Jeśli chodzi o notowania PiS, to ta partia przez okres po wyborach parlamentarnych w październiku 2015 r. korzystała z premii zwycięzcy. Korzystała też z tego, że po stronie opozycji nie miała jednego silnego przeciwnika, zdolnego do odzyskania władzy. A wtedy część wyborców niezdecydowanych przyłącza się do silniejszego. Pewnie można było opozycję tak rozgrywać, by jeszcze przez jakiś czas korzystać z premii dla „dominatora” na tle podzielonych oponentów, ale nie jest to wcale pewne. Przy finansowej, organizacyjnej i logistycznej przewadze PO, która wciąż rządzi w wielu dużych miastach i w 14 województwach, odzyskanie przez nią pozycji lidera opozycji było tylko kwestią czasu. A biorąc pod uwagę rodzaj elektoratu, jaki PO reprezentuje, jej anihilacja nie była możliwa. Ten elektorat jest bowiem wciąż liczny i aktywny, i nie ma lepszego od PO wyboru, co go bardzo różni od wymierających wyborców SLD (to zdecydowało o klęsce tej partii po rządzeniu w latach 2001-2005) oraz od bardzo podzielonych politycznie wyborców AWS, i to podzielonych już w 1997 r., a co dopiero w 2001 r., gdy AWS odchodziła w niebyt. Gorsze notowania PiS w związku z utratą premii za rolę „dominatora” oraz wskutek odzyskania przez PO pozycji niekwestionowanego lidera opozycji, były więc tylko kwestią czasu. Sądzę, że tylko około 2 proc. poparcia mogło odpłynąć wskutek zmasowanej kampanii w mediach opozycji (wciąż bardzo silnych), grających na „klęsce brukselskiej” oraz na „aferach” i „wpadkach” rządzących. Takie medialne bombardowanie zawsze się odciska na sondażach, ale dotyczy to elektoratu labilnego i częściej czasowo wycofującego swoje poparcie dla kogokolwiek niż przenoszącego je na konkurentów.
Stan jest taki, że na wiosnę 2017 r. mamy odrodzenie duopolu czy też manichejskiego podziału PiS-PO, który dominuje w polskiej polityce od prawie12 lat. I ten duopol najlepiej oddaje też podziały w polskim społeczeństwie. A to się wiąże ze wzrostem notowań PO oraz spadkiem poparcia dla PiS, choć raczej nie dotyczy to stabilnego, a tym bardziej twardego elektoratu rządzącej partii. Sytuacja stała się w ten sposób politycznie klarowna. A to oznacza m.in. postawienie się PO na pierwszej linii frontu, ze wszystkimi tego konsekwencjami, także prawnymi. Jedyną siła, która może w tej sytuacji zyskać jest ruch Kukiz’15. I to ta formacja będzie zapewne języczkiem u wagi w wyborach parlamentarnych w 2019 r. Chyba nawet ważniejszym niż w wyborach w 2015 r.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Jeśli chodzi o notowania PiS, to ta partia przez okres po wyborach parlamentarnych w październiku 2015 r. korzystała z premii zwycięzcy. Korzystała też z tego, że po stronie opozycji nie miała jednego silnego przeciwnika, zdolnego do odzyskania władzy. A wtedy część wyborców niezdecydowanych przyłącza się do silniejszego. Pewnie można było opozycję tak rozgrywać, by jeszcze przez jakiś czas korzystać z premii dla „dominatora” na tle podzielonych oponentów, ale nie jest to wcale pewne. Przy finansowej, organizacyjnej i logistycznej przewadze PO, która wciąż rządzi w wielu dużych miastach i w 14 województwach, odzyskanie przez nią pozycji lidera opozycji było tylko kwestią czasu. A biorąc pod uwagę rodzaj elektoratu, jaki PO reprezentuje, jej anihilacja nie była możliwa. Ten elektorat jest bowiem wciąż liczny i aktywny, i nie ma lepszego od PO wyboru, co go bardzo różni od wymierających wyborców SLD (to zdecydowało o klęsce tej partii po rządzeniu w latach 2001-2005) oraz od bardzo podzielonych politycznie wyborców AWS, i to podzielonych już w 1997 r., a co dopiero w 2001 r., gdy AWS odchodziła w niebyt. Gorsze notowania PiS w związku z utratą premii za rolę „dominatora” oraz wskutek odzyskania przez PO pozycji niekwestionowanego lidera opozycji, były więc tylko kwestią czasu. Sądzę, że tylko około 2 proc. poparcia mogło odpłynąć wskutek zmasowanej kampanii w mediach opozycji (wciąż bardzo silnych), grających na „klęsce brukselskiej” oraz na „aferach” i „wpadkach” rządzących. Takie medialne bombardowanie zawsze się odciska na sondażach, ale dotyczy to elektoratu labilnego i częściej czasowo wycofującego swoje poparcie dla kogokolwiek niż przenoszącego je na konkurentów.
Stan jest taki, że na wiosnę 2017 r. mamy odrodzenie duopolu czy też manichejskiego podziału PiS-PO, który dominuje w polskiej polityce od prawie12 lat. I ten duopol najlepiej oddaje też podziały w polskim społeczeństwie. A to się wiąże ze wzrostem notowań PO oraz spadkiem poparcia dla PiS, choć raczej nie dotyczy to stabilnego, a tym bardziej twardego elektoratu rządzącej partii. Sytuacja stała się w ten sposób politycznie klarowna. A to oznacza m.in. postawienie się PO na pierwszej linii frontu, ze wszystkimi tego konsekwencjami, także prawnymi. Jedyną siła, która może w tej sytuacji zyskać jest ruch Kukiz’15. I to ta formacja będzie zapewne języczkiem u wagi w wyborach parlamentarnych w 2019 r. Chyba nawet ważniejszym niż w wyborach w 2015 r.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/333922-pis-traci-a-po-zyskuje-w-sondazach-wcale-nie-wskutek-kleski-brukselskiej-czy-wpadek-rzadu?strona=2