Politycy opozycji często rzucają hasłem „PiS zawiódł wyborców”. Można nie zgadzać się z partią Kaczyńskiego niemal we wszystkim, ale trzeba uczciwie przyznać: Prawo i Sprawiedliwość spełniło swoje główne obietnice wyborcze w dość krótkim czasie. Swojego elektoratu nie zawiedli. Więcej do życzenia pozostawia prezydentura Andrzeja Dudy… Pojawił się jednak promyk nadziei.
Zwycięzca wyborów Anno Domini 2015 zasiadł na fotelu prezydenckim jako reprezentant nowej generacji polityków. Dobrze wykształcony, inteligentny, z odpowiednim obyciem i prezencją – PiS nie mógł znaleźć lepszego kandydata. Nowa głowa państwa szybko zdobyła popularność, raz po raz prezentując swoje dyplomatyczne zdolności, talent oratorski, przy okazji sprawiając wrażenie sympatycznego faceta z sąsiedztwa, którego człowiek ma ochotę zaprosić na grilla.
Andrzej Duda zapowiadał jednak kreowanie własnego przekazu, co miało odróżniać go od nieudolnego poprzednika, który zasłynął jako notariusz poprzedniej ekipy rządzącej. Czy ta sztuka rzeczywiście udawała się do tej pory nowej głowie państwa? Można mieć co do tego wątpliwości. Krytycy Andrzeja Dudy z dużą satysfakcją wytykali mu błyskawiczne podpisywanie ustaw przegłosowanych przez PiS, często brak uwag do propozycji partii rządzącej czy milczenie w sytuacjach kryzysowych jak choćby grudniowy kryzys sejmowy. Wszystko można było ubrać w zgrabną formę wypominając prezydentowi jego częste narciarskie wojaże.
W ostatnim czasie widać jednak wyraźnie, że Andrzej Duda próbuje zerwać z etykietką notariusza „dobrej zmiany”. Głośno wyrażone wątpliwości co do ustawy o zgromadzeniach i skierowanie projektu do TK były pierwszym zwiastunem przebudzenia głowy państwa. Kolejnym akcentem było wysłanie pytań ws. armii do szefa MON, osoby, która w obozie rządowym ma wyjątkowy, żeby nie powiedzieć - autonomiczny status. O ile można było traktować to jako nieśmiałą próbę zwrócenia uwagi na newralgiczny obszar kierowania państwem, tak komunikat Biura Prasowego Pałacu Prezydenckiego nie pozostawiał złudzeń – prezydent żąda ko konkretów i nie da się zbyć jednemu z ministrów.
Zapewne opozycja i liberalne media znajdą sobie pożywkę do ogłaszania podziału w ekipie rządzącej, ale dla Andrzeja Dudy to ostatni dzwonek, by pokazać, że identyfikowanie się z własnym obozem politycznym nie uzasadnia twierdzeń o bezwolnym lokatorze Pałacu Prezydenckiego.
Andrzej Duda nic nie traci w tej rozgrywce, a samo jej podjęcie sprawia, że samodzielnie zaczyna kreślić pejzaż własnej prezydentury. To mu nigdy nie zaszkodzi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/332734-przebudzenie-prezydenta-andrzej-duda-zaczyna-pokazywac-ze-nie-jest-notariuszem-ale-glowa-panstwa-z-wlasna-wizja