Jest fundamentalne pytanie, na które należałoby odpowiedzieć – zarówno w perspektywie Polski, jak i Węgier oraz innych krajów: do jakiego stopnia czynnik zewnętrzny może operować na gruncie społeczno-politycznym danego kraju, bo jest to nie tylko czynnik finansowy, filantropijny, ale jest to czynnik ideologiczny. Rzeczywiście, przy tych przewagach finansowych jakie się tam pojawiają, sytuacja – od strony społecznej - może być lekko zachwiana
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl prof. Mieczysław Ryba, historyk, wykładowca akademicki.
wPolityce.pl: Fundusze norweskie, które miały wspierać niwelowanie różnic ekonomicznych i społecznych, trafiały w zdecydowanej większości do projektów skrajnie lewicowych, ideologicznych. Za rozdzielanie środków odpowiadała założona przez George’a Sorosa Fundacja im. Stefana Batorego. Jest Pan zaskoczony takim podziałem środków?
Prof. Mieczysław Ryba: George Soros jest znany jako ten, który promuje tak zwane liberalne społeczeństwo otwarte, a jego fundusze były angażowane również w Polsce czy na Węgrzech, w różne instytucje, projekty, które można by było nazwać umownie ideologicznymi, więc absolutnie nie dziwi mnie to.
Polski rząd powinien mieć możliwość jakiejkolwiek ingerencji w kwestię podziału tych środków?
Jest fundamentalne pytanie, na które należałoby odpowiedzieć – zarówno w perspektywie Polski, jak i Węgier oraz innych krajów: do jakiego stopnia czynnik zewnętrzny może operować na gruncie społeczno-politycznym danego kraju, bo jest to nie tylko czynnik finansowy, filantropijny, ale jest to czynnik ideologiczny. Rzeczywiście, przy tych przewagach finansowych jakie się tam pojawiają, sytuacja – od strony społecznej - może być lekko zachwiana. Pamiętajmy o tym, że jest jakiś dyskurs społeczny, ale w zależności do tego, jakimi środkami dysponują te organizacje pozarządowe, czy pewne środowiska medialne, czy wreszcie, w przełożeniu politycznym, środowiska polityczne, tak w dużym stopniu rozkłada się to zmaganie. Więc myślę, że w tym względzie, należałoby przynajmniej zastanowić się – w perspektywie Polskiej, ale też międzynarodowej – do jakiego stopnia to jest możliwe. Jeżeli dzisiaj zastanawiamy się na przykład nad tym, czy struktura własnościowa mediów polskich jest na tyle dobra, że pozwala nam wewnętrznie rozstrzygać pewne kwestie w tej debacie publicznej, a nie być tylko pochodną tego, jak ośrodki decyzyjne z zewnątrz narzucają pewne rozwiązania. Podobnie jest w tej sprawie, której patronuje George Soros. Dziwimy się, oburzamy, że nagle – z perspektywy medialnej – jakiś czynnik zewnętrzny mówi, że ma być krytyka rządu, jego poczynań na arenie międzynarodowej. Mówimy: jak to możliwe? Jak mogliśmy dopuścić do tego, że nasza struktura mediów jest tak uzależniona od kapitału zewnętrznego? Równie dobrze może być w perspektywie tak zwanych fundacji, organizacji międzynarodowych i to powinno absolutnie podlegać pewnej ocenie, debacie i jednak jakiejś kontroli. To nie znaczy, że wszystkiego się zakazuje, ale przynajmniej się to jakoś kontroluje, a nawet ogranicza. Przy tych dysproporcjach finansowych, zwłaszcza w kraju mniejszym, gdzie nie ma rodzimego kapitału, zdolnego aż tak finansować różne inicjatywy, np. ideologicznie inne, niż te rewolucyjne, możemy po prostu być poddawani pewnym procesom quasi inżynierii społecznej sterowanej z zewnątrz. To nie jest korzystna rzeczywistość.
Irlandia nakazuje organizacjom zwrot pieniędzy z Fundacji George’a Sorosa. Czy Polsce starczy determinacji w walce z wpływami Sorosa?
