Ani premier, ani szef partii rządzącej nie są w stanie kontrolować wszystkich decyzji personalnych, szczególnie w gospodarce, ale mogą reagować na ostrzeżenia.
Decyzja Jarosława Kaczyńskiego, by zawiesić Bartłomieja Misiewicza w prawach członka Prawa i Sprawiedliwości i powołać specjalną partyjną komisję do zbadania jego „sprawy” odsłania dwie prawdy. Pierwsza to brak w kierownictwie partii tolerancji dla zasady TKM. Druga to mit o „wojskowej” dyscyplinie czy wręcz dyktaturze w rządzącej obecnie partii. Jest oczywiste, że partia rządząca musi się opierać na zaufanych ludziach w ważnych ogniwach państwa i gospodarki, bo inaczej prędzej niż później wysadzi się w powietrze. Tzw. apolityczni fachowcy zwykle nie są wcale wybitnymi fachowcami, a poza tym tylko nieliczni są bezwzględnie apolityczni. Każda partia rządząca od razu po przejęciu władzy cierpi na brak odpowiednich urzędników i menedżerów. I bardzo często znacznie większe szkody, także państwu jako całości, więc również obywatelom, wyrządzają nie „swoi” zajmujący ważne i dobrze płatne stanowiska, lecz ludzie w żaden sposób nie dyscyplinowani przez partię, która ich desygnowała. Ci partyjni są o wiele szczegółowiej i głębiej kontrolowani niż „apolityczni fachowcy” (m.in. przez media i partyjne struktury), a przez to mają mniej okazji, by działać na szkodę państwa. Wbrew pozorom to ważne, bo chodzi o dysponowanie ogromnymi sumami publicznego grosza i ludzie mający nad sobą polityczny bicz są jednak ostrożniejsi i bardziej odpowiedzialni od tych, dla których jedynym ograniczeniem jest ich mityczna „apolityczna fachowość”. Twierdzenie, że każdy nominat partyjny jest gorszy od „apolitycznego fachowca” nie znajduje potwierdzenia, np. także w wynikach spółek skarbu państwa.
Ani premier, ani szef partii rządzącej nie są w stanie kontrolować wszystkich decyzji personalnych, szczególnie w gospodarce. Ministrowie i prezesi szybko się bowiem usamodzielniają i prowadzą taką politykę kadrową, która ma ich wzmacniać – tak politycznie, jak biznesowo. Mogą reagować dopiero na negatywne skutki takiej polityki. I tu reakcje premier Beaty Szydło oraz prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego są bez porównania szybsze i radykalniejsze niż decyzje Donalda Tuska, Ewy Kopacz w imieniu rządu oraz PO czy Waldemara Pawlaka i Janusza Piechocińskiego w imieniu rządu i PSL. Wystarczy posłuchać taśm z restauracji „Sowa i Przyjaciele” oraz „Amber Room”, nagrania związanego z PSL Władysława Serafina czy prześledzić afery hazardową bądź stoczniową. Z tego punktu widzenia zasada TKM w znacznie mniejszym stopniu dotyczy rządów PiS niż rządów koalicji PO-PSL. Donald Tusk i Ewa Kopacz najczęściej nic sobie nie robili z ujawnianych spraw. Jarosław Kaczyński i Beata Szydło na różne sygnały jednak szybko reagują. I to jest różnica wręcz fundamentalna. Reagują nawet w sytuacjach niejednoznacznych, którymi w koalicji PO-PSL nikt sobie nawet głowy nie zawracał.
Druga kwestia to mit dyktatorskiej władzy Jarosława Kaczyńskiego w PiS oraz czarna legenda funkcjonowania tej partii na wzór karnej jednostki wojskowej. Gdyby tak faktycznie było, w partii rządzącej nie byłoby konfliktów interesów czy gry różnych grup. A one występują. I te konflikty oraz gry mają swoje odzwierciedlenie także w obsadzie urzędów i instytucji oraz różnych stanowisk w spółkach skarbu państwa. Mają też odzwierciedlenie w tym, jak różne urzędy, instytucje i spółki funkcjonują. To tylko dowodzi, że PiS nie jest żadnym karnym wojskiem, w którym dowódca, Jarosław Kaczyński, wszystko i w pełni kontroluje. PiS to partia demokratyczna, nawet z pewną dozą anarchii, a nie dyktatura. To dlatego zdarzają się różne problemy. Najważniejsze jest jednak to, jak prezes PiS oraz władze partii reagują na te problemy. A reagują w ten sposób, że nie są głuche na głos opinii publicznej oraz na wymogi wynikające ze standardów oraz norm moralnych. Dopóki tak się dzieje, partia jest demokratyczna, mimo że jest narażona na różne kłopoty.
Bezczelność i obojętność na sygnały o różnych patologiach i problemach koalicji PO-PSL, szefów partii rządzących oraz reprezentujących je w rządach premierów i wicepremierów zostały wielokrotnie udowodnione. Uwrażliwienie PiS oraz Beaty Szydło i Jarosława Kaczyńskiego na negatywne zjawiska może nie wszystkich zadowalać, ale to też zostało wielokrotnie potwierdzone. Rządząc nie da się uniknąć negatywnych zjawisk, chodzi tylko o to, jak się je traktuje. I tu różnica jest widoczna. Podobnie jak różnica w zarządzaniu partią. Gdy przyjrzeć się szczegółom, Donald Tusk rządził PO znacznie bardziej dyktatorsko niż Jarosław Kaczyński PiS. Ale dla zwalczania patologii z tej dyktatorskiej władzy Tuska nic nie wynikało. Tym bardziej że Donald Tusk był pod tym względem głuchy na głos opinii publicznej. Żadna władza nie jest święta, lecz jedna ma tego świadomość i próbuje coś z tym zrobić, zaś inna tylko „idzie w zaparte” i kompletnie się nie liczy z głosem opinii publicznej.
-
Nowe Świąteczne wydanie tygodnika „wSieci” – aż 132 strony do poczytania na święta!
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/335389-po-decyzji-kaczynskiego-w-sprawie-misiewicza-jedni-walcza-z-tkm-inni-nawet-o-tym-nie-mowia
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.