„Dziennik” podszedł do tematu naukowo. Zamieścił opinię filozofa i to nie byle jakiego bo amerykańskiego, Andrew Bernsteina. I do czego doszedł ów filozof w wyniku intensywnych operacji szarokomórkowych?:
Myślę, że tego typu programy nie są dobre. Po pierwsze, opierają się, jak każda redystrybucja, na zwykłej kradzieży. Po drugie, dają sygnał społeczeństwu, że nie trzeba brać odpowiedzialności za swoje życie, że pieniądze nie muszą być wynikiem pracy i wysiłku, że spadają z nieba. To bardzo szkodliwa lekcja. To mnie właśnie smuci w polityce państwa opiekuńczego, że opiera się na bardzo pesymistycznej wizji człowieka. Jest on w niej za słaby, za głupi, żeby samemu radzić sobie w życiu.
Tu trzeba przyznać, że autora tych słów nie można uznać za słabego, ani za głupiego. Egzystować dostatnio bredząc na jawie, to trzeba mieć fantastyczną kiepełe. Według jego doktryny, niech się ludzie doskonalą w tym pięknym kapitalistycznym porządku, gdzie banki usłużnie śpieszą z lichwiarska pomocą. A komu się nie udało, to niech się ma za nieudacznika i patrzy z behawioralnym dystansem na nędzę swoich dzieci.
Mechanizmy współczesnego świata powodują, że wychodzenie z niedostatku nie jest łatwe. Każdy jest niby kowalem własnego losu, ale rozwarstwienie społeczne założono systemowo. Są kasty, jak choćby sędziwie, gdzie za dziesięć tysięcy miesięcznie można jedynie wegetować na prowincji. Przeciętny przedstawiciel zawodu ma ze dwadzieścia działek i kamienicę w Krakowie. Wejście w to hermetyczne środowisko nie jest łatwe. Stanowiska przeważnie są dziedziczne. A co najgorsze, gdy ostatnio o sędziach zrobiło się głośno, okazało się, że ich poziom moralności to jakaś ciemna otchłań ziejąca siarką. Ciarki przechodzą, na myśl, że ta pełna pychy czeredka, nie podlegająca żadnej weryfikacji od lat pięćdziesiątych, feruje wyroki w imieniu Rzeczypospolitej. Do niedawna nagminne było sądowe odbieranie dzieci z powodu biedy. W konfrontacji z tuzami drabinki społecznej człowiek niezamożny jest bezradny.
Nie chcąc pozostać w tyle za światowymi trendami filozoficznymi głos postanowił także zabrać znany dyrdymalista Grzegorz Schetyna.
To chyba będzie hasło najbliższej kampanii wyborczej PO:
„Można pracować i zajmować się domem”
Chodzi oczywiście o kobiety, które przez ten byle jak wprowadzony system 500+ nagminnie stronią od pracy zarobkowej, by się obijać w domowych pieleszach.
Pomimo obiekcji Moniki Olejnik, gospodyni „Kropki nad i”, niepiękny umysł nie dawał za wygraną:
Ten zasiłek, to świadczenie powinno przysługiwać tym, którzy pracują lub skutecznie poszukują pracy. Uważam, że ręce do pracy, rynek pracy jest równie ważny jak demografia.
I kto to mówi? Kto wygłasza takie tezy niby ocierające się o podręczniki socjologiczne. Nie bójmy się słów, zwykły obibok, facet, który potrafił się ustawić w korporacji kręcącej lody, bezwzględnie żerującej na społecznych funduszach. Czy ktoś taki, będący budżetowym utrzymankiem, może z czystym sumieniem być karbowym i gnać kobiety do pracy?
