Prawo i Sprawiedliwość doszło do samodzielnej władzy dzięki przywództwu Jarosława Kaczyńskiego, dzięki konsekwencji, dzięki dobremu programowi i dzięki udanej kampanii wyborczej, poprzedzonej zwycięstwem Andrzeja Dudy.
Ale trzeba też powiedzieć, że prawica miała wiele szczęścia. Bardzo wiele. Postkomuniści na własne życzenie podwyższyli sobie próg, Nowoczesna zabrała mandaty Platformie, Kukiz porwał wielu ludzi środka, klęska Komorowskiego wybiła ówczesny obóz rządzący z rytmu.
A wcześniej pojawiły się taśmy z Sowy i Przyjaciół, obnażające postkolonialną mentalność i sposób działania ludzi z wierchuszki III RP. Ich ujawnienie w wyniku wciąż niewyjaśnionych napięć na zapleczu władzy też było wydarzeniem wyjątkowym.
To są oczywistości. Przypominam je jednak, by przypomnieć, że powierzoną Prawu i Sprawiedliwości władzę trzeba szanować. Nie jest ona czymś danym raz na zawsze, nie wynika ona z jakichś niezmiennych prawideł fizyki, nie jest i nigdy nie będzie gwarantowana. Może zniknąć równie gwałtownie, jak się pojawiła, i w równie spektakularnych okolicznościach.
Więcej, ewentualny powrót do steru państwa PO i jej koalicjantów już po czterech latach będzie oznaczał odwrócenie wszystkich reform i zmian, które wprowadziła dobra zmiana. Będzie to także równoznaczne z próbą takiej przebudowy systemu społecznego i politycznego, by władza ludzi uważających się za naturalnych rządców Polski już nigdy nie została podważona. A przecież - jeżeli naprawdę chcemy wzmocnić siłę naszego państwa - obóz niepodległościowy powinien rządzić minimum 2 kadencje. Minimum. Wówczas dorobek będzie miał dużo trwalszy charakter. Ci, którzy głoszą, że „można przegrać wybory, byle zrealizować program”, głoszą tezę wyjątkowo niemądrą.
Co oznacza szacunek wobec powierzonej władzy? Oznacza obowiązek prowadzenia polityki możliwie najodważniejszej, możliwie daleko idącej. Ale jednocześnie polityki możliwie dobrze przemyślanej, roztropnej, a nawet ostrożnej. Takiej, która bierze pod uwagę, że nawet drobne sprawy - a czasem głównie drobne sprawy - mogą wywołać burzę o nieprzewidzianych skutkach.
Część wyborców Prawa i Sprawiedliwości uważa, że oglądanie się na okoliczności, poważne traktowanie reakcji opinii publicznej, jest albo oznaką słabości, albo wynika z porzucenia idei zmian głębokich, albo jedno i drugie. W demokracji w dłuższej perspektywie nie da się jednak prowadzić polityki, która ucieka od pytania o społeczny i medialny odbiór działań, zarówno wielkich reform, jak i drobnych decyzji. Rzecz jasna prowadzenie polityki skupionej wyłącznie na odbiorze społecznym jest również drogą donikąd, ale to akurat obozowi kierowanemu przez Jarosława Kaczyńskiego nie grozi.
Ktoś powie: media są w większości skrajnie nieżyczliwe. To prawda, ale czy w obecnych warunkach wewnętrznych i zewnętrznych da się tę sferę zmienić w sposób znaczący w ciągu jednej kadencji?
Promowanie przez niektóre środowiska strategii „ślepego marszu”, połączone z nakręcaną celowo radykalizacją, nasuwa pytanie, czy nie jest to taktyka obliczona na jakieś nowe rozdanie, już po ewentualnych przegranych wyborach. W innym ujęciu trudno po prostu zrozumieć liczne wezwania do prowadzenia polityki wręcz samobójczej. I to nawet nie w obszarze realnych zmian, ale w sferze faktycznie marginalnej, co najwyżej prestiżowej.
-
Aktualne wydanie tygodnika „wSieci” – aż 132 strony do poczytania na święta!
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/335716-trudno-zrozumiec-ludzi-ktorzy-proponuja-pis-samobojcza-strategie-slepego-marszu-bez-ogladania-sie-na-reakcje-spoleczenstwa