Na temat spadku notowań społecznych PiS i wzrostu poparcia dla PO napisano już dosyć dużo. Ogólnie rzecz biorąc, nie jest prawdą, że polski lud woli Unię Europejska od własnego państwa, lecz prawdą, że wyborcy w rządzie Beaty Szydło zobaczyli coś, czego zobaczyć nie chcieli. Uczciwie mówiąc, trzeba pokazać zależności, które jeżeli jeszcze nie zaistniały, to zaistnieć mogą.
Brak ośrodka władzy
Spadek notowań PiS ma dwie wyraziste fazy. Pierwszą jest zrozumiała, ale nieelastyczna postawa podczas wyboru Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. Druga, to rozjazd wypowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy, premier Beaty Szydło, rzecznika rządu i samego prezesa Jarosława Kaczyńskiego w sprawie „ekstrawaganckich zachowań” Macierewicza. Pierwsza postawa miała być świadectwem niezłomności przyszłego lidera Unii Europejskiej, druga jest zaprzeczeniem spójności władzy krajowej. Nieadekwatność tych dwóch postaw uświadomiło wyborcom, że ośrodek władzy znajduje się poza polskim rządem. Skoro więc ośrodek władzy został rozmyty, a losy UE stoją pod znakiem zapytania, to lud chce mieć przynajmniej pewność, że nie straci to, co już ma, lub zyska to, czego stracić nie musi. Sam usłyszałem pytanie: - a jak nas Unia weźmie za pysk, to zabiorą mi wszystko i zostanę dziadem (chodziło o pożyczki).
I to są skutki myślenia kategoriami UE – nie tylko polskich obywateli, ale również polskich rządów do 2015 r. Sprzeczne informacje i strach obywatela powodują, że inicjatywę oddajemy w ręce Donalda Tuska. Czy przewidział ktoś taki obrotu sprawy? Na portalu pisałem (14.03.17):
Tusk swoim postępowaniem sam wybierze sobie przyszłość. Jeżeli będzie chciał wrócić do kraju i startować w wyborach prezydenckich, musi werbalnie zadbać o Polskę – przeciw Kaczyńskiemu i PiS. Ma tu swoich żołnierzy. Natomiast każde jego niekorzystne działanie dla kraju, będzie repetowaniem armaty przeciw sobie i własnym żołnierzom. Jego stosunek do Polski będzie więc papierkiem lakmusowym jego intencji.
W odpowiedzi na informację, że 10.04.2017 odbędzie się kontrdemonstracja poparcia dla Tuska, sam zainteresowany odpowiada następująco: Wierzę w dobre intencje organizatorów wiecu poparcia dla mnie, ale uważam, że data 10.04 jest wysoce niefortunna.
Czy ten głos jest nierozsądny? Demonstracja oczywiście ruszy: na pokaz i na pohybel. I w taki sposób PiS inicjatywę powoli zaczyna oddawać w ręce Donalda Tuska. W tym kontekście propozycja ustanowienia 10 kwietnia dniem wolnym od pracy graniczy z próbą politycznego przekupstwa i wygląda wręcz niesmacznie.
Głos ludu
-Rząd Beaty Szydło ma wiele sukcesów, na polu socjalnym i gospodarczym. Morawiecki odzyskuje sterowność polskiej gospodarki, ale informacja na ten temat ledwie przebija się przez rozkrzyczane media.
-„Studio Polska” co tydzień pokazuje bezmiar ludzkiej krzywdy wyrządzonej przez poprzednie państwo. Mechanizm, który je spowodował, działa nadal. Nikt dotąd jeszcze nie został rozliczony.
-Skuteczność ściągalności podatków została zwiększona kilkakrotnie, ale korupcja jeszcze ma się dobrze. Szydło dała 500 plus, być może kupiła społeczeństwo, ale za tym nie idzie nic więcej.
-Wojska amerykańskie obsadziły Polskę, a rząd myśli, że to oni zrobią za nich dalszą robotę.
