Półtora roku po przejściu z dziennikarstwa do ław poselskich dużo Panią nauczyło? Nie było momentu, w którym chciała Pani machnąć na to wszystko ręką i wrócić do opisywania rzeczywistości?
Nie, ponieważ to bardzo ciekawe. Cały czas uczę się, obserwuję. Trochę czuję się zresztą jako widz, nie uczestnik. Tęsknię do pisania i czasem zresztą piszę.
Z pozycji posła więcej jednak widać - jako warszawska dziennikarka nie ze wszystkiego zdawałam sobie sprawę. Uczą nas tego dyżury poselskie, rozmowy z wyborcami, mieszkańcami… ALe widać też więcej dobrych zmian. W moim okręgu kaliskim nieporównywalnie więcej pieniędzy płynie na to, by zabytki podnieść z wieloletnich zaniedbań. Do tej pory było bowiem tak, ze jak miejscowy poseł Platformy nie raczył kiwnać głową, to tych pieniędzy nie było. Teraz idzie to lepiej. Bardzo się z tego cieszę.
A jeśli chodzi o mechanizmy polityki? Dużo Panią zaskoczyło w porównaniu z tym, co myślała i pisała Pani z pozycji dziennikarki?
Bardzo dużo.
Poprosimy o kulisy.
Takich kulisów za dużo nie ma. Szczerze, Dziennikarze, jak myślę, nie zdają sobie natomiast sprawy z czynnika ludzkiego i jego wpływu na politykę. Można mieć starannie przygotowany projekt polityczny, plan, wszystko pouzgadniać i przygotować i nagle okazuje się, że czynnik ludzki wywraca to w powietrze. Bo tak. Bo emocje, rywalizacja, charakterek, inna koncepcja… Bo tak. (śmiech) Szukacie przyczyn, piętrowych konstrukcji, dlaczego coś się stąło, a tutaj przyczyny bywają bardzo prozaiczne…
Druga rzecz - myślałam, że partie to jest wojsko. Że jest szef i wszyscy ruki pa szwam, strzelanie obcasami. Nic podobnego. Polityka to negocjacje - szczerze mówiąc bycie posłem to naprawdę duża wolność, mozliwość kreowania różnych projektów. W filharmonii kaliskiej powstała ostatnio wyjątkowa płyta z polonezami - to rzeczy małe, drobne, ale jednak dające dużo radości. Inny przykład - Via Baltica to osobisty sukces posła Kołakowskiego. Mało kto o tym wie, ale bez jego zaangażowania i tytanicznej pracy ten projekt nie ruszyłby z miejsca. Takich rzeczy jest naprawdę wiele.
Nie frustrowały Panią, jako członka Rady Mediów Narodowych, te zamieszania wokół obsady mediów publicznych?
To właśnie czynnik ludzki, o którym mówiłam. (śmiech) Nie chcę, broń Boże, nikogo krytykować, ale dużym zaskoczeniem była dla nas rezygnacja prezes Staisławczyk. Wydawało mi się, że jeżeli prezesem będzie właśnie pani Stanisławczyk, a wiceprezesem Mariusz Staniszewski - to będzie to świetny tandem do wprowadzania dobrych zmian. Pani prezes uznała, że jednak nie chce brać w tym udziału - nie wiem do tej pory, dlaczego tak się stało. I chyba nie chcę wiedzieć.
Mediom publicznym wytyka się również pewną przesadę, jednostronność, która ma wynikać z prorządowego nastawienia tychże redakcji. Pani jest zadowolona z tego, jak wyglądają dziś TVP i Polskie Radio?
Polskie Radio cały czas rozbudowuje się, wzmacnia. Dla przykładu - Polskie Radio 24 odnosi coraz większe sukcesy - to zresztą także sukces pani Stanisławczyk, a nowy zarząd z kolei zaczyna rozpędzać ten projekt. Mam nadzieję, że za rok będzie to już potężna machina, przy której TOK FM zostanie przykryty. (śmiech) Chodzi wyłącznie o to, by dostęp Polaków do informacji był nieporównywanie większy niż miało to miejsce jeszcze parę miesięcy temu.
I bez wątpliwości ten dostęp, pluralizm są większe. Ale pytam o sposób podawania informacji. O to, czy choćby TVP nie staje się czasem lustrzanym odbiciem tego, co krytykowaliśmy za czasów rządow Platformy w mediach publicznych.
Przyznam Panu szczerze, że jestem znacznie bardziej oburzona jednostronnością i manipulacją, a czasem ordynarnym kłamstwem TVN czy Polsatu. Dziwię się, że w tej debacie o upadku standardów dziennikarstwa nawet dziennikarze niezwiązani z PO podają przykład TVP. Jest odwrotnie. Telewizja Publiczna ucieka od agresji i jednoznacznie kłamliwej propagandy. Tam jest bardziej zrównoważony i pluralistyczny przekaz niż był za czasów Platformy.
