Apeluję do Grzegorza Schetyny, by skończył z konwenansami przy wskazywaniu premiera i razem ze swoją partią przeszedł do historii.
Grzegorz Schetyna i PO chcą w Sejmie wotum nieufności dla rządu Beaty Szydło, co zmusza ich do przedstawienia własnego kandydata na premiera. Dokonali konwencjonalnego wyboru, a tymczasem taka sytuacja to okazja do wypromowania ludzi niedocenionych, a absolutnie nadających się do roli premiera. Przede wszystkim sama propozycja powinna paść w jakimś niekonwencjonalnym miejscu. Panuje ostatnio moda na wywiady z politykami (i nie tylko z nimi) w jadącym samochodzie, więc oryginalne miejsce wpisze się w nowy trend. Sam uważam rozmowy w samochodzie za skrajny idiotyzm, a uczestników tego cyrku za ludzi niepoważnych, ale skoro teraz taka moda, to niech będzie.
Zgodnie z nowymi trendami można by zgłosić kandydata na premiera skacząc ze spadochronem: sam Grzegorz Schetyna z odpowiednim banerem lub w towarzystwie czołowych działaczy PO. Mogliby oni na przykład ułożyć w locie nazwisko kandydata (kandydatki), gdyby tylko każdy miał kartonik z odpowiednią literą. Mogliby też wydeptać nazwisko kandydata nartami w śniegu, przy okazji wypoczywając po ciężkiej sejmowej pracy w jakimś zimowym kurorcie. Napis powinien być ogromny, żeby można go pokazać na przykład lecąc nad nim balonem. Albo mogliby politycy PO zrobić mural promujący kandydata na premiera. Byłby prawdziwy dreszczowiec, gdyby posłowie Platformy tