Nie minął pierwszy kwartał, a przyspieszenie i natężenie agresji oraz przemocy wobec Polski ze strony nieznanych sprawców ma Ukrainie wzrasta w zastraszającym tempie. Początek stycznia akt dewastacji pomnika pomordowanych Polaków z Huty Pieniackiej, który wysadzono w powietrze. Po dwóch tygodniach nieznani sprawcy pomazali czerwoną farbą cmentarz ofiar totalitaryzmu w Bykowni pod Kijowem i próbowali zniszczyć wejście na znajdujący się tam polski cmentarz wojenny. Na początku marca nieznani sprawcy wymazali farbą pomnik zamordowanych przez hitlerowców w 1941 roku profesorów lwowskich. W podobny sposób zniszczono krzyż i kamienne tablice, upamiętniające polskie ofiary zbrodni w miejscowości Podkamień w obwodzie lwowskim. W obydwu miejscach pojawił się napis „Śmierć Lachom”. W Podkamieniu namalowano też swastykę.
Akty profanacji i zniszczeń miejsc związanych z męczeńska śmiercią tysięcy Polaków na ziemi ukraińskiej, pomordowanych przez Rosjan, jak w Bykowni, ale też przez Ukraińców na Wołyniu, zaczęły nabierać seryjnego charakteru. Jakby było tego mało, wczoraj w nocy po raz pierwszy mieliśmy do czynienia z prawdziwym zamachem terrorystycznym na polską placówkę dyplomatyczną w Łucku.
Jeśli do tej pory dokonywano operacji, które nie stwarzały niebezpieczeństwa dla ludzkiego zdrowia i życia, tym razem, w Łucku, już takie zagrożenie stało się realne. Przemoc ze sfery symboli przesunęła się do realnej możliwości skutków tragicznych – ofiar śmiertelnych.
Jest wiele przesłanek mówiących, że ostrzelanie polskiego konsulatu było operacją, stanowiącą kolejny etap zwiększania stopnia napięcia między Ukrainą i Polską. Skłócenia obydwu narodów, zbudowania poważnej przeszkody zakłócającej spokojną i harmonijną współpracę między obydwoma państwami.
Ponieważ dotychczasowe operacje wandalizmu i profanacji nie spełniły swojej roli wytworzenia silnego konfliktu, który by owocował wzajemną lub przynajmniej jednostronną niechęcią do współpracy obydwu państw, sięgnięto do środka najbardziej drastycznego. Aktu o zamyśle terrorystycznym. To bardzo charakterystyczne dla jednoznacznie zdefiniowanego środowiska. A są nim tajne służby. To dla służb najbardziej typowa droga budowania politycznych intryg, zmierzających do dezintegracji państw, które próbują stawiać mosty bliskiego współżycia. Zaczynają od prowokacji, tak aby partner zaczynał podejrzewać swojego sojusznika o nielojalność. A nawet o zdradę.
Drugą przesłanką, że za wszystkimi dotychczasowi aktami, mającymi zmienić stosunek otwartości i życzliwości Polski wobec Ukrainy, stoją służby specjalne jest to, że do tej pory policji ukraińskiej nie udało się wykryć sprawców, żadnej z tych wielu tegorocznych operacji. Gdyby dokonywali tego amatorzy – z pewnością służby kryminalne już wpadłyby na trop „wandali”.
Jak wiemy, od pierwszego aktu profanacji do ostatniego aktu terrorystycznego, potencjalnych sprawców poszukuje się wśród „zielonych ludzików” z Rosji. Gdybym ja miał szukać sprawców, rozglądałbym się przede wszystkim wśród byłych oficerów służb specjalnych Ukrainy, którzy mieli dobre „relacje” z Rosją w różnych okresach burzliwych dziejów Ukrainy ostatnich kilku lat. No i oczywiście pośród samych Rosjan, którzy od dziesiątków lat żyją na Ukrainie, mają tamtejsze obywatelstwo, a są jednocześnie fachowcami w różnych ciekawych specjalnościach wojskowych lub paramilitarnych.
Zwykle policja idzie drogą od wykonawców do zleceniodawców. Teraz zatrzymała się na szukaniu zleceniodawców, - o nich mówił ambasador Ukrainy w Warszawie - którzy jednakże są tylko we mgle spekulacji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/333508-przekroczony-niebezpieczny-prog-w-prowokacjach-ukrainskich-czy-rosyjskich
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.