Od kilku dni, a może nawet nieco dłużej, bo od momentu publikacji listu szefa Ringier Axel Springer dla polskich dziennikarzy w debacie publicznej zaistniał pomysł na dekoncentrację kapitału w mediach.
Zarówno w środę, jak i w czwartek na posiedzeniach sejmowej komisji kultury i środków społecznego przekazu byliśmy świadkami zażartej dyskusji, w której argumenty polityczne mieszały się z administracyjnymi, prawnymi i technicznymi.
Kluczowe pytanie, jakie trzeba jednak zadać w tej kwestii jest bardzo proste: w jaki sposób rząd Beaty Szydło zamierza wprowadzać regulacje dotyczące dekoncentracji kapitału na rynku medialnym? Odpowiedzi próbowałem szukać zarówno na posiedzeniach komisji, jak również w rozmowach z wicepremierem Piotrem Glińskim (szefem resortu kultury i dziedzictwa narodowego) oraz wiceministrem Pawłem Lewandowskim odpowiedzialnym za prace przy tym projekcie.
Prace nad pomysłem trwają, jak mówił prof. Gliński w środę, od jesieni ubiegłego roku. Ich finał przewidziany jest na czerwiec b.r., najdalej - na termin tuż po wakacjach. Zmiany obejmą zaś nie tylko przepisy związane z kapitałem w mediach, ale również szeroko rozumianym prawem prasowym i autorskim.
Szczegóły rozwiązań wciąż pozostają jednak zagadką. Z zapowiedzi, jakie padły na posiedzeniach komisji oraz w rozmowach w kuluarach sejmowych wynika, że wielkiego przewrotu nie będzie.
Główną motywacją nie jest nawet to, by przeciwdziałać zaistniałej sytuacji, ale by zabezpieczyć polski rynek przed koncentracją na przyszłość
— mówi wiceminister Lewandowski.
Jak przyznaje, „celem zapisów nowego prawa ma być dekoncentracja, efekty jakie przyniesie mogą jednak oznaczać częściową repolonizację tytułów”. Kierownictwo MKiDN deklaruje zresztą, że w pracach nad projektem ustawy nie chodzi o osłabienie na rynku koncernów z kapitałem zagranicznym.
Główny cel to stworzenie warunków dla pluralizmu. Chodzi o dekoncentrację kapitału w ogóle, a nie kapitału niemieckiego, szwajcarskiego czy innego…
— zapewnia Lewandowski.
Rzucone przez część polityków i publicystów hasło o „repolonizacji mediów” brzmi, być może, dobrze w wymiarze politycznym, ale w praktyce może okazać się tylko efektem, który zostanie osiągnięty niejako przy okazji zmiany prawa.
Nie chodzi o to, by w kogokolwiek uderzyć. Wiem, że ta dyskusja pojawiła się głównie w związku z listem kierownictwa Axel Springer, ale w tej kwestii przeciwdziałamy w inny sposób: chodzi o zmiany w art. 10 prawa prasowego. Dziś dziennikarze są uzależnieni od linii redakcyjnej - mogą teoretycznie być pociągnięci nawet do odpowiedzialności z prawa pracy. Zmienimy to
— deklaruje wiceszef resortu kultury i dziedzictwa narodowego.
A co z kapitałem zagranicznym, który w pewnych segmentach prasy - jak na przykład w mediach lokalnych - ma pozycję dominującą? Czy zostaną wprowadzone odpowiednie zapisy, które wymuszą na takich koncernach pozbycie się udziałów, sprzedaż?
Prawo nie powinno działać wstecz - jeśli chodzi o kwestie związane z podziałem kapitału na rynku już zajętym, to w mojej ocenie powinny być przyjęte podobne rozwiązania do niemieckich, które pokazują, jakie warunki musi spełnić wydawca, by utrzymać licencję. Jesteśmy jednak w trakcie prac studialnych, nie wiemy, które rozwiązania przyjmiemy, a którymi tylko będziemy się sugerować
— zaznaczył wiceminister Lewandowski w rozmowie z wPolityce.pl.
W Niemczech istnieją następujące przepisy: jeśli ktoś zajmuje pozycję dominującą i ma znaczący wpływ na pluralizm rynku medialnego, to musi wybrać sposób, w jaki tę pozycję chce zachować, dostosować się do prawa. Jeśli nie chce się dostosować, to dopiero wówczas regulator wchodzi do gry
— dodaje.
Otwarte jednak pozostaje pytanie, kto miałby się zajmować takimi sprawami na polskim rynku. UOKiK odpowiedzialny jest za kwestie gospodarcze, za treść w mediach - KRRiT, a w przypadku internetu mógłby to być nawet UKE. W MKiDN nie wyklucza się również powołania nowej instytucji regulacyjnej.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Od kilku dni, a może nawet nieco dłużej, bo od momentu publikacji listu szefa Ringier Axel Springer dla polskich dziennikarzy w debacie publicznej zaistniał pomysł na dekoncentrację kapitału w mediach.
Zarówno w środę, jak i w czwartek na posiedzeniach sejmowej komisji kultury i środków społecznego przekazu byliśmy świadkami zażartej dyskusji, w której argumenty polityczne mieszały się z administracyjnymi, prawnymi i technicznymi.
Kluczowe pytanie, jakie trzeba jednak zadać w tej kwestii jest bardzo proste: w jaki sposób rząd Beaty Szydło zamierza wprowadzać regulacje dotyczące dekoncentracji kapitału na rynku medialnym? Odpowiedzi próbowałem szukać zarówno na posiedzeniach komisji, jak również w rozmowach z wicepremierem Piotrem Glińskim (szefem resortu kultury i dziedzictwa narodowego) oraz wiceministrem Pawłem Lewandowskim odpowiedzialnym za prace przy tym projekcie.
Prace nad pomysłem trwają, jak mówił prof. Gliński w środę, od jesieni ubiegłego roku. Ich finał przewidziany jest na czerwiec b.r., najdalej - na termin tuż po wakacjach. Zmiany obejmą zaś nie tylko przepisy związane z kapitałem w mediach, ale również szeroko rozumianym prawem prasowym i autorskim.
Szczegóły rozwiązań wciąż pozostają jednak zagadką. Z zapowiedzi, jakie padły na posiedzeniach komisji oraz w rozmowach w kuluarach sejmowych wynika, że wielkiego przewrotu nie będzie.
Główną motywacją nie jest nawet to, by przeciwdziałać zaistniałej sytuacji, ale by zabezpieczyć polski rynek przed koncentracją na przyszłość
— mówi wiceminister Lewandowski.
Jak przyznaje, „celem zapisów nowego prawa ma być dekoncentracja, efekty jakie przyniesie mogą jednak oznaczać częściową repolonizację tytułów”. Kierownictwo MKiDN deklaruje zresztą, że w pracach nad projektem ustawy nie chodzi o osłabienie na rynku koncernów z kapitałem zagranicznym.
Główny cel to stworzenie warunków dla pluralizmu. Chodzi o dekoncentrację kapitału w ogóle, a nie kapitału niemieckiego, szwajcarskiego czy innego…
— zapewnia Lewandowski.
Rzucone przez część polityków i publicystów hasło o „repolonizacji mediów” brzmi, być może, dobrze w wymiarze politycznym, ale w praktyce może okazać się tylko efektem, który zostanie osiągnięty niejako przy okazji zmiany prawa.
Nie chodzi o to, by w kogokolwiek uderzyć. Wiem, że ta dyskusja pojawiła się głównie w związku z listem kierownictwa Axel Springer, ale w tej kwestii przeciwdziałamy w inny sposób: chodzi o zmiany w art. 10 prawa prasowego. Dziś dziennikarze są uzależnieni od linii redakcyjnej - mogą teoretycznie być pociągnięci nawet do odpowiedzialności z prawa pracy. Zmienimy to
— deklaruje wiceszef resortu kultury i dziedzictwa narodowego.
A co z kapitałem zagranicznym, który w pewnych segmentach prasy - jak na przykład w mediach lokalnych - ma pozycję dominującą? Czy zostaną wprowadzone odpowiednie zapisy, które wymuszą na takich koncernach pozbycie się udziałów, sprzedaż?
Prawo nie powinno działać wstecz - jeśli chodzi o kwestie związane z podziałem kapitału na rynku już zajętym, to w mojej ocenie powinny być przyjęte podobne rozwiązania do niemieckich, które pokazują, jakie warunki musi spełnić wydawca, by utrzymać licencję. Jesteśmy jednak w trakcie prac studialnych, nie wiemy, które rozwiązania przyjmiemy, a którymi tylko będziemy się sugerować
— zaznaczył wiceminister Lewandowski w rozmowie z wPolityce.pl.
W Niemczech istnieją następujące przepisy: jeśli ktoś zajmuje pozycję dominującą i ma znaczący wpływ na pluralizm rynku medialnego, to musi wybrać sposób, w jaki tę pozycję chce zachować, dostosować się do prawa. Jeśli nie chce się dostosować, to dopiero wówczas regulator wchodzi do gry
— dodaje.
Otwarte jednak pozostaje pytanie, kto miałby się zajmować takimi sprawami na polskim rynku. UOKiK odpowiedzialny jest za kwestie gospodarcze, za treść w mediach - KRRiT, a w przypadku internetu mógłby to być nawet UKE. W MKiDN nie wyklucza się również powołania nowej instytucji regulacyjnej.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/332677-tylko-u-nas-wiceminister-lewandowski-celem-jest-dekoncentracja-kapitalu-na-rynku-medialnym-skutkiem-moze-byc-czesciowa-repolonizacja