Po raz tysięczny i pierwszy potwierdza się stara reguła polskiej polityki – jeśli chcesz iść ramię w ramię z konserwatywną, katolicką prawicą, musisz mieć w kraju nad Wisłą kręgosłup twardszy niż beton antyprawicowego Frontu Jedności Przekazu. Minister cyfryzacji Anna Streżyńska albo nie wie, że wywiad, którego udzieliła Konradowi Piaseckiemu w Radiu Zet, był klasyczną „podpuchą” i ona na tę „podpuchę” dała się nabrać jak dziecko, albo wie – i gra już tylko na siebie.
Od samego początku funkcjonowania rządu Beaty Szydło miała bowiem Streżyńska pozycję skrajnie uprzywilejowaną. Jako jedyna z pisowskiego gabinetu mogła liczyć na komplementy drugiej strony politycznego sporu, ba, okadzały ją nawet media powszechnie uznawane za narzędzia antypisowskiej nagonki. Czemu? Bo była – w ich opinii – „świetnym fachowcem”. Dzięki czemu? Dzięki temu, że nigdy lub prawie nigdy (nie chce mi się sprawdzać, skoro gra i tak jest już w otwarte karty) nie zająknęła się nawet na temat „dokonań” rządu PO-PSL. Bezpartyjny fachowiec – to miał być wizerunek minister Streżyńskiej.
Coś musiało pójść nie tak. Być może poczuła się zbyt mało ważna, a może to wynik gorączki sondażowej i nowych (choć raczej krótkotrwałych) trendów wskazujących na lekki spadek popularności PiS oraz konsolidację opozycji, czytaj: pożarcie Nowoczesnej przez PO. Może to efekt zbytniego zakochania się w sobie samej z wzajemnością, a może komplementy „salonów” uderzyły do głowy, jak szampan dziewczynie na pierwszym Sylwestrze. Dość stwierdzić oczywistą oczywistość: minister Streżyńska jest po tym wywiadzie ukochaną bohaterką totalnej opozycji i murowanym kandydatem nie tylko na stanowisko ministra cyfryzacji w kolejnym rządzie PO-PSL (o ile ten w ogóle powstanie), ale i na bohaterkę antyrządowych mediów. Bo czyż może nią nie zostać ktoś. kto mówi w ten sposób: „Nie możemy jako rząd dawać sygnału, że najważniejsze jest zrealizowanie obietnic wyborczych, a mniej ważne prowadzenie racjonalnej gospodarki finansowej”?
Jaki to ma budować przekaz? Skrajnie nieodpowiedzialnej ekipy? Widma bankructwa Polski pod rządami PiS? Nie da się zjeść ciastka i mieć ciastko, w polityce – tym bardziej. I trudno całość lukrować pluralizmem opinii, bo przypominałoby to oderwane od realiów recenzje konserwatywnych publicystów dotyczące „Ucha prezesa” i tego, że „przecież Robert Górski za poprzedniej władzy także ostro drwił z rządu”. Po pierwsze – porównajmy budżety dla owych „drwin”. Za PO-PSL – taniutkie kabarety ani przez chwilę nie odczłowieczające wyśmiewanych polityków, za PiS – piętnastominutowe , profesjonale filmiki, różnej zresztą jakości (momentami infantylne jak diabli, momentami przezabawne), z profesjonalnymi, nieźle chyba opłacanymi aktorami.
Nie piszę tego po to, by Górskiego „hejtować”, bo wychodzę z założenia, że kabarety powinny i MUSZĄ zajmować się władzą. Ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że w jego przypadku to, co było niewinną połajanką, przemieniło się dziś momentami w czystą „chamówę”. Jego prawo, jego sumienie, jego niezależność. Ostatni odcinek o opozycji dziwnym trafem nie przyniósł żadnego przełomu – liderzy opozycji to wciąż nieszkodliwe „matołki”, w odróżnieniu od skrajnych „półidiotów” (z wyłączeniem Kaczyńskiego). Górski jednak nie jest w rządzie, więc niech drwi z czego chce. Opowieści o tym, że nagle w ciągu roku znalazł w kieszeni zaskórniaki na produkcję profesjonalnych filmików, za to przez osiem lat rządów PO-PSL musiał parać się ubogą satyrą polityczną na scenie, to bajki dla naiwnych dzieci. Ale – powtórzę – inna jest rola satyryka, inna ministra.
Anna Streżyńska wzięła na siebie współodpowiedzialność za funkcjonowanie tego rządu. A rząd to nie jest korporacja, w której pani Basia podgryza panią Kasię, a pan Zenon ukatrupiłby, gdyby mógł, pana Zdzisia z piętra wyżej. Dlatego nie sposób zrozumieć, dlaczego minister cyfryzacji, tak fundamentalnie niezgadzająca się z najważniejszymi celami obecnego rządu, wciąż w nim tkwi. Podanie o dymisję byłoby znacznie uczciwsze niż gryzienie gałęzi, na której wraz z nią siedzą miliony wierzących w „dobrą zmianę” Polaków. Nie chcę wracać do minionej ekipy, ale wyobraźmy sobie sytuację, w której to któryś z ministrów rządu Donalda Tuska tak bardzo nie zgadza się z jego polityką. Czy ktoś jeszcze pamięta słynne „Chłopie, nie stój w przeciągu, bo się zaziębisz!” – rzucone przez Tuska do krytykującego go Palikota?
Więc jest i dobra wiadomość: zarówno profesjonalnie realizowane filmy kabaretowe z dobrym budżetem, jak i krytyka rządu przez jego członków nie były za poprzedniej władzy możliwe. To jest powiew autentycznej wolności. Reasumując: Górski – tak, Streżyńska – szkoda słów, bo wszystko jest jasne. Dała się uwieść antypisowskim „salonom” i po ludzku można to zrozumieć. Ale cóż jeszcze robi w tym rządzie?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/337300-minister-strezynska-tak-fundamentalnie-niezgadzajaca-sie-z-wlasnym-rzadem-powinna-podac-sie-do-dymisji