Mateusz Kijowski nie ma szczęścia. Oj, nie ma. To nikt, w tym ludzie mu politycznie życzliwi, nie chce zrozumieć jego długotrwałych kłopotów z alimentami.
To źli ludzie wyciągają mu jakieś faktury. To inni, również niedobrzy, mają pretensje że za kodowskie pieniądze kupuje sobie fajne gadżety. No pech niebywały.
A w dodatku ten pech nie chce minąć. I się wręcz chyba intensyfikuje. Bo oto lider KOD-u zdecydował napisać książkę, w której opowie całą prawdę o sobie. Książka na zostać wydana w Londynie, a wejść w jej posiadanie można jedynie zamawiając ją internetowo. Żeby uniknąć szalejącej w kraju pisowskiej cenzury i pisowskich siepaczy, oczywiście. Ostrożność dla każdego podtrzymującego kontakt z rzeczywistością obserwatora ze wszech miar - rzecz jasna i bezdyskusyjna - zrozumiała.
Dziennikarzem będąc, postanowiłem zakupić tę pozycję, by rozszerzyć swą wiedzę o panu Mateuszu. A być może i coś o książce napisać.
Tylko że okazało się to nieco trudne. Próba dokonania zakupu na stronie buntownik.eu (jedyne miejsce, na którym można tego dokonać) powoduje żywiołowy protest przeglądarki. Najpierw ostrzeżenia, że strona jest niezabezpieczona i grozi kradzież danych. Przy próbie kontynuowania - informacja, że za pomocą tej strony nie należy (zwłaszcza!) dokonywać transakcji finansowych. A gdy mimo to nie kapitulowalem, przeglądarka postanowiła przerwać moje ryzykanckie działania i w ogóle wszystko cofnęła do punktu wyjścia.
No i teraz nie wiem, jak to wszystko zinterpretować. Prozaicznie - że p.Kijowski dla oszczędności wszedł w kolaborację z jakąś najtańszą jaką mógł znaleźć zajmującą się przelewami firmą, a ona po prostu, biedna, nie potrafi? Spiskowo - że jakiś niegodny współpracownik lidera KOD-i (bo przecież w żadnym wypadku nie on osobiście…!) zastawił nieudolną pułapkę na jego niebacznych fanów, żeby im czyścić konta?
Kompletnie nie wiem. Ale przede wszystkim przychodzi mi na myśl ten wzmiankowany na wstępie słynny pech pana Mateusza. Widzę, że on nie ustępuje, wręcz się pogłębia.
A w związku z tym przypominam sobie, że Napoleon, gdy przedstawiano mu do awansu na generała jakiegoś pułkownika, którego nie znał osobiście, zawsze zadawał kluczowe pytanie: „czy on ma szczęście?”. I od otrzymanej odpowiedzi uzależniał podpisanie nominacji.
A Mateusz Kijowski - to przykre, ale prawdziwe - najwyraźniej nie tylko szczęścia nie ma, ale prześladuje go jakieś fatum.
To może, panie Mateuszu, nie jest pan stworzony dla polityki, ani polityka dla pana…?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/337122-nawet-wlasna-ksiazka-go-przesladuje-czyli-mateusza-kijowskiego-nowe-przypadki