Są w życiu publicznym momenty testowe, które pokazują kto jest kim i jakie ma prawdziwe cele. Taką chwilą, szczególnie tragiczną, była śmierć w Smoleńsku narodowej elity. Wtedy trzeba było wybrać: za milczeniem, zabiciem pamięci czy za prawdą i godnością narodową? Był to test także dla środowisk dziennikarskich. Przypomnę, że wtedy właśnie, wskutek moralnej niezgody na to co się dzieje, w czerwcu 2010 roku, powstał portal wPolityce.pl. Większość z nas straciła wtedy pracę albo nie chciała pracować w warunkach narzuconego kłamstwa i za niewielkie oszczędności, niczego nie kalkulując, wystartowaliśmy. Przetrwaliśmy dzięki naszym Czytelnikom.
Całkiem niedawno też przeżyliśmy, oczywiście w zupełnie innej skali, próbę puczu grudniowego. Dziś, co nie dziwi, opisuje się to w kategoriach kabaretu, jednak było to śmiertelnie poważne testowanie przez opozycję możliwości wywołania krwawego majdanu, siłowego przejęcia władzy. I znowu kilka nazwisk i kilka mediów pokazało się z zaskakującej strony.
Także przesilenie związane ze zdecydowanymi decyzjami prezesa Jarosława Kaczyńskiego wobec Bartłomieja Misiewicza przyniosło ciekawe informacje o postawach i celach niektórych środowisk.
Opozycja oraz jej media jak zwykle odwracają kota ogonem, całkowicie bezpodstawnie próbując przypisać widoczny w przypadku tej kariery brak umiaru całości rządów Prawa i Sprawiedliwości.
Ale ciekawie zachowuje się także ośrodek medialny Tomasza Sakiewicza. Środowisko tego wpływowego i bardzo ambitnego publicysty i działacza społecznego postanowiło wyraźnie zaznaczyć w tym momencie własną podmiotowość. Było to o tyle łatwiejsze, że dzięki skromnej, 6-milionowej, dotacji na budowę portalu o puszczy,może ono liczyć na zbudowanie pełnej niezależności finansowej na długie lata i mniej musi się już oglądać na innych uczestników obozu konserwatywnego. Warto wynotować trzy obserwacje:
1. „Gazeta Polska Codziennie” oraz portal Niezależna.pl z dużym dystansem i bardzo, bardzo skromnie informowały o decyzjach prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Sugerowano, że zdecydowane kroki wobec młodego działacza są wynikiem słabości, ulegania nagonce. Choć niezadowolenie było wyraźne, nie zdecydowano się jeszcze na frontalną krytykę władz Prawa i Sprawiedliwości. Wydano za to wojnę zastępczą, z pasją atakując portal wPolityce.pl i TVP za… pełne i uczciwe informowanie o działaniach Jarosława Kaczyńskiego.
To przeniesienie jest zabiegiem sprytnym, często spotykanym w świecie polityki. A to już jest polityka.
2. Od kilkunastu tygodni na łamach „Gazety Polskiej” i innych jej odłamów lansowana jest teza o koniecznej radykalizacji Prawa i Sprawiedliwości oraz niedopuszczalności jakiejkolwiek korekty podyktowanej racjonalnością czy innymi czynnikami. Ba, troska o wizerunek partii rządzącej, traktowana jest jako przedsionek zdrady. Tomasz Sakiewicz napisał to kilka dni temu otwarcie: nie kolejna kadencja jest najważniejsza, ale bieżący radykalny marsz do przodu, szarże prowadzone bez względu na koszty. Ewentualne przesilenie polityczne wywołane takim kursem, być może utrata władzy przez Prawo i Sprawiedliwość, nie wydają się kłopotać autora tych tez.
3. No właśnie, dlaczego go to w ogóle nie martwi? Tu pojawia się pewien scenariusz, którą precyzyjnie wyłożył w tygodniku „Gazeta Polska”, w tekście „Czas na niepodległościowe elity”, Piotr Lisiewicz:
Pora napisać to jasno - nikt, kto dziś angażuje się w osłabianie Antoniego Macierewicza nie ma szans na udział w przyszłej sukcesji po Jarosławie Kaczyńskim. A każdy, kto robi to, zawierając taktyczne sojusze, z czasem będzie musiał zniknąć z obozu niepodległościowego. To wynika z owego upodmiotowienia „pisowskiego ludu”. Po prostu dynamika oddolnych procesów zachodzących w naszym obozie go z niego wypchnie. Stanie się niewygodny nawet dla własnych kolegów z powodu ciążącego na nim odium.
Pojawia się nam tu ciekawa kategoria: przyszła sukcesja po Jarosławie Kaczyńskim. Gra toczy się więc o przyszły kształt polskiej prawicy i to wcale nie w dalekiej przyszłości. To środowisko Sakiewicza chce decydować kto będzie mógł być w polityce, a kto nie. Nikt na prawicy dotychczas nie zdecydował się ani na taką deklarację, ani na taki plan. No i to sformułowanie: „pisowski lud”. Co naprawdę w tym kontekście oznacza? Czym „pisowski lud” różni się od zwykłych ludzi PiS?
4. Ten „pisowski lud” ma być rzekomo bytem wyraźnie odrębnym wewnątrz Prawa i Sprawiedliwości oraz ciałem niezależnym od władz PiS. Ma swoje własne, osobne struktury, ambicje oraz planuje polityczną przyszłość. Już dzisiaj bije się o sukcesję po prezesie PiS, już teraz organizuje sojusze i wymusza uległość.
W ostatnich godzinach Piotr Lisiewicz znowu wrócił do tego pojęcia, rzucając, w artykule „Antoni Macierewicz to najlepszy minister w rządzie PiS”, takie zdanie:
Uprasza się więc także „naszych” ślizgaczy [chodzi o publicystów wPolityce.pl, rzekomo koniunkturalnych - red. wP], by powrócili do cichej konsumpcji przywilejów władzy, co jest ich główną specjalnością. I nie denerwowali nas, pisowskiego ludu, który był tu, zanim ich olśniło i zradykalizowało czy nawróciło po licznych dezercjach. Bo to się dla nikogo dobrze nie skończy.
Mamy więc znowu „pisowski lud” skupiony wokół liderów - Lisiewicza i Sakiewicza, a może i innych, który to lud ustami swoich przedstawicieli konsumuje sute 6-milionowe dotacje, którego nie razi kilkudziesięciotysięczne wynagrodzenie miesięczne dla 27-letniego działacza partyjnego, który ma poczucie odrębności i polityczne plany, ale który chce innych, za pomocą kłamstwa, wypchnąć z obozu.
Zaskakuje łatwość rzucania oskarżeń wobec środowisk, które, jak nasze, funkcjonują bardzo skromnie i przejrzyście. Bo to nie o nas krążą opowieści o wymuszaniu wsparcia, o potężnych transferach na dziwnych zasadach, o przejadaniu każdego miesiąca milionów. Warto pamiętać, że ktoś kiedyś w różne dokumenty zajrzy. My się tego nie boimy, ale to, co robią nas atakujący, może kiedyś przynieść zaskoczenie. I może stąd ta obrona niemoralnie wysokiej (wielokrotność zarobków posła!) giga-pensji dla młodego działacza?
Tak oto zakończenie (jeśli na pewno zakończenie) sprawy pana Misiewicza przynosi nam pytanie: czy nie rozpoczęła się już gra na wyprowadzenie Prawa i Sprawiedliwości na twarde skały, a następnie, po spodziewanej katastrofie, na wymuszenie przegrupowania wewnątrz PiS, na zmuszenie do odejścia Jarosława Kaczyńskiego? Po tym miałaby nastąpić wspomniana „sukcesja”?
Czy aby plan rozbicia Prawa i Sprawiedliwości, całej zwycięskiej koalicji z 2015 roku, nie wyłania się tu jasno? Czy ktoś nie zaczął już budowy - przyjmijmy na chwilę język autorów GP - „Partii Ludu Pisowskiego”? Czy zdystansowanie się wobec decyzji władz Prawa i Sprawiedliwości w sprawie Misiewicza, próba zmuszenia innych środowisk do podobnej postawy, nie są czynnikami mającymi konstytuować nową formację?
Wiele na to wskazuje. Już kilka miesięcy temu uważni obserwatorzy zwrócili uwagę na serię przemówień Tomasza Sakiewicza, który z dużą pewnością siebie, także w obecności liderów PiS, rzucał pyszne stwierdzenia, że to on i jego ludzie wygrali batalię 2015 roku. Teraz pewne siebie środowisko Tomasza Sakiewicza wyraźnie przyspieszyło realizację planu powołania nowej partii, „Partii Ludu Pisowskiego”.
Nie musisz wychodzić z domu, by przeczytać świąteczny aż 132-stronicowy numer tygodnika „wSieci”!
Kup e - wydanie naszego pisma a otrzymasz dostęp do aktualnych jak i archiwalnych numerów największego konserwatywnego tygodnika opinii w Polsce. Szczegóły na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/335769-zaczela-sie-gra-na-rozlam-i-powolanie-partii-ludu-pisowskiego-kilka-wnioskow-po-ostatnich-wydarzeniach-analiza