Bez wątpienia Tusk w Warszawie ukradł wszystkim show. Największą jego korzyścią jest to, że uzmysłowił wszem wobec, kto naprawdę jest, acz nieformalnym, to jednak liderem opozycji.
A że szemranym? - inna sprawa. PiS przegrało bitwę z Tuskiem, który umiejętnie i skrzętnie wykorzystał wezwanie w roli świadka na przesłuchanie do autopromocji - w tym dniu był osobowością małego ekranu. Na „Wiktora” nie ma jednak co liczyć, nie ma bowiem nic więcej do zaproponowania polskim wyborcom, prócz siebie i nieodłącznych skojarzeń ze skompromitowanym „komitetem powitalnym” z dworca.
Ciąg dalszy z pewnością nastąpi. W końcowej fazie głos będzie należał do państwa prawa właśnie. Najlepszym bowiem recenzentem jest czas. Prawu i Sprawiedliwości zdarzają się błędy, które były do uniknięcia, jak choćby sprawa najbardziej prominentnego studenta w Polsce Bartłomieja Misiewicza na stanowisku (na szczęście w koncu odwołanego) szefa gabinetu politycznego MON i wciskanego do rad nadzorczych, czy uzasadnione dymisje Wacława Berczyńskiego; minister Antoni Macierewicz przyjął jego ustąpienie z kierowania podkomisją ds. smoleńskiej tragedii, a prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej Błażej Wojnicz przyjął jego rezygnację z członkostwa w radzie nadzorczej WZL. Oficjalnie powodem były „przyczyny osobiste”, nieoficjalnie kuriozalne przechwałki Berczyńskiego w „Dzienniku Gazecie Prawnej”, jakoby to on „wykończył caracale”.
Wpadki były, nie tylko te. Jest w tym wszystkim wszakże coś napawającego optymizmem: że - w przeciwieństwie do wiecznie wczorajszych, „totalnych opozycjonistów”, z de nomine liderem PO Grzegorzem Schetyną i jej niepisanym przywódcą Donaldem Tuskiem na czele - rząd PiS zaczął wreszcie stosować właściwe standardy odpowiedzialności za czyny i słowa. I niech tak już zostanie!
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Bez wątpienia Tusk w Warszawie ukradł wszystkim show. Największą jego korzyścią jest to, że uzmysłowił wszem wobec, kto naprawdę jest, acz nieformalnym, to jednak liderem opozycji.
A że szemranym? - inna sprawa. PiS przegrało bitwę z Tuskiem, który umiejętnie i skrzętnie wykorzystał wezwanie w roli świadka na przesłuchanie do autopromocji - w tym dniu był osobowością małego ekranu. Na „Wiktora” nie ma jednak co liczyć, nie ma bowiem nic więcej do zaproponowania polskim wyborcom, prócz siebie i nieodłącznych skojarzeń ze skompromitowanym „komitetem powitalnym” z dworca.
Ciąg dalszy z pewnością nastąpi. W końcowej fazie głos będzie należał do państwa prawa właśnie. Najlepszym bowiem recenzentem jest czas. Prawu i Sprawiedliwości zdarzają się błędy, które były do uniknięcia, jak choćby sprawa najbardziej prominentnego studenta w Polsce Bartłomieja Misiewicza na stanowisku (na szczęście w koncu odwołanego) szefa gabinetu politycznego MON i wciskanego do rad nadzorczych, czy uzasadnione dymisje Wacława Berczyńskiego; minister Antoni Macierewicz przyjął jego ustąpienie z kierowania podkomisją ds. smoleńskiej tragedii, a prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej Błażej Wojnicz przyjął jego rezygnację z członkostwa w radzie nadzorczej WZL. Oficjalnie powodem były „przyczyny osobiste”, nieoficjalnie kuriozalne przechwałki Berczyńskiego w „Dzienniku Gazecie Prawnej”, jakoby to on „wykończył caracale”.
Wpadki były, nie tylko te. Jest w tym wszystkim wszakże coś napawającego optymizmem: że - w przeciwieństwie do wiecznie wczorajszych, „totalnych opozycjonistów”, z de nomine liderem PO Grzegorzem Schetyną i jej niepisanym przywódcą Donaldem Tuskiem na czele - rząd PiS zaczął wreszcie stosować właściwe standardy odpowiedzialności za czyny i słowa. I niech tak już zostanie!
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/336758-tusk-jak-wargacz-z-wilkowyjskiego-rancza-chwali-sie-ze-ma-imuniteta-nie-wzial-tylko-pod-uwage-ze-jego-standardy-sie-koncza?strona=2