Czasami czytam sobie wpisy, jakie w mediach społecznościowych publikują przeciwnicy PiS. I widzę niestety, że oprócz spokojnej krytyki (bardzo rzadki przypadek), najczęściej można odnaleźć komentarze osób, którym na skutek antypisowskiej gorączki najwyraźniej – przepraszam za dosadne określenie – wyparował mózg.
Bo oto dowiaduje się, że Antoni Macierewicz jest z pewnością wariatem i homoseksualistą. A skąd te insynuacje? Ano stąd, że jak napisał Andrzej Stankiewicz w „Tygodniku Powszechnym” – dziś ulubionym, obok „Newsweeka” periodyku antypisowskich fiksatów – Macierewicz jako mały chłopiec stracił ojca i został oddany na półtora roku na wychowanie do domu wychowawczego salezjanów.
Natychmiast zaczynają się pseudopsychologiczne analizy czytelników. Stracił ojca, znaczy trauma z dzieciństwa, był w domu wychowawczym salezjanów – znaczy pewnie homoseksualista. Bo przecież dla każdego antyklerykalnego maniaka to oczywiste, że wszyscy zakonnicy to pedofile, a księża to dziwkarze.
Pewnie nie warto byłoby się zajmować tymi przedszkolnymi analizami. Ich autorzy mają tyle pojęcia o psychoanalizie, ile wyczytali w kolorowych czasopismach, wiedzą, że Freud, dzieciństwo, trauma i opowiadają potem banialuki w rodzaju tych, które wygłasza się z mądrą miną na imieninach u cioci.
Nie wierzą Państwo? To proszę poczytać wpisy na profilach społecznościowych zwolenników KOD, proszę posłuchać wypowiedzi Andrzeja Celińskiego lub zajrzeć do felietonów Jacka Żakowskiego, który zajmuje się ostatnio „chorobą psychiczną” szefa MON i inspiruje w ten sposób antypisowskich obsesjonatów do wygłaszania kolejnych bredni.
Problem w tym, że każdy, kto używa tej niegodziwej argumentacji, sam brnie na manowce. Bo skoro dla kogoś utrata ojca oznacza traumę – w domyśle prowadzi do wariactwa – to zapewne podobnie myśli o ofiarach wojen, w tym choćby o tych, którzy przeżyli Holokaust. A co może ktoś taki powiedzieć o Mateuszu Kijowskim, który w 2015 roku w wywiadzie do tego samego „Tygodnika Powszechnego” mówił, że jeszcze kilkanaście lat temu podczas mszy prowadził dla dzieci śpiew i grał na gitarze? Pedofil? Homoseksualista? Bo skoro w kościele, i to z dziećmi, to pewnie…
Pomijam już to, jakie wyobrażenie o Kościele mają ludzie, którzy pewnie nigdy w życiu nie rozmawiali z księdzem, ani nie brali udziału w mszy, i którzy są kulturowymi barbarzyńcami. Zaskakuje mnie, że – biorąc zapewne udział w licznych Paradach Równości i piejąc nad tolerancją – potrafią jednocześnie używać homoseksualizmu w charakterze obelgi.
Wiele osób, także wśród prawicowych publicystów, narzeka ostatnio na poziom tzw. twardego elektoratu PiS, pisze o jego agresji, o braku refleksji, o rzucaniu obelżywych insynuacji. Zgoda, takie zachowania mają miejsce, ale warto się zastanowić, na ile są one reakcją na wieloletnie plugawienie wartości bliskich tym ludziom. Dziś niektórzy z nich zachowują się nadwrażliwie, niepotrzebnie ulegają emocjom, czasem popadają w absurd, widząc zagrożenie nie tam, gdzie ono jest, ale – i choć nie jest to usprawiedliwienie – to nie oni wywołali wojnę, która nakręca dziś wzajemną nienawiść.
A wracając do Antoniego Macierewicza. Można oczywiście dyskutować o tym, jaką politykę prowadzi w podległym mu resorcie. Taka debata jest możliwa, a może nawet wskazana, ale pod warunkiem, że jej uczestnicy będą używać swoich mózgów. Bo uprawiane przez nich zapasy w szambie nie tylko prowokują pisowski elektorat do ostrej reakcji, ale zniechęcają każdego rozsądnego człowieka do uprzejmej odpowiedzi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/334046-zapasy-w-szambie-czyli-o-tym-jak-hejt-w-internecie-pozbawia-ludzi-rozumu