Ten człowiek kompletnie nie wiedział, co się dzieje w kraju, nie wiedział, co robią jego podwładni. O niczym nie miał pojęcia, sprawami wewnętrznymi resortu zajmował się ktoś inny, on niczego nie nadzorował, ani nie monitorował. Jak więc to wszystko działało?
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl syn śp. Anny Walentynowicz, współzałożycielki NSZZ „Solidarność”, która zginęła w katastrofie smoleńskiej. Janusz Walentynowicz uczestniczył - jako jeden z oskarżycieli - uczestniczył w rozprawie przed warszawskim Sądem Okręgowym w procesie Tomasza Arabskiego i czworga innych urzędników KPRM oskarżonych o nieprawidłowości w procesie organizacji wizyt polskich delegacji w Rosji w 2010 r. Dziś zeznania składał były szef MSZ Radosław Sikorski.
wPolityce.pl: Czy Radosław Sikorski spełnił pańskie oczekiwania, zeznając jako świadek?
Janusz Walentynowicz: Spodziewałem się tego, co zaprezentował, czyli buty, arogancji i poczucia bezkarności. Niczego specjalnego nie powiedział, ale sposób, w jaki odpowiadał - drobnymi aluzjami kierowanymi wobec zadających pytania - dawał do zrozumienia: nic mi nie zrobicie. Denerwowałem się, bo myślałem, że dowiem się czegoś więcej, a okazuje się, że pan minister był tak zajęty pracą, prowadzeniem polityki zagranicznej, że - jak to sam określił - zupełnie zabrakło mu czasu na zajmowanie się tym, co się dzieje w kraju. A kiedy już znalazł chwilę czasu, to zawodziła go pamięć… Jego zeznania trudno określić inaczej niż jako bicie piany.
Jaki obraz szefa polskiej dyplomacji wyłania się z zeznań byłego ministra? Można było dotychczas sądzić, że kierujący MSZ trochę szerzej interesuje się tym, co się dzieje w jego resorcie, jak jest prowadzona polityka zagraniczna zarówno przez rząd, jak i prezydenta, bo przecież zgodnie z Konstytucją ta kompetencja jest dzielona na oba ośrodki władzy wykonawczej.
Po tym, co usłyszałem z wypowiedzi ministra Sikorskiego, w ogóle się dziwię, że jakaś polityka zagraniczna istniała. Ten człowiek kompletnie nie wiedział, co się dzieje w kraju, nie wiedział, co robią jego podwładni. O niczym nie miał pojęcia, sprawami wewnętrznymi resortu zajmował się ktoś inny, on niczego nie nadzorował, ani nie monitorował. Jak więc to wszystko działało? Chyba tak, jak powiedział jego kolega z rządu Bartłomiej Sienkiewicz, że to jest państwo teoretyczne. Chyba więc i polityka zagraniczna była prowadzona teoretycznie.
Minister Sikorski powiedział, że nie poleciał do Katynia, bo nie było tradycji, aby towarzyszył prezydentowi w podróżach zagranicznych. To również pokazuje, do jakiego stopnia prowadzona była walka z prezydentem.
Wszystko podporządkowane temu, czy on kogoś lubi czy nie. Jeśli nie - nie odbędzie z nim wizyty zagranicznej. Afirmacja swojej niechęci, niepokazywanie się ze śp. prezydentem Kaczyńskim było w dobrym tonie. W ten sposób próbowano zdeprecjonować jego pozycję, umniejszyć tak mocno, jak się da. Żeby jawił się jako malutki, niezauważalny. Tylko pan na Chobielinie miał być ważny.
Czy taka postawa szefa resortu mogła oddziaływać na podlegających mu pracowników?
Myślę, że tak, bo przykład idzie z góry. Wydaje mi się, że lekceważący stosunek Sikorskiego do jego obowiązków, do wizyt prezydenta, miał wpływ na postawę jego podwładnych. Jeżeli szef ministerstwa zachowuje się, jak się zachowuje, nie panuje nad niczym, albo podchodzi do tego w sposób wyraźnie lekceważący, to podlegli mu pracownicy zachowują się tak samo, bo mają świadomość, że nic im nie grozi.
Sikorski wielokrotnie w czasie rozprawy mówił, że jednym z najważniejszych celów jego polityki zagranicznej i rządu PO-PSL była „europeizacja Rosji”. Jak pan odbiera taki priorytet, zarówno z perspektywy dzisiejszej, kiedy wiemy, że w Rosji nic się nie zmieniło, że to państwo autorytarne, skorumpowane, tłumiące swobody obywatelskie i agresywne wobec innych krajów (choćby Ukrainy), ale i z perspektywy roku 2010, kiedy byliśmy chociażby świeżo po ataku Rosji na Gruzję i zbrojnym odłączeniu części terytorium suwerennego państwa?
Nie wiem dlaczego minister Sikorski wymyślił sobie taką idee fixe „europeizacji Rosji”. Chyba wszyscy, którzy chodzili do jakiejkolwiek szkoły, wiedzą, że jest odwrotnie - to Rosji zależy na rusyfikacji Europy. Nie wiem, co znaczą słowa pana Sikorskiego i jakie znaczące osiągnięcia pan minister miał w „europeizacji Rosji”. Do tego trzeba dołożyć, jak panowie zauważacie, sprawę Gruzji. Minister Sikorski nie wyciąga żadnych wniosków z tego, co się dzieje w polityce. To również pokazuje sposób jego szefowania polskiej dyplomacji.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Ten człowiek kompletnie nie wiedział, co się dzieje w kraju, nie wiedział, co robią jego podwładni. O niczym nie miał pojęcia, sprawami wewnętrznymi resortu zajmował się ktoś inny, on niczego nie nadzorował, ani nie monitorował. Jak więc to wszystko działało?
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl syn śp. Anny Walentynowicz, współzałożycielki NSZZ „Solidarność”, która zginęła w katastrofie smoleńskiej. Janusz Walentynowicz uczestniczył - jako jeden z oskarżycieli - uczestniczył w rozprawie przed warszawskim Sądem Okręgowym w procesie Tomasza Arabskiego i czworga innych urzędników KPRM oskarżonych o nieprawidłowości w procesie organizacji wizyt polskich delegacji w Rosji w 2010 r. Dziś zeznania składał były szef MSZ Radosław Sikorski.
wPolityce.pl: Czy Radosław Sikorski spełnił pańskie oczekiwania, zeznając jako świadek?
Janusz Walentynowicz: Spodziewałem się tego, co zaprezentował, czyli buty, arogancji i poczucia bezkarności. Niczego specjalnego nie powiedział, ale sposób, w jaki odpowiadał - drobnymi aluzjami kierowanymi wobec zadających pytania - dawał do zrozumienia: nic mi nie zrobicie. Denerwowałem się, bo myślałem, że dowiem się czegoś więcej, a okazuje się, że pan minister był tak zajęty pracą, prowadzeniem polityki zagranicznej, że - jak to sam określił - zupełnie zabrakło mu czasu na zajmowanie się tym, co się dzieje w kraju. A kiedy już znalazł chwilę czasu, to zawodziła go pamięć… Jego zeznania trudno określić inaczej niż jako bicie piany.
Jaki obraz szefa polskiej dyplomacji wyłania się z zeznań byłego ministra? Można było dotychczas sądzić, że kierujący MSZ trochę szerzej interesuje się tym, co się dzieje w jego resorcie, jak jest prowadzona polityka zagraniczna zarówno przez rząd, jak i prezydenta, bo przecież zgodnie z Konstytucją ta kompetencja jest dzielona na oba ośrodki władzy wykonawczej.
Po tym, co usłyszałem z wypowiedzi ministra Sikorskiego, w ogóle się dziwię, że jakaś polityka zagraniczna istniała. Ten człowiek kompletnie nie wiedział, co się dzieje w kraju, nie wiedział, co robią jego podwładni. O niczym nie miał pojęcia, sprawami wewnętrznymi resortu zajmował się ktoś inny, on niczego nie nadzorował, ani nie monitorował. Jak więc to wszystko działało? Chyba tak, jak powiedział jego kolega z rządu Bartłomiej Sienkiewicz, że to jest państwo teoretyczne. Chyba więc i polityka zagraniczna była prowadzona teoretycznie.
Minister Sikorski powiedział, że nie poleciał do Katynia, bo nie było tradycji, aby towarzyszył prezydentowi w podróżach zagranicznych. To również pokazuje, do jakiego stopnia prowadzona była walka z prezydentem.
Wszystko podporządkowane temu, czy on kogoś lubi czy nie. Jeśli nie - nie odbędzie z nim wizyty zagranicznej. Afirmacja swojej niechęci, niepokazywanie się ze śp. prezydentem Kaczyńskim było w dobrym tonie. W ten sposób próbowano zdeprecjonować jego pozycję, umniejszyć tak mocno, jak się da. Żeby jawił się jako malutki, niezauważalny. Tylko pan na Chobielinie miał być ważny.
Czy taka postawa szefa resortu mogła oddziaływać na podlegających mu pracowników?
Myślę, że tak, bo przykład idzie z góry. Wydaje mi się, że lekceważący stosunek Sikorskiego do jego obowiązków, do wizyt prezydenta, miał wpływ na postawę jego podwładnych. Jeżeli szef ministerstwa zachowuje się, jak się zachowuje, nie panuje nad niczym, albo podchodzi do tego w sposób wyraźnie lekceważący, to podlegli mu pracownicy zachowują się tak samo, bo mają świadomość, że nic im nie grozi.
Sikorski wielokrotnie w czasie rozprawy mówił, że jednym z najważniejszych celów jego polityki zagranicznej i rządu PO-PSL była „europeizacja Rosji”. Jak pan odbiera taki priorytet, zarówno z perspektywy dzisiejszej, kiedy wiemy, że w Rosji nic się nie zmieniło, że to państwo autorytarne, skorumpowane, tłumiące swobody obywatelskie i agresywne wobec innych krajów (choćby Ukrainy), ale i z perspektywy roku 2010, kiedy byliśmy chociażby świeżo po ataku Rosji na Gruzję i zbrojnym odłączeniu części terytorium suwerennego państwa?
Nie wiem dlaczego minister Sikorski wymyślił sobie taką idee fixe „europeizacji Rosji”. Chyba wszyscy, którzy chodzili do jakiejkolwiek szkoły, wiedzą, że jest odwrotnie - to Rosji zależy na rusyfikacji Europy. Nie wiem, co znaczą słowa pana Sikorskiego i jakie znaczące osiągnięcia pan minister miał w „europeizacji Rosji”. Do tego trzeba dołożyć, jak panowie zauważacie, sprawę Gruzji. Minister Sikorski nie wyciąga żadnych wniosków z tego, co się dzieje w polityce. To również pokazuje sposób jego szefowania polskiej dyplomacji.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/335238-walentynowicz-po-zeznaniach-sikorskiego-odpowiada-zeromskim-trzeba-rozrywac-rany-polskie-zeby-sie-nie-zabliznily-blona-podlosci-nasz-wywiad