To, co się dzieje w TVN, a czasem i w Polsacie to jednostronny przekaz, oparty bardzo często o wzbudzanie nienawiści i złych emocji, o szczucie. Dziwię się, że inicjatywa pani poseł Krystyny Pawłowicz nie ma na razie ciągu dalszego.
Chodzi o odbiór koncesji?
Nie wiem, czy pani poseł dąży do odebrania koncesji TVN, ale KRRiT powina zwrócić uwagę, jak bardzo łamane są podstawowe zasady w tej stacji. Wystarczy spojrzeć na dobór gości, na zachowanie dziennikarzy prowadzących audycje. To jest problem, który niszczy i demoluje dziennikarstwo.
Czyli nie zgodzi się Pani na tezę o pewnej równowadze w stronniczości opisu rzeczywistości? Że tutaj o 19:00 przekręcane jest w jedną, a o 19:30 w drugą stronę.
Nie ma takiej równowagi. Można przyczpeić się do jakiegoś materiału Wiadomości, zdarzają się wpadki, ale tam zawsze są przedstawiciele obu stron, cytaty podawane są bez manipulacji. A w TVN? Proszę mi pokaząć w miarę rzetelny materiał polityczny. Śmieszą mnie nawet w moim przypadku. Na spotkaniu z wyborcami w Jarocinie opowiadałam o Misiewiczu. Gdy trzeba było uderzyć, wzięli moje jedno zdanie o tym, że woda sodowa mu uderzyła. Wcześniej wykorzystywano jakieś urwane słowa, że go chwalę. Wycinają to, co im jest wygodne. Widzę to po moich sąsiadach - mieszkam w otoczeniu lemingowym, skądinąd bardzo symaptycznym. Gdy patrzą na mnie spode łba, to znaczy, że w TVN znów coś na mnie było. (śmiech) To śmieszne, ale w sumie żałosne. Mam nadzieję, że nowe pokolenie dziennikarzy nie będzie chciało takiego poziomu dziennikarstwa.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Półtora roku po przejściu z dziennikarstwa do ław poselskich dużo Panią nauczyło? Nie było momentu, w którym chciała Pani machnąć na to wszystko ręką i wrócić do opisywania rzeczywistości?
Nie, ponieważ to bardzo ciekawe. Cały czas uczę się, obserwuję. Trochę czuję się zresztą jako widz, nie uczestnik. Tęsknię do pisania i czasem zresztą piszę.
Z pozycji posła więcej jednak widać - jako warszawska dziennikarka nie ze wszystkiego zdawałam sobie sprawę. Uczą nas tego dyżury poselskie, rozmowy z wyborcami, mieszkańcami… ALe widać też więcej dobrych zmian. W moim okręgu kaliskim nieporównywalnie więcej pieniędzy płynie na to, by zabytki podnieść z wieloletnich zaniedbań. Do tej pory było bowiem tak, ze jak miejscowy poseł Platformy nie raczył kiwnać głową, to tych pieniędzy nie było. Teraz idzie to lepiej. Bardzo się z tego cieszę.
A jeśli chodzi o mechanizmy polityki? Dużo Panią zaskoczyło w porównaniu z tym, co myślała i pisała Pani z pozycji dziennikarki?
Bardzo dużo.
Poprosimy o kulisy.
Takich kulisów za dużo nie ma. Szczerze, Dziennikarze, jak myślę, nie zdają sobie natomiast sprawy z czynnika ludzkiego i jego wpływu na politykę. Można mieć starannie przygotowany projekt polityczny, plan, wszystko pouzgadniać i przygotować i nagle okazuje się, że czynnik ludzki wywraca to w powietrze. Bo tak. Bo emocje, rywalizacja, charakterek, inna koncepcja… Bo tak. (śmiech) Szukacie przyczyn, piętrowych konstrukcji, dlaczego coś się stąło, a tutaj przyczyny bywają bardzo prozaiczne…
Druga rzecz - myślałam, że partie to jest wojsko. Że jest szef i wszyscy ruki pa szwam, strzelanie obcasami. Nic podobnego. Polityka to negocjacje - szczerze mówiąc bycie posłem to naprawdę duża wolność, mozliwość kreowania różnych projektów. W filharmonii kaliskiej powstała ostatnio wyjątkowa płyta z polonezami - to rzeczy małe, drobne, ale jednak dające dużo radości. Inny przykład - Via Baltica to osobisty sukces posła Kołakowskiego. Mało kto o tym wie, ale bez jego zaangażowania i tytanicznej pracy ten projekt nie ruszyłby z miejsca. Takich rzeczy jest naprawdę wiele.
