Dokument zatytułowany „Chrześcijański kształt patriotyzmu” jest swoistą instrukcją dla każdego polskiego patrioty. Polscy biskupi analizują każdy jego wymiar: od polityki historycznej po sport. W każdej z tych spraw udzielają wsparcia ludziom traktujących patriotyzm jako coś żywego i istotnego. Ale – i to powinni zauważyć rozmaici prawicowi radykałowie – przestrzegają przed przegięciami.
„Gazeta Wyborcza” powitała tekst z entuzjazmem nadając temu entuzjazmowi właściwą sobie postać: my domagaliśmy się tego od dawna, wreszcie nasze żądania spełniono, a i to w nie do końca doskonałej formie.
Czy jednak dziennik Michnika odniósł się do mocnego kościelnego wsparcia patriotyzmu? W ogóle nie, przecież był czas, kiedy co tydzień drukował aktora, piosenkarza czy innego celebrytę, który zblazowanym tonem i bez żadnej repliki w gazecie, obwieszczał, że jemu miłość do własnej ojczyzny jest niepotrzebna, że jej nie rozumie, że się jej wstydzi.
Czasem takie deklaracje przytrafiały się też prominentnym redaktorom z Czerskiej. I czasem takie akcenty nadal się pojawiają, choć można odnieść wrażenie, że na potrzeby walki z PiS, to antypatriotyczne ostrze zostało stępione. Na jak długo?
Ale teraz z kolei pytanie do prawicy: czy jesteście w stanie znieść to co chwali „Wyborcza”? Pojawiły się już w internecie niezliczone głosy krytyki – od agresywnych przedrzeźniań („Epidiaskop postanowił”) po uczone polemiki Jana Żaryna czy Jacka Bartyzela. Powiedzmy wprost: nie ma obowiązku zgadzać się z tym tekstem. Nie jest objęty „klauzulą nieomylności”, to polityczna deklaracja.
Ale jeśli ktoś uważa się za człowieka Kościoła, a zaczyna mieć na pieńku już nie tylko z odległym, podejrzewanym o progresywizm, jeśli nie bezbożnictwo papieżem, ale z własnymi biskupami, których tradycjonalizm obyczajowy dopiero co wspierało się podczas synodu, jak to skomentować? Czy najbardziej wyrazista prawica nie zaczyna się sprowadzać do roli sekty. Stawiam pytanie, niech każdy odpowie sobie sam. I podkreślam – na pieńku nie z pojedynczym hierarchą, a z Episkopatem.
Podczas debaty telewizyjnej w dzisiejszym salonie dziennikarskim ks. Henryk Zieliński mówił, że chodzi o krytykę swoistej patologii, kiedy to naród jest stawiany na piedestale zamiast Boga, a religia zaczyna być traktowana instrumentalnie.
I rzeczywiście „Wyborcza” już zaczyna rozliczać w oparciu o ten dokument arcybiskupa Jędraszewskiego za przekonanie, że „sprowadzanie uchodźców oznacza zderzenie kultur”. Lubię jak pozostający w ogromnej większości poza Kościołem lewicowcy bronią jego ortodoksji przed czołowymi hierarchami. To oczywisty absurd: obrona własnego bezpieczeństwa, spokoju wewnętrznego czy integralności własnej kultury jest oczywiście mądrym patriotyzmem. Można naturalnie z takim stanowiskiem polemizować, ale nie wymachując tekstami o „złym nacjonalizmie”.
Jednak zarazem trzeba mocno powiedzieć: gdyby biskupi chcieli walczyć jedynie z wypaczeniami, przegięciami nacjonalizmu, to by to powiedzieli. A napisali jak najwyraźniej.: „Kościół w swoim nauczaniu zdecydowanie rozróżnia szlachetny i godny propagowania patriotyzm oraz będący formą egoizmu nacjonalizm”. To samo nota bene powtarzał wiele razy prezydent Lech Kaczyński.
