Siedziałem jak sparaliżowany. Bałem się poruszyć, żeby nie odkryto mojej obecności. Nie wierzyłem własnym uszom. Wiedziałem jedno. Pod byle jakim pretekstem, muszę jak najszybciej wyjść na zewnątrz i spełnić swój obowiązek. Pobiec do „Newsweeka” i ostrzec Tomasza Lisa. A on już powiadomi resztę.
Tylko, czy mi się uda wymknąć? Nie przychodziło mi do głowy nic, co by nie wzbudzało u sekretarki i dwóch ochroniarzy podejrzeń. Trudno, muszę zaryzykować… Wszystko zaczęło się przed godziną. Byłem umówiony z prezesem na wywiad wczesnym popołudniem. Pierwszy w życiu. Bałem się spóźnić.
Do siedziby partii, gdzie urzędował prezes przyszedłem pół godziny wcześniej. Sekretarka wpuściła mnie do małego pomieszczenia, w którym grał telewizor nastawiony na Telewizję Republika. Zostawiła mnie samego, dając plik świeżych gazet. Po jakimś czasie wetknęła głowę w drzwi, podkręciła dźwięk, zapytała, czy nie chcę herbaty albo kawy, a kiedy odparłem „Dziękuję”, zamknęła za sobą.
Nagle w telewizorze coś zachrzęściło, ekran zaczął migać, a po chwili zgasł i zapanowała kompletna cisza. Z pokoju obok zaczęły dochodzić pojedyncze słowa, aż wreszcie zaczęły do mnie docierać całe zdania.
Porządki zaczniemy od mediów. Na pierwszy ogień pójdą tygodniki. Wszystkie trzy o tej samej porze. To musi być dla nich zaskoczeniem. Zwiniemy wszystkich podczas kolegiów. Wszędzie będzie całe kierownictwo plus szefowie działów. W ten sposób w każdym z nich przetrącimy kręgosłup.
A co robimy z „Gazetą Michnika”?
— zapytał jakiś kobiecy głos.
Spóźniłaś. O „Gazecie” mówiliśmy wcześniej. Jeszcze dziś w nocy zajmiemy drukarnię. W publicznych mediach elektronicznych pójdzie komunikat o awarii drukarni, który będzie się później przedłużał z dnia na dzień.
W tym momencie włączył się prezes, którego charakterystyczny głos rozpoznałem natychmiast:
Po kilku dniach ludzie zobaczą, że świat nadal istnieje, mimo, że „Gazety” nie ma w kioskach… Niedługo ma przyjść do mnie na wywiad jakiś gamoń z „Wprost” czy „Polityki”, nie pamiętam… Umówiłem się z nim dla zmylenia. Jakby nigdy nic…
Nie mogłem czekać ani chwili. Zdemaskowanie mnie mogłoby skończyć się tragicznie…Gdzie jest najbliższa apteka?
— zapytałem sekretarki i wybiegłem, nie czekając na odpowiedź.
Biegnąc, uświadomiłem sobie, jak prorocze słowa padły w Onecie z ust Tomasza Lisa:
Żadna autorytarna władza nie będzie akceptowała niezależnych mediów.
I Jarosława Kurskiego:
Przyjdą po nas. Oni to zrobią. Jestem o tym przekonany! Musimy się nastawić na najgorsze.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/333910-prorocze-slowa-tomasza-lisa-i-jaroslawa-kurskiego