Nie frustrowały Panią, jako członka Rady Mediów Narodowych, te zamieszania wokół obsady mediów publicznych?
To właśnie czynnik ludzki, o którym mówiłam. (śmiech) Nie chcę, broń Boże, nikogo krytykować, ale dużym zaskoczeniem była dla nas rezygnacja prezes Staisławczyk. Wydawało mi się, że jeżeli prezesem będzie właśnie pani Stanisławczyk, a wiceprezesem Mariusz Staniszewski - to będzie to świetny tandem do wprowadzania dobrych zmian. Pani prezes uznała, że jednak nie chce brać w tym udziału - nie wiem do tej pory, dlaczego tak się stało. I chyba nie chcę wiedzieć.
Mediom publicznym wytyka się również pewną przesadę, jednostronność, która ma wynikać z prorządowego nastawienia tychże redakcji. Pani jest zadowolona z tego, jak wyglądają dziś TVP i Polskie Radio?
Polskie Radio cały czas rozbudowuje się, wzmacnia. Dla przykładu - Polskie Radio 24 odnosi coraz większe sukcesy - to zresztą także sukces pani Stanisławczyk, a nowy zarząd z kolei zaczyna rozpędzać ten projekt. Mam nadzieję, że za rok będzie to już potężna machina, przy której TOK FM zostanie przykryty. (śmiech) Chodzi wyłącznie o to, by dostęp Polaków do informacji był nieporównywanie większy niż miało to miejsce jeszcze parę miesięcy temu.
I bez wątpliwości ten dostęp, pluralizm są większe. Ale pytam o sposób podawania informacji. O to, czy choćby TVP nie staje się czasem lustrzanym odbiciem tego, co krytykowaliśmy za czasów rządow Platformy w mediach publicznych.
Przyznam Panu szczerze, że jestem znacznie bardziej oburzona jednostronnością i manipulacją, a czasem ordynarnym kłamstwem TVN czy Polsatu. Dziwię się, że w tej debacie o upadku standardów dziennikarstwa nawet dziennikarze niezwiązani z PO podają przykład TVP. Jest odwrotnie. Telewizja Publiczna ucieka od agresji i jednoznacznie kłamliwej propagandy. Tam jest bardziej zrównoważony i pluralistyczny przekaz niż był za czasów Platformy.
To, co się dzieje w TVN, a czasem i w Polsacie to jednostronny przekaz, oparty bardzo często o wzbudzanie nienawiści i złych emocji, o szczucie. Dziwię się, że inicjatywa pani poseł Krystyny Pawłowicz nie ma na razie ciągu dalszego.
Chodzi o odbiór koncesji?
Nie wiem, czy pani poseł dąży do odebrania koncesji TVN, ale KRRiT powina zwrócić uwagę, jak bardzo łamane są podstawowe zasady w tej stacji. Wystarczy spojrzeć na dobór gości, na zachowanie dziennikarzy prowadzących audycje. To jest problem, który niszczy i demoluje dziennikarstwo.
Czyli nie zgodzi się Pani na tezę o pewnej równowadze w stronniczości opisu rzeczywistości? Że tutaj o 19:00 przekręcane jest w jedną, a o 19:30 w drugą stronę.
Nie ma takiej równowagi. Można przyczpeić się do jakiegoś materiału Wiadomości, zdarzają się wpadki, ale tam zawsze są przedstawiciele obu stron, cytaty podawane są bez manipulacji. A w TVN? Proszę mi pokaząć w miarę rzetelny materiał polityczny. Śmieszą mnie nawet w moim przypadku. Na spotkaniu z wyborcami w Jarocinie opowiadałam o Misiewiczu. Gdy trzeba było uderzyć, wzięli moje jedno zdanie o tym, że woda sodowa mu uderzyła. Wcześniej wykorzystywano jakieś urwane słowa, że go chwalę. Wycinają to, co im jest wygodne. Widzę to po moich sąsiadach - mieszkam w otoczeniu lemingowym, skądinąd bardzo symaptycznym. Gdy patrzą na mnie spode łba, to znaczy, że w TVN znów coś na mnie było. (śmiech) To śmieszne, ale w sumie żałosne. Mam nadzieję, że nowe pokolenie dziennikarzy nie będzie chciało takiego poziomu dziennikarstwa.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 2 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/336335-nasz-wywiad-joanna-lichocka-niech-happening-na-dworcu-nie-przykryje-meritum-po-i-tusk-maja-niewyjasnione-zwiazki-z-fsb-i-kremlem?strona=2