korzyść PO, aby wywołać pożądany efekt psychologiczny u wyborców. Jeśli uda się przekonać ludzi, że PiS się kończy, to wielu w to uwierzy i dalej zadziała teoria kuli śnieżnej. Przekonanie będzie się rozrastać i spowoduje, że obecne wyniki staną się trwałym i już niezaprzeczalnym faktem.
Zdaję sobie sprawę z tego, że należy ostrożnie podchodzić do tego rodzaju teorii, ale poziom szaleństwa liberalnej opozycji przekracza dziś granice, których dotąd nie przekraczano. Skoro wielokrotnie byliśmy świadkami praktykowania zasady, że każda metoda odsunięcia PiS od władzy jest dobra i moralnie uzasadniona, to dlaczegóż by nie „podrasować” nieco badań, odpowiednio zadając pytania w ankietach? Nie wiem, nie stawiam żadnych oskarżeń, bo nie ma na to dowodów, ale trudno nie zadawać sobie pytania o miarodajność tak różniących się od siebie wynikami badań.
Niezależnie jednak od tego, na ile ostatnie sondaże są miarodajne co do konkretnych wyników, to z pewnością – i tego nie kwestionuję – opierają się na rzeczywistych podstawach. To znaczy, pokazują ogólne nastroje społeczne i zachodzące tu zmiany. Trudno nie dostrzec dwóch zjawisk. Po pierwsze utrwalenia się pozycji PO jako głównej siły opozycyjnej przy jednoczesnym zaniku Nowoczesnej i – po drugie – porażki ruchu Pawła Kukiza, który nie zdołał w sposób trwały przyciągnąć kontestujących wyborców, za to w zamian osłabił nieco PiS, podbierając mu niewielkie grupki elektoratu.
Inaczej mówiąc, wracamy do dawnego duopolu PiS-PO, gdzie obie partie walczą między sobą o przywództwo. Nic tu jednak nie jest przesądzone. PO nie jest raczej w stanie osiągnąć decydującej przewagi nad PiS, a wchłaniając Nowoczesną, pozbawia się potencjalnego koalicjanta, co uniemożliwia jej stabilne rządy w przypadku ewentualnej (choć ciągle wątpliwej) wygranej w wyborach. Dlatego kluczowa staje się dziś prezydentura. To ona może się okazać języczkiem u wagi w wyborczej rozgrywce 2019-20 i przesądzić, kto przejmie realną kontrolę nad państwem.
Dobrze byłoby więc, aby po prawej stronie unikać sporów wokół prezydenta i szanując jego pozycję w państwie, wyłączyć go z bieżącej przepychanki politycznej, dając mu w zamian większą swobodę działania. Warto bowiem pamiętać, że Andrzej Duda wygrał wybory nie dlatego, że był agresywny i bojowy, ale – dokładnie przeciwnie – że starał się zjednywać jak najwięcej wyborców.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/337882-z-sondazy-wynika-dzis-jedno-ze-bardzo-wazna-w-rywalizacji-o-wladze-staje-sie-prezydentura