Myślę, że mamy bardzo małą wiedzę na ten temat. Zwróćmy uwagę, że jest dokładnie tak, jak w porównywanych przeze mnie sytuacji medialnych. Społeczeństwo jest odbiorcą pewnego przekazu. Wydaje się, że wszystko jest przekazywane w sposób obiektywny, że nie ma zewnętrznego wpływu na to, co się dzieje. Nagle, kiedy ujawnia się pewną „kuchnię”, pewną rzeczywistość, która za tym stoi, to powoduje to oburzenie i mówi się o zmianach – również zmianach instytucjonalnych, czy prawnych. Sądzę, że najpierw, naprawdę należałoby wyjść z takiego naiwnego czy infantylnego podejścia, że skoro ktoś angażuje kapitał zewnętrzny, to na pewno robi to tylko i wyłącznie z powodów filantropijnych, nie ma żadnych celów ideologicznych czy rewolucyjnych. W związku z tym, jego operowanie na naszym gruncie jest zupełnie swobodne. Wyobraźmy sobie sytuację odwrotną, gdybyśmy mieli jakąś fundację rosyjską. Ktoś powie: Rosja jest naszym przeciwnikiem. Ale jednak. Tan fundacja funkcjonowałaby sobie na naszym rynku organizacji społecznych i zaangażowałaby ogromne fundusze na wsparcie pewnych inicjatyw, instytucji, które uznalibyśmy nagle jako bulwersujące, ideologiczne czy społecznie szkodliwe. Powiedzielibyśmy wówczas, że trzeba to ograniczyć.
Natomiast jeżeli ktoś robi to z kierunku zachodniego, to jest powszechne milczenie. Na ten temat powinna się odbyć bardzo konkretna, realna debata i jakieś uregulowanie tej kwestii również powinno być. W moim przekonaniu suweren, naród, parlament w sensie prawnym, instytucje władzy wykonawczej, powinny mieć narzędzia do tego, żeby regulować i ograniczać. Skutki niekoniecznie są takie, jak deklarowane, a pod słowem filantropia może się kryć bardzo wiele celów – również celów politycznych, w sensie chęci sterowania procesami społecznymi, a dalej sceną polityczną w danym kraju. W Polsce również.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Jest fundamentalne pytanie, na które należałoby odpowiedzieć – zarówno w perspektywie Polski, jak i Węgier oraz innych krajów: do jakiego stopnia czynnik zewnętrzny może operować na gruncie społeczno-politycznym danego kraju, bo jest to nie tylko czynnik finansowy, filantropijny, ale jest to czynnik ideologiczny. Rzeczywiście, przy tych przewagach finansowych jakie się tam pojawiają, sytuacja – od strony społecznej - może być lekko zachwiana
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl prof. Mieczysław Ryba, historyk, wykładowca akademicki.
wPolityce.pl: Fundusze norweskie, które miały wspierać niwelowanie różnic ekonomicznych i społecznych, trafiały w zdecydowanej większości do projektów skrajnie lewicowych, ideologicznych. Za rozdzielanie środków odpowiadała założona przez George’a Sorosa Fundacja im. Stefana Batorego. Jest Pan zaskoczony takim podziałem środków?
Prof. Mieczysław Ryba: George Soros jest znany jako ten, który promuje tak zwane liberalne społeczeństwo otwarte, a jego fundusze były angażowane również w Polsce czy na Węgrzech, w różne instytucje, projekty, które można by było nazwać umownie ideologicznymi, więc absolutnie nie dziwi mnie to.
Polski rząd powinien mieć możliwość jakiejkolwiek ingerencji w kwestię podziału tych środków?
Jest fundamentalne pytanie, na które należałoby odpowiedzieć – zarówno w perspektywie Polski, jak i Węgier oraz innych krajów: do jakiego stopnia czynnik zewnętrzny może operować na gruncie społeczno-politycznym danego kraju, bo jest to nie tylko czynnik finansowy, filantropijny, ale jest to czynnik ideologiczny. Rzeczywiście, przy tych przewagach finansowych jakie się tam pojawiają, sytuacja – od strony społecznej - może być lekko zachwiana. Pamiętajmy o tym, że jest jakiś dyskurs społeczny, ale w zależności do tego, jakimi środkami dysponują te organizacje pozarządowe, czy pewne środowiska medialne, czy wreszcie, w przełożeniu politycznym, środowiska polityczne, tak w dużym stopniu rozkłada się to zmaganie. Więc myślę, że w tym względzie, należałoby przynajmniej zastanowić się – w perspektywie Polskiej, ale też międzynarodowej – do jakiego stopnia to jest możliwe. Jeżeli dzisiaj zastanawiamy się na przykład nad tym, czy struktura własnościowa mediów polskich jest na tyle dobra, że pozwala nam wewnętrznie rozstrzygać pewne kwestie w tej debacie publicznej, a nie być tylko pochodną tego, jak ośrodki decyzyjne z zewnątrz narzucają pewne rozwiązania. Podobnie jest w tej sprawie, której patronuje George Soros. Dziwimy się, oburzamy, że nagle – z perspektywy medialnej – jakiś czynnik zewnętrzny mówi, że ma być krytyka rządu, jego poczynań na arenie międzynarodowej. Mówimy: jak to możliwe? Jak mogliśmy dopuścić do tego, że nasza struktura mediów jest tak uzależniona od kapitału zewnętrznego? Równie dobrze może być w perspektywie tak zwanych fundacji, organizacji międzynarodowych i to powinno absolutnie podlegać pewnej ocenie, debacie i jednak jakiejś kontroli. To nie znaczy, że wszystkiego się zakazuje, ale przynajmniej się to jakoś kontroluje, a nawet ogranicza. Przy tych dysproporcjach finansowych, zwłaszcza w kraju mniejszym, gdzie nie ma rodzimego kapitału, zdolnego aż tak finansować różne inicjatywy, np. ideologicznie inne, niż te rewolucyjne, możemy po prostu być poddawani pewnym procesom quasi inżynierii społecznej sterowanej z zewnątrz. To nie jest korzystna rzeczywistość.
Irlandia nakazuje organizacjom zwrot pieniędzy z Fundacji George’a Sorosa. Czy Polsce starczy determinacji w walce z wpływami Sorosa?
Myślę, że mamy bardzo małą wiedzę na ten temat. Zwróćmy uwagę, że jest dokładnie tak, jak w porównywanych przeze mnie sytuacji medialnych. Społeczeństwo jest odbiorcą pewnego przekazu. Wydaje się, że wszystko jest przekazywane w sposób obiektywny, że nie ma zewnętrznego wpływu na to, co się dzieje. Nagle, kiedy ujawnia się pewną „kuchnię”, pewną rzeczywistość, która za tym stoi, to powoduje to oburzenie i mówi się o zmianach – również zmianach instytucjonalnych, czy prawnych. Sądzę, że najpierw, naprawdę należałoby wyjść z takiego naiwnego czy infantylnego podejścia, że skoro ktoś angażuje kapitał zewnętrzny, to na pewno robi to tylko i wyłącznie z powodów filantropijnych, nie ma żadnych celów ideologicznych czy rewolucyjnych. W związku z tym, jego operowanie na naszym gruncie jest zupełnie swobodne. Wyobraźmy sobie sytuację odwrotną, gdybyśmy mieli jakąś fundację rosyjską. Ktoś powie: Rosja jest naszym przeciwnikiem. Ale jednak. Tan fundacja funkcjonowałaby sobie na naszym rynku organizacji społecznych i zaangażowałaby ogromne fundusze na wsparcie pewnych inicjatyw, instytucji, które uznalibyśmy nagle jako bulwersujące, ideologiczne czy społecznie szkodliwe. Powiedzielibyśmy wówczas, że trzeba to ograniczyć.
Natomiast jeżeli ktoś robi to z kierunku zachodniego, to jest powszechne milczenie. Na ten temat powinna się odbyć bardzo konkretna, realna debata i jakieś uregulowanie tej kwestii również powinno być. W moim przekonaniu suweren, naród, parlament w sensie prawnym, instytucje władzy wykonawczej, powinny mieć narzędzia do tego, żeby regulować i ograniczać. Skutki niekoniecznie są takie, jak deklarowane, a pod słowem filantropia może się kryć bardzo wiele celów – również celów politycznych, w sensie chęci sterowania procesami społecznymi, a dalej sceną polityczną w danym kraju. W Polsce również.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/334280-nasz-wywiad-prof-ryba-o-sorosie-do-jakiego-stopnia-czynnik-zewnetrzny-moze-operowac-na-gruncie-spoleczno-politycznym