Kiedyś już tej figury użyłem, ale trudno się powstrzymać: „Czy tobie czasem, Wąski, sufit na łeb się nie spadł?”.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
„Dziennik” podszedł do tematu naukowo. Zamieścił opinię filozofa i to nie byle jakiego bo amerykańskiego, Andrew Bernsteina. I do czego doszedł ów filozof w wyniku intensywnych operacji szarokomórkowych?:
Myślę, że tego typu programy nie są dobre. Po pierwsze, opierają się, jak każda redystrybucja, na zwykłej kradzieży. Po drugie, dają sygnał społeczeństwu, że nie trzeba brać odpowiedzialności za swoje życie, że pieniądze nie muszą być wynikiem pracy i wysiłku, że spadają z nieba. To bardzo szkodliwa lekcja. To mnie właśnie smuci w polityce państwa opiekuńczego, że opiera się na bardzo pesymistycznej wizji człowieka. Jest on w niej za słaby, za głupi, żeby samemu radzić sobie w życiu.
Tu trzeba przyznać, że autora tych słów nie można uznać za słabego, ani za głupiego. Egzystować dostatnio bredząc na jawie, to trzeba mieć fantastyczną kiepełe. Według jego doktryny, niech się ludzie doskonalą w tym pięknym kapitalistycznym porządku, gdzie banki usłużnie śpieszą z lichwiarska pomocą. A komu się nie udało, to niech się ma za nieudacznika i patrzy z behawioralnym dystansem na nędzę swoich dzieci.
Mechanizmy współczesnego świata powodują, że wychodzenie z niedostatku nie jest łatwe. Każdy jest niby kowalem własnego losu, ale rozwarstwienie społeczne założono systemowo. Są kasty, jak choćby sędziwie, gdzie za dziesięć tysięcy miesięcznie można jedynie wegetować na prowincji. Przeciętny przedstawiciel zawodu ma ze dwadzieścia działek i kamienicę w Krakowie. Wejście w to hermetyczne środowisko nie jest łatwe. Stanowiska przeważnie są dziedziczne. A co najgorsze, gdy ostatnio o sędziach zrobiło się głośno, okazało się, że ich poziom moralności to jakaś ciemna otchłań ziejąca siarką. Ciarki przechodzą, na myśl, że ta pełna pychy czeredka, nie podlegająca żadnej weryfikacji od lat pięćdziesiątych, feruje wyroki w imieniu Rzeczypospolitej. Do niedawna nagminne było sądowe odbieranie dzieci z powodu biedy. W konfrontacji z tuzami drabinki społecznej człowiek niezamożny jest bezradny.
Nie chcąc pozostać w tyle za światowymi trendami filozoficznymi głos postanowił także zabrać znany dyrdymalista Grzegorz Schetyna.
To chyba będzie hasło najbliższej kampanii wyborczej PO:
„Można pracować i zajmować się domem”
Chodzi oczywiście o kobiety, które przez ten byle jak wprowadzony system 500+ nagminnie stronią od pracy zarobkowej, by się obijać w domowych pieleszach.
Pomimo obiekcji Moniki Olejnik, gospodyni „Kropki nad i”, niepiękny umysł nie dawał za wygraną:
Ten zasiłek, to świadczenie powinno przysługiwać tym, którzy pracują lub skutecznie poszukują pracy. Uważam, że ręce do pracy, rynek pracy jest równie ważny jak demografia.
I kto to mówi? Kto wygłasza takie tezy niby ocierające się o podręczniki socjologiczne. Nie bójmy się słów, zwykły obibok, facet, który potrafił się ustawić w korporacji kręcącej lody, bezwzględnie żerującej na społecznych funduszach. Czy ktoś taki, będący budżetowym utrzymankiem, może z czystym sumieniem być karbowym i gnać kobiety do pracy?
Kiedyś już tej figury użyłem, ale trudno się powstrzymać: „Czy tobie czasem, Wąski, sufit na łeb się nie spadł?”.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/335950-atak-na-program-500-w-czasie-swiat-wielkiej-nocy-to-wyraz-kompletniej-zapasci-umyslowej-opozycji