Więcej nawet biskupi myśl swoją rozwinęli. „Święty Jan Paweł II na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ w 1995 r. podkreślał, iż „należy ukazać zasadniczą różnicę, jaka istnieje między szaleńczym nacjonalizmem, głoszącym pogardę dla innych narodów i kultur, a patriotyzmem, który jest godziwą miłością do własnej ojczyzny. Prawdziwy patriota nie zabiega nigdy o dobro własnego narodu kosztem innych. To bowiem przyniosłoby ostatecznie szkody także jego własnemu krajowi, prowadząc do negatywnych konsekwencji zarówno dla napastnika, jak i dla ofiary. Nacjonalizm, zwłaszcza w swoich bardziej radykalnych postaciach, stanowi antytezę prawdziwego patriotyzmu i dlatego dziś nie możemy dopuścić, aby skrajny nacjonalizm rodził nowe formy totalitarnych aberracji. To zadanie pozostaje oczywiście w mocy także wówczas, gdy fundamentem nacjonalizmu jest zasada religijna, jak się to niestety dzieje w przypadku pewnych form tak zwanego «fundamentalizmu»”.
Ja nawet mam wrażenie pewnej przesady. Może należało jednak oddać historyczną zasługę polskiemu ruchowi narodowemu. Może należało wyraźniej uznać pewne elementy narodowej agendy dziś: od ochrony własnej gospodarki po walkę przeciw wizji ponadnarodowej Europy. Ale może biskupi uważają, że można tę agendę realizować bez sięgania po sztandary, które kojarzą się również z rzeczami złymi: szerzeniem narodowej i rasowej nienawiści, zamieszkami, dyskryminacyjnymi pomysłami z lat 30. Wiem, że senator Żaryn się ze mną nie zgodzi. Niemniej takie stanowisko jest faktem.
Może bym je mocniej podważał, bo endecja to część naszego historycznego dziedzictwa, gdyby nie rzeczywistość, w której najgłupszy, ale brzmiący narodową tężyzną frazes znajduje uznanie części prawicowej sieci, a czasem i tolerancję oficjalnych, pisowskich czynników. Które nie są, wbrew temu co głosi Jacek Żakowski, na cenzurowanym, bo nigdy się do nacjonalizmu nie przyznały. Ale które czasem z jakimiś odłamami takich środowisk grają, flirtują. Po to aby coś nie wyrosło po prawej stronie, a czasem w zwykłym odruchu: skoro „Wyborcza” z Sorosem krytykują, my przygarniamy do piersi.
Z zażenowaniem obserwowałem pląsy konserwatywnych publicystów i intelektualistów wokół księdza Międlara w sytuacji, kiedy Kościół umiał sobie z tym przypadkiem pomieszania porządków znakomicie poradzić. Albo sytuację, kiedy znany prawicowy dziennikarz prosił pokornie przed kamerami aktywistów ONR aby nie zapowiadali więcej w swoich przyśpiewkach „wieszania syjonistów”, a spotkawszy się z kategoryczną odmową, nadal za główny problem uznawał list przeciw manifestacjom ONR-owskim w kościołach. Bo przecież czegoś tam bronią. Walczą z lewicą.
Nie podoba mi się to bynajmniej nie z powodu obaw przed napiętnowaniem przez światową lewicę. Ja wręcz chciałbym aby ci młodzi ludzie reagujący na patologie współczesnego świata nie mieli poczucia osamotnienia. Ale drogą nie jest odpowiedź (choćby nie formułowana głośno): „poszumcie sobie”. Powdziewajcie mundurki. Toksyczność, agresja, wiara w fanatyczne recepty jest przeciwieństwem porządkowania i obrony własnego państwa i narodu. A pielęgnowanie w sobie nienawiści jest zajęciem mocno niechrześcijańskim.
Biskupi to doskonale wiedzą – na czele ze Stanisławem Gądeckim i Markiem Jędraszewskim. Stąd taka zdecydowana reakcja. Przesadna? Może zbyt mało precyzyjna, gdy chodzi o podsumowanie historii. Ale jak najbardziej się tłumacząca, gdy idzie o dzień dzisiejszy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/337787-biskupi-krytykuja-nie-wypaczenia-nacjonalizmu-a-sam-nacjonalizm-co-z-tym-dokumentem-zrobi-prawica