Wajchowy, będący głównym ośrodkiem dyspozycji politycznej III RP, jest wciąż silny, a wręcz odżył i przystąpił do ataku na niespotykaną dotychczas skalę.
Scenariusz jest całkiem prosty. Najpierw sondaże potwierdzające, że Platforma Obywatelska już przegoniła Prawo i Sprawiedliwość, a potem „Marsz Wolności” 6 maja. Marsz ma podeprzeć mit odrodzonej, wielkiej Platformy, która już nie jest w defensywie, tylko śmiało kroczy do władzy. Polacy mają wyjechać na wakacje w przekonaniu, że nastąpił przełom i po 20 miesiącach rządzenia (w połowie lipca 2017 r.) wszystko jest gotowe na to, „żeby było tak jak było”. A po wakacjach planowane są protesty wielu grup zawodowych, z nauczycielami na czele, bowiem 1 września 2017 r. ma wejść w życie reforma edukacji. Rozpętano wokół niej wielką histerię, bo sprawa edukacji idealnie się do tego nadaje, angażując bardzo różne siły i środowiska. Cała jesień 2017 r. ma być jedną wielką antyrządową kampanią.
W antyrządowych i antypisowskich nastrojach mamy wejść w 2018 r., kiedy to (zapewne w listopadzie) będą wybory samorządowe. Co oznacza, że kampania wyborcza zacznie się pewnie pół roku wcześniej, czyli w maju 2018 r. Nic w scenariuszu totalnej opozycji nie jest przypadkowe, od sondaży poczynając, bowiem sondażami w Polsce łatwo można sterować czy też „zamawiać” niemal dowolny wynik. A wręcz sondaże miały pełnić funkcję inicjującą. Przede wszystkim miały podbudować moralnie demobilizowany od około dwóch lat i „oklapnięty” elektorat PO i zachęcić go do masowego udziału w marszu. Reszta opozycji i tak nie ma wyjścia i właściwie musi wziąć udział w marszu PO, co najlepiej widać po PSL, które zapowiedziało przywiezienie do Warszawy kilkunasty tysięcy ludzi. A jeśliby PO uzyskała dobry wynik w wyborach samorządowych, będzie parła do przyspieszonych wyborów parlamentarnych. Skądś to znamy? Oczywiście - z lat 2006-2007, gdy PiS rządziło po raz pierwszy - w niestabilnej koalicji z LPR Romana Giertycha i Samoobroną Andrzeja Leppera. Wtedy PO zorganizowała błękitny marsz 7 października 2006 r. – pod hasłem „Dość kaczorów, chcemy wyborów!”. Tamten marsz był wstępem do wielkiej, histerycznej antypisowskiej i antyrządowej kampanii, której finałem były przedterminowe wybory parlamentarne 21 października 2007 r. Jak widać, wszystko już było.
Wszystko układa się w wielką operację wskrzeszenia PO jako jedynej siły zdolnej pokonać PiS. Nawet jeśli wiele sił krzywi się na wzmocnienie PO pod wodzą Grzegorza Schetyny, po „samozaoraniu” Nowoczesnej oraz KOD nie ma alternatywnego scenariusza. Co oznacza, że w drugiej połowie kwietnia 2017 r. przestawiona została w Polsce główna wajcha, czego pierwszym sygnałem były „przełomowe” sondaże. A teraz te sondaże ma wesprzeć i uwiarygodnić ulica. W patetycznym obwieszczeniu zapowiadającym „Marsz wolności” napisano: „Rok temu ulicami stolicy przeszedł największy marsz w historii Polski po 1989 r. Zorganizowała go Platforma Obywatelska pod hasłem „Jesteśmy i będziemy w Europie”. W marszu wzięło udział ponad 200 tysięcy osób”. Chodzi o marsz zorganizowany 7 maja 2016 r., o którym właściwie wszystkie media informowały, że był marszem KOD, wspartym przez różne partie i organizacje, m.in. PO. Organizatorzy twierdzili, że w marszu wzięło udział 240-250 tys. osób, podczas gdy policja naliczyła 45 tys. uczestników. Porównując różne szacunki można przyjąć, że w marszu 7 maja 2016 r. uczestniczyło ok. 70 tys. osób. Teraz w obwieszczeniu PO znowu jest mowa o 200 tysiącach.
Jest faktem, że PO zapłaciła za organizację marszu sprzed roku, ale imprezę całkowicie przechwycił KOD i uczynił największym sukcesem w swej historii. Przewodniczący PO Grzegorz Schetyna wyszedł na tym interesie jak Zabłocki na mydle albo Jan Himilsbach na angielskim. Po upadku KOD, Schetyna i PO próbują odwojować marsz sprzed roku, ale to nierealne, bowiem w społecznej świadomości utrwalił się on jako impreza i sukces KOD. Schetyna i PO chcą po prostu przekazać społeczeństwu, że tylko oni są w obecnie stanie zmobilizować dziesiątki tysięcy Polaków do wyjścia na ulice. Już przechwycili celebrytów agitujących za marszem 7 maja 2016 r. jako imprezą KOD, m.in. Krystynę Jandę, Daniela Olbrychskiego czy Wojciecha Pszoniaka. Można się spodziewać, że PO i jej przewodniczący „staną na uszach”, żeby 6 maja 2017 r. zgromadzić w Warszawie co najmniej 50 tys. osób, bo potem warszawski ratusz, sami organizatorzy oraz „zaprzyjaźnione” media bez trudu zrobią z tego 150 tys., a nawet, „bez kozery”, 250 tys. Rok temu PO Schetyny wydała 2 mln zł tylko na kampanię reklamową marszu, ale właściwie były to pieniądze wydane na promocję KOD. PO była jednak w głębokiej defensywie i właściwie nie miała wyjścia. Teraz partia również zapewne wyda kilka milionów złotych, ale już na promocję samej siebie. Ale przede wszystkim będzie to wydatek na utrwalenie przekonania, że wajcha została trwale przełożona i wajchowy znowu jest przyjacielem Platformy.
Opisana powyżej operacja restauracji starego porządku czy też swego rodzaju kontrrewolucji w imieniu III RP dowodzi, jak bardzo establishment III RP, osłabiony przejęciem władzy przez PiS, jest zdeterminowany, by władzę odzyskać. Były już donosy na Polskę do wszelkich możliwych instytucji UE, zachęcanie do objęcia naszego kraju sankcjami i prowadzona na wielką skalę, głównie w zagranicznych mediach, kampania delegitymizacji i dyfamacji obecnych władz RP. I był „argument ulicy”, kulminujący nieudanym puczem z 16 grudnia 2016 r. Ulica jednak nie była kontrolowana przez PO. Teraz wszystkie sznurki, dźwignie i wajchy znowu znalazły się w jednym ośrodku – wokół PO. To sprawia, że plany kontrrewolucji czy też restauracji będzie można skuteczniej realizować. Ta sytuacja wskazuje na to, że wajchowy, będący głównym ośrodkiem dyspozycji politycznej III RP, jest wciąż silny, a wręcz odżył i przystąpił do ataku na niespotykaną dotychczas skalę. Świadczą o tym coraz liczniejsze sygnały o mobilizowaniu szerokich kręgów mundurowych, z ludźmi tajnych służb na czele, żeby pod ich przywództwem przeprowadzić w Polsce prawdziwy, skuteczny pucz. Znając powiązania tych ludzi, trzeba się liczyć z udziałem w tym przedsięwzięciu czynnika zewnętrznego. To oznacza, że sytuacja jest naprawdę poważna, a rząd PiS nie będzie miał nawet chwili oddechu, a wręcz będzie poddawany działaniom rozbijającym jedność i wywołującym wewnętrzne konflikty. Dlatego w żadnym razie nie powinien lekceważyć tych zagrożeń.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/337768-zaczelo-sie-od-sondazy-teraz-bedzie-marsz-w-stolicy-a-finalem-ma-byc-skuteczny-pucz-lub-przedterminowe-wybory