-Krzyczą o przyjaźni polsko-amerykańskiej, a dotąd jeszcze ani Szydło, ani Duda, ani Waszczykowski nie spotkał się z Donaldem Trumpem. Coś tu nie gra. Itd. Druga strona medalu
Rząd nie ma z kim przegrać, ale może przegrać z samym sobą – a wraz z nim wszyscy, którzy oczekiwali zmian. Cały wysiłek włożony w ratowanie państwa i, przy okazji, rozbudzone nadzieje mogą okazać się bez pokrycia. Dlatego, że gdy opozycja dojdzie do władzy, sprzeda to wszystko, co Morawiecki odzyskał. Sprzeda w myśl: im mniej państwa, tym lepiej; im większa korupcja, tym większa wolność; im większy liberalizm tym mniejsze środki na 500+, mieszkanie + i dalszy rozwój kraju. Dopiero wówczas gdy będziemy piękni głupi i biedni zostaniemy pochwaleni przez wszystkich liderów UE. Nie ma w narodzie świadomości, że pozycja Polski wymaga poświęceń i walki o swoje.
Władza musi odzyskać państwo
Ostatni przegląd poszczególnych ministerstw był niezbyt precyzyjny. Historia uczy, że w chwilach trudnych rekonstrukcja rządu in plus zawsze przynosi korzyści. Władza musi odzyskać swoją pozycję i wiarygodność. W polityce decydują predyspozycje i pozycje, a nie dyspozycje.
Opozycja może być sobie totalna, ale odpowiedź musi być reglamentowana i racjonalna – godna poważnego państwa. Głos opozycji nie może przekrzykiwać rządu. Suweren nie ma ochoty uczestniczyć w jarmarcznych polemikach lub przepychankach z byle kim.
Ośrodek władzy musi być czytelny i nie może mieścić się w jednym gabinecie. Rząd musi komunikować się ze społeczeństwem własnym i obcym. Musi mieć swoje media na odpowiednim poziomie informacyjnym i formacyjnym, a także zagraniczne mutacje. Inaczej jest niemy lub nieczytelny. W tak rozchwianej i obijanej na wszystkie strony polskiej demokracji nie ma jednolitej gazety państwowej, która podnosiłaby poziom debaty publicznej i wyznaczała standardy pozostałem. Wolność słowa ma swoją moc wówczas, gdy do debaty publicznej wnosi element prawdy. W pozostałych przypadkach jest bełkotem.
Gdzie więc obywatel ma szukać prawdy? W złym wykształceniu i bełkocie politycznym? Jaki punkt odniesienia ma polskie społeczeństwo, gdzie znajduje potwierdzenie lub zaprzeczenie swoich wątpliwości? Do kogo ma kierować swoje pretensje? Gdzie jest państwo? Jedna część Polaków zachowuje się tak, jakby była stworzona wyłącznie do hollywoodzkiej kariery, a druga jak gonione długami zwierzęta. Takiego państwa nikt nie będzie szanował.
Zakończenie
Reforma rządowa to zaledwie część całości. W II RP, kiedy kolonializm miał jeszcze inne oblicze, była ona łatwiejsza do przeprowadzenia – po prostu mniej osób emigrowało, a państwo lepiej wykorzystywało własną kadrę naukową i patriotyzm. Dziś, gdy nowoczesny kolonializm wysysa ludzi z poszczególnych państw, blokując w ten sposób im rozwój, reforma krajowa musi mieć na uwadze dwa wymiary: poprawę warunków w kraju i racjonalne uzasadnienie powrotu oraz zatrzymanie legendy migracji zarobkowej. I tu nie ma lekko.
Najwybitniejsi eksperci w państwie tworzą reformę, rząd jest jej wykonawcą, społeczeństwo – odbiorcą. Ale żadna reforma nie będzie miała szans powodzenia, gdy społeczeństwo nie zrozumie i nie zaakceptuje jej założeń, a także nie uwierzy własnemu rządowi. Ekonomia jest narzędziem pracy, tak samo jak komputer czy samochód, i zaledwie elementem kompletnej koncepcji kulturowej.
Koncepcja kulturowa wiąże całe narody i cywilizacje. Ale stan świadomości Polaków nie jest zadowalający. Każde z poważniejszych państw zachodnich ma ministerstwo polityki historycznej. Polska nie ma. Odpowiedzialna polityka historyczna spina całą polską świadomość i wszystko to, co określamy pojęciem „polskiej racji stanu”. Na tym polu wolny rynek nie istnieje. Dopóki nie zmienimy polskiej świadomości, dopóty będziemy produkować wykształconych zmywaków, samobójców kulturowych i lemingów prowadzonych na śmierć. Reforma musi dać siłę społeczeństwu, a siła społeczeństwa musi zakorzenić ją we własnej głowie i ziemi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/334552-gdzie-jest-osrodek-wladzy-rzad-nie-ma-z-kim-przegrac-ale-moze-przegrac-z-samym-soba