Prawie dwa tygodnie temu mieliśmy drugorzędne wydarzenie, które wciąż ma pierwszorzędne skutki. To drugorzędne wydarzenie wiązało się z przedłużeniem na drugą kadencję mandatu Donalda Tuska na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej. I teraz wokół tego wydarzenia opozycja w Polsce buduje mitologię klęski obozu rządzącego. Z jakimi efektami – tego jeszcze nie wiemy, gdyż nie zajmują się tym jeszcze poważne sondażownie. Jakiegoś efektu można się jednak spodziewać. Cała ta narracja i strategia jest zbudowana na kompleksie niższości. Kompleksie najgłębiej wdrukowanym tym Polakom, którzy uważają się za najbardziej zeuropeizowanych i postępowych. I nie ma tu żadnej sprzeczności, bowiem kompleksy najczęściej wiążą się z aspiracjami oraz złudzeniami, które te aspiracje napędzają. Kompleks niższości wywołuje z kolei poczucie wstydu, czyli jeszcze mniejszą asertywność i jeszcze większą niepewność. Na przykład elektoraty PO czy Nowoczesnej są zakładnikami własnego poczucia niższości, więc dają sobie łatwo wmówić, że coś istotnego tracą, gdy Polska jako państwo sprzeciwia się większości w Radzie Europejskiej. A to nie tylko nas wyróżnia jako państwo, ale też powoduje ataki i oskarżenia. Co wywołuje dyskomfort i poczucie winy. I tak było także podczas konfrontacji związanej z przedłużeniem mandatu Donalda Tuska. Ci ludzie są natomiast szczęśliwi, gdy rozpływają się w skonformizowanej masie. Nie postrzegają tego jednak jako konformizmu, lecz potwierdzenie, że należą do mającej rację większości, przez co czują się bezpiecznie. Ta przypadłość dotyczy ludzi ponadprzeciętnie zainteresowanych polityką, mających o sobie wysokie mniemanie i często pogardzających pozostałymi, uznawanymi przez nich za „prostaków” i „plebs”. Kompleks niższości jest tu rekompensowany manią wielkości.
Gra między kompleksem niższości a manią wielkości wynika z czegoś, co można nazwać pułapką fałszywej elitarności. Niemal 28 lat postępowej i europejskiej tresury w III RP przyniosło widoczne efekty. Wielu ludzi wpadło przez tę tresurę w pułapkę fałszywej elitarności, będąc święcie przekonanymi, że wystarczy powielać poglądy i fobie „Gazety Wyborczej”, „Polityki” bądź TVN, żeby należeć do elity. Te poglądy to wprawdzie tylko zlepek schematów, uproszczeń, ideologicznych manifestów, moralnych nabzdyczeń i poprawnościowych oraz postępowych formułek z dużą dawką infantylizmu, ale podanych z wysokości samozwańczych najwyższych autorytetów III RP. Wystarczyło przyjąć bezdyskusyjność „mądrości” elit III RP i potem je powtarzać oraz uznać hierarchię jej autorytetów, żeby się znaleźć w elitarnym raju. W rzeczywistości nie była to przepustka do elity, lecz tylko zdany test z postępowego konformizmu i oportunizmu. Elitarność oznacza bowiem oryginalność, nonkonformizm i wyłamywanie się ze schematów. I oznacza bunt przeciw kompleksowi niższości ukrytym za manią wielkości. Pułapka fałszywej elitarności tylko kompleksy wzmacnia: przede wszystkim kompleks postkolonialny oraz kompleks europejskich peryferii. A oba są źródłem pedagogiki wstydu. Te kompleksy wynikają głównie z poczucia kulturowej niższości wobec wzorcowych i wyidealizowanych Europejczyków. Te kompleksy najlepiej oddaje głośne zdanie Władysława Bartoszewskiego: „Jeśli panna nie jest piękna i posażna, to powinna być choć sympatyczna, a nie nabzdyczona”. Wystarczy więc być potulnym, grzecznym i nawet o centymetr nie wyłamać się z głównego nurtu, by dostąpić zaszczytu przyjęcia do wielkiej, postępowej, europejskiej rodziny.
Zanim pomyślnie zda się test z postępowości i europejskości, trzeba się bez litości wychłostać i upodlić, czyli wziąć na siebie wszelkie urojone winy, założyć pokutny wór i prosić o rozgrzeszenie. A jednocześnie trzeba wybaczyć tym wszystkim szermierzom postępu, którzy chwilowo zbłądzili, np. w czasach komunizmu, ale generalnie stali po właściwej stronie. Kiedy Jarosław Kaczyński nazwał „gorszym sortem” tych, którzy się upodlają oraz tych, którym bezzasadnie wybaczono „błędy młodości” czy „heglowskie ukąszenie”, zaczęło się obwieszanie napisami: „Jestem gorszego sortu”. Miało to dowodzić poczucia wyższości, bo oznaczało: „jestem lepszym sortem”. Lepszym, czyli chwalonym i poklepywanym na europejskich salonach czy choćby w przedpokojach. Lepszym, bo demonstracyjnie obnoszącym się z takimi bohaterami jak Lech Wałęsa czy Zygmunt Bauman. Lepszym, gdyż noszącym pod pachą „postępowe” gazety czy tygodniki, oglądającym „zeuropeizowane” telewizje, „światłe” filmy i spektakle, identyfikującym się z „nowoczesnymi”, „wyzwolonymi” i „otwartymi” celebrytami w rodzaju Mai Ostaszewskiej, Magdaleny Cieleckiej, czy Macieja Maleńczuka. Żeby czuć się elitą, wystarczy być odpowiednio sformatowanym poprawnościowo, bo to działa jak kombinezon – jednocześnie ochronny i wyróżniający tego, kto go nosi - niczym Batmana czy Supermana. Jednocześnie ta mania wielkości stała się źródłem bezprzykładnej pogardy dla tych, których uznano za prawdziwy „gorszy sort”, czyli przede wszystkim zwolenników Prawa i Sprawiedliwości.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Prawie dwa tygodnie temu mieliśmy drugorzędne wydarzenie, które wciąż ma pierwszorzędne skutki. To drugorzędne wydarzenie wiązało się z przedłużeniem na drugą kadencję mandatu Donalda Tuska na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej. I teraz wokół tego wydarzenia opozycja w Polsce buduje mitologię klęski obozu rządzącego. Z jakimi efektami – tego jeszcze nie wiemy, gdyż nie zajmują się tym jeszcze poważne sondażownie. Jakiegoś efektu można się jednak spodziewać. Cała ta narracja i strategia jest zbudowana na kompleksie niższości. Kompleksie najgłębiej wdrukowanym tym Polakom, którzy uważają się za najbardziej zeuropeizowanych i postępowych. I nie ma tu żadnej sprzeczności, bowiem kompleksy najczęściej wiążą się z aspiracjami oraz złudzeniami, które te aspiracje napędzają. Kompleks niższości wywołuje z kolei poczucie wstydu, czyli jeszcze mniejszą asertywność i jeszcze większą niepewność. Na przykład elektoraty PO czy Nowoczesnej są zakładnikami własnego poczucia niższości, więc dają sobie łatwo wmówić, że coś istotnego tracą, gdy Polska jako państwo sprzeciwia się większości w Radzie Europejskiej. A to nie tylko nas wyróżnia jako państwo, ale też powoduje ataki i oskarżenia. Co wywołuje dyskomfort i poczucie winy. I tak było także podczas konfrontacji związanej z przedłużeniem mandatu Donalda Tuska. Ci ludzie są natomiast szczęśliwi, gdy rozpływają się w skonformizowanej masie. Nie postrzegają tego jednak jako konformizmu, lecz potwierdzenie, że należą do mającej rację większości, przez co czują się bezpiecznie. Ta przypadłość dotyczy ludzi ponadprzeciętnie zainteresowanych polityką, mających o sobie wysokie mniemanie i często pogardzających pozostałymi, uznawanymi przez nich za „prostaków” i „plebs”. Kompleks niższości jest tu rekompensowany manią wielkości.
Gra między kompleksem niższości a manią wielkości wynika z czegoś, co można nazwać pułapką fałszywej elitarności. Niemal 28 lat postępowej i europejskiej tresury w III RP przyniosło widoczne efekty. Wielu ludzi wpadło przez tę tresurę w pułapkę fałszywej elitarności, będąc święcie przekonanymi, że wystarczy powielać poglądy i fobie „Gazety Wyborczej”, „Polityki” bądź TVN, żeby należeć do elity. Te poglądy to wprawdzie tylko zlepek schematów, uproszczeń, ideologicznych manifestów, moralnych nabzdyczeń i poprawnościowych oraz postępowych formułek z dużą dawką infantylizmu, ale podanych z wysokości samozwańczych najwyższych autorytetów III RP. Wystarczyło przyjąć bezdyskusyjność „mądrości” elit III RP i potem je powtarzać oraz uznać hierarchię jej autorytetów, żeby się znaleźć w elitarnym raju. W rzeczywistości nie była to przepustka do elity, lecz tylko zdany test z postępowego konformizmu i oportunizmu. Elitarność oznacza bowiem oryginalność, nonkonformizm i wyłamywanie się ze schematów. I oznacza bunt przeciw kompleksowi niższości ukrytym za manią wielkości. Pułapka fałszywej elitarności tylko kompleksy wzmacnia: przede wszystkim kompleks postkolonialny oraz kompleks europejskich peryferii. A oba są źródłem pedagogiki wstydu. Te kompleksy wynikają głównie z poczucia kulturowej niższości wobec wzorcowych i wyidealizowanych Europejczyków. Te kompleksy najlepiej oddaje głośne zdanie Władysława Bartoszewskiego: „Jeśli panna nie jest piękna i posażna, to powinna być choć sympatyczna, a nie nabzdyczona”. Wystarczy więc być potulnym, grzecznym i nawet o centymetr nie wyłamać się z głównego nurtu, by dostąpić zaszczytu przyjęcia do wielkiej, postępowej, europejskiej rodziny.
Zanim pomyślnie zda się test z postępowości i europejskości, trzeba się bez litości wychłostać i upodlić, czyli wziąć na siebie wszelkie urojone winy, założyć pokutny wór i prosić o rozgrzeszenie. A jednocześnie trzeba wybaczyć tym wszystkim szermierzom postępu, którzy chwilowo zbłądzili, np. w czasach komunizmu, ale generalnie stali po właściwej stronie. Kiedy Jarosław Kaczyński nazwał „gorszym sortem” tych, którzy się upodlają oraz tych, którym bezzasadnie wybaczono „błędy młodości” czy „heglowskie ukąszenie”, zaczęło się obwieszanie napisami: „Jestem gorszego sortu”. Miało to dowodzić poczucia wyższości, bo oznaczało: „jestem lepszym sortem”. Lepszym, czyli chwalonym i poklepywanym na europejskich salonach czy choćby w przedpokojach. Lepszym, bo demonstracyjnie obnoszącym się z takimi bohaterami jak Lech Wałęsa czy Zygmunt Bauman. Lepszym, gdyż noszącym pod pachą „postępowe” gazety czy tygodniki, oglądającym „zeuropeizowane” telewizje, „światłe” filmy i spektakle, identyfikującym się z „nowoczesnymi”, „wyzwolonymi” i „otwartymi” celebrytami w rodzaju Mai Ostaszewskiej, Magdaleny Cieleckiej, czy Macieja Maleńczuka. Żeby czuć się elitą, wystarczy być odpowiednio sformatowanym poprawnościowo, bo to działa jak kombinezon – jednocześnie ochronny i wyróżniający tego, kto go nosi - niczym Batmana czy Supermana. Jednocześnie ta mania wielkości stała się źródłem bezprzykładnej pogardy dla tych, których uznano za prawdziwy „gorszy sort”, czyli przede wszystkim zwolenników Prawa i Sprawiedliwości.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/332326-za-chwile-po-oglosi-koniec-rzadow-pis-i-bedzie-przekonywac-ze-wladza-lezy-na-ulicy