Już myślałem, że to będą fatalne Święta. Pod znakiem oskarżeń, podejrzeń. Prokuratorskich przesłuchań. Dyktowanych brudną polityką. Wstrętnym interesem obozu władzy. Wykorzystującym różnego typu „haki”, dla prześladowania swoich przeciwników. Tylko, aby im dopiec, pognębić, poniżyć w oczach opinii publicznej. Najpierw zorganizowali hucpę wokół Mateusza Kijowskiego. Niby alimenty, faktury na firmę, przywłaszczenie pieniędzy KOD, wreszcie jakieś braki w kasie ze zbiórek pieniężnych do puszek. Co za święta?!
A później tylko gorzej. Serce zaczęło boleć jeszcze bardziej. Bo jakże to? Zaczęli Donalda ciągać po prokuraturze. Pod pretekstem. To jasne. Bez powodu, ale znaleźli wygodny pretekst. SKW. Służbę Kontrwywiadu Wojskowego. Tam zawsze mogą coś spreparować. Przeciwko każdemu. Wybrali Tuska, bo wygrał w Brukseli. Wygrał, choć wszyscy wiedzieli, że był przeciw Polsce. Albo co najmniej lekceważył swój własny kraj. Nie szukał u swoich rekomendacji. Miał poparcie Angeli, to wygrał. Teraz z zemsty ciągają go po prokuratorach. Stąd się brał u mnie ten rozpaczliwy smutek. Bo jakże to? Najwybitniejszego naszego polityka ćwierćwiecza. Nie wstyd? To hańba. Zrobił tyle dobrego dla kraju. Nie chciał nas mieszać do smoleńskiego śledztwa. Prawie odkrył tajemnicy podsłuchowej. Zrobiłby to do końca, gdyby nie musiał kupić biletu do Brukseli. A dziś chcą go postawić przed. Napluć w twarz. Nasobaczyć. Na oczach. Przy pomocy swojego narzędzia – prokuratury. Posłusznego narzędzia. Stąd brał się u mnie ta smutna rozpacz. Zepsute Święta!
Ale są jeszcze ludzie na tym padole łez i prześladowań Donalda. Wspaniali ludzie. Artyści w każdym calu, którzy jednakowoż mają serce. Czułe na krzywdę. Wrażliwymi. To oni uratują Donalda z Brukseli, który przyjeżdża do Warszawy via Gdańsk. Żeby dać się przesłuchać przy pomocy aparatury śledczej, tzn. metod podstępnych. Wyrafinowanych i okrutnych. - Bo to przecież wróg – uważają śledczy wyznaczeni do tej sadystycznej roli przez Jarosława.
Od czego są szlachetni ludzie. Jednostki, które mogą być wzorem. Co tam mogą. Już są. Krystyna Janda i Zbigniew Hołdys. Odczuwają za miliony. Nie dopuszczą, żeby Donald był samotny. Żeby przeżywał. Niepokój. Lęk. Czuł się skrzywdzony. Janda i Hołdys nie dopuszczą do dramatu. Zastopują go, zanim się zacznie. Już na Dworcu Centralnym w Warszawie. Zaraz po wjeździe pociągu z Gdańska o 11.08 na tor 9 przy peronie drugim. Wszystko zaplanowane. Punktualne jak w zegarku Sławomira Nowaka. „Sto lat”! na powitanie. Morze chorągwi biało-czerwonych. I niebieskich , a na nich złote gwiazdy tworzące koło, na znak naszej przynależności do kręgu państw demokracji, związanej z nurtem cywilizacji zachodnio-europejskiej. Dominacja lewicowego patrzenia przetkanego filozofią genderyzmu. Stąd obecność zespołu orkiestrowego warszawskiej Filharmonii Narodowej. Zespół zagra marsze kaszubskie dla przyjemności witanego. Fetowanego. Jak najbardziej zasłużonego dla polskiej polityki proeuropejskiej, a nie wyprowadzania z Europy. Następnie, w otoczeniu tłumu wielbicieli „żeby znowu było jak kiedyś” zostanie odprowadzony pod budynek kaźni.
Już patrzę radośnie na Święta, wiedząc, że będę jednym z tych , którzy pójdą za wezwaniem artystów. Jakże pięknie przywrócili Świętom sens i godność.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/335810-swieta-pod-znakiem-donalda-t-i-jego-przyjaciol-artystow