Nie bardzo rozumiem tego dość obszernego zestawu zdziwień, a nawet utyskiwań z powodu nagłej mobilizacji sędziów w czasie zarezerwowanym od lat dla hejnału z Wieży Mariackiej. Tyle rwetesu o drobiazg, wszak to tylko pół godziny lub godzinka wyjęta z całodziennej harówy sądowej. Na pewno wielu z sędziowskiej społeczności z wdzięcznością odczytała listy swych przełożonych, by w samo południe stanąć odważnie, oko w oko, z nadciągającą nawałą zła. Jakże nie szukać analogii takich zdarzeń. Choćby w historii kina. Był rok 1952, na ekranach pojawił się ( w Polsce, oczywiście później) Gary Cooper, wraz z Grace Kelly, by zdecydowanie przeciwstawić się szajce rewolwerowców, która sterroryzowała mieszkańców miasteczka, czyniąc z nich bezwolnych i zastraszonych wykonawców wszelkich poleceń. Scena najważniejsza, czyli pojedynek szeryfa z głównym bandytą odbywał się właśnie w samo południe. Stąd tytuł obrazu. Walka o prawość w samo południe ma więc znaczące uzasadnienie w dziejach.
Najbardziej krzepiły człowieka zapewnienia o całkowitej spontaniczności owych zebrań, choć najpierw mówiono o półgodzinnej przerwie w pracy, mającej mieć charakter protestu przeciwko zamierzeniom ministra Ziobry. W końcu nazwano to konsultacyjnymi zebraniami, ale jakież to konsultacje, skoro przynajmniej w kilkudziesięciu przypadkach prezes wzywał swych podwładnych, podkreślając obowiązkowość uczestnictwa w zebraniu. A obowiązek w sądzie – rzecz święta. Przypomnijmy choćby historię prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku, szanowanego w środowisku do dziś za zdecydowane stanowisko w sprawie wyznaczenia właściwego składu orzekającego w wiadomej sprawie. Zdecydowania żądał skromny dziennikarz prowincjonalnej gazety, ale podszył się zbrodniczo pod postać urzędnika premiera Tuska. Dziennikarz został oczywiście potępiony, ale prezes nadal ocenia uczynki w imieniu Rzeczypospolitej. Jest obowiązkowy i za to należy mu się dozgonny szacunek. Jest także spontaniczny, o czym świadczy natychmiastowa deklaracja o spełnieniu prośby telefonującego „urzędnika Kancelarii Premiera”.
Zatem spontaniczność i obowiązek mogą w niektórych środowiskach występować równocześnie, a zdziwienie nic w takich przypadkach pomóc nie może. Gdyby ktokolwiek, pomimo mego objaśnienia, nic z tego nie rozumiał – odsyłam do inteligencji i profesjonalizmu sędziego Żurka. Na pewno jego głosu na ten temat nie zabraknie. Jeśli tylko nie jest zbyt zajęty sumowaniem swych hektarów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/336428-obowiazkowa-spontanicznosc-sedziow-i-coz-w-tym-dziwnego-sedzia-zurek-na-pewno-wyjasni