Bywają w polityce sytuacje, które trzeba rozwiązać bardzo zdecydowanie, choć doraźnie efekty tego rozwiązania mogą być przykre. Tym niemniej trzeba tak zrobić, bo rezultaty zaniechania byłyby długofalowo jeszcze gorsze, a wcześniejsze wywołanie kryzysu i jego przecięcie minimalizuje straty.
I taka jest właśnie sytuacja, symbolizowana nazwiskiem Bartłomieja Misiewicza. Gdyby rządziła Platforma, ewentualny platformerski Misiewicz szkodziłby jej w znacznie mniejszym stopniu. Bo wyborcy PO (czy szerzej: formacji IIIRP) nie są tak bardzo uwrażliwieni na sprawy związane z nepotyzmem i czerpaniem ponadnormatywnych korzyści z zajmowanego stanowiska. Dla nich głównym kryterium oceny ludzi partii, której ufają była i jest antypisowska skuteczność oraz image profesjonalistów w zachodnim stylu. Nawet korupcja jest dla nich czymś, za czym wprawdzie nie przepadają, ale co zarazem jest problemem raczej drugorzędnym.
CZYTAJ WIĘCEJ: Polska Grupa Zbrojeniowa rozwiązała umowę z Bartłomiejem Misiewiczem. Odprawy nie będzie
Ale wyborcy PiS i szerzej – formacji IVRP, są inni. Dla nich przede wszystkim powinno być uczciwiej. I skromniej. Może nie aż „przede wszystkim”, ale są to kryteria równorzędne z efektywnością w wojnie z liberałami. Znacznie ważniejsze niż dla wyborcy liberalnego.
Otóż sprawa Misiewicza uderza boleśnie w samo jądro tych przekonań elektoratu PiS. Przekonań, które mają wręcz walor autoidentyfikacyjny - wyborcy Prawa i Sprawiedliwości chcą postrzegać siebie jako przede wszystkim bardziej uczciwych niż przeciwnicy. Trudno o cios bardziej destrukcyjny.
I to jest jedna płaszczyzna, na której sprawa Misiewicza jest dla PiS wybitnie szkodliwa. Ale jest i płaszczyzna druga. Im dłużej ciągnie się ta sprawa, tym bardziej wygląda na próbę sił między Jarosławem Kaczyńskim a Antonim Macierewiczem. Nie chcę wchodzić tu w rozważania, na ile tak jest istotnie. Politycznie ważne jest, że tak to wygląda.
Tymczasem podstawową wartością dodaną, jaką formuła PiS przysporzyła polskiej prawicy, niegdyś będącej uosobieniem sarmackiej anarchii, jest jedność. Na ołtarzu tej jedności poświęcono bardzo wiele. Może i za wiele. A z pewnością dla jej zachowania elektorat i intelektualne zaplecze ugrupowania pogodzili się z czy to wypchnięciem z niego, czy to nie przeciwdziałaniem opuszczenia go przez wielu polityków o wysokich walorach intelektualnych, skutecznie i w różne strony rozszerzających spektrum oddziaływania partii.
A teraz powstaje wrażenie, że wszystko to było po to, żeby do roli niemal równorzędnej wobec Kaczyńskiego awansował Antoni Macierewicz. Polityk, który w ciągu ostatniego półtora roku dał się skojarzyć z chaosem i ideą prowadzenia rewolucyjnej wojny na wszystkich możliwych kierunkach. Polityk który jest wprawdzie samodzielnym autorytetem dla jakiejś części najtwardszego elektoratu PiS, ale zarazem stanowi najpewniejszą, jaką można sobie wyobrazić gwarancję, że ów elektorat się nie rozszerzy. Więcej – polityk, działający na wszystkich poza tym elektoratem jak płachta na byka. Jeszcze więcej – polityk, efektem działań którego bardzo łatwo może być zaktywizowanie i skłonienie do głosowania tych dawnych wyborców czy to Platformy, czy to SLD, którzy rozczarowani do partii mainstreamu w 2015 roku nie pofatygowali się do urn.
Ostre przecięcie tej sytuacji jest w moim odczuciu koniecznością.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/335474-bywaja-w-polityce-sytuacje-ktore-trzeba-rozwiazac-bardzo-zdecydowanie-choc-doraznie-efekty-tego-rozwiazania-moga-byc-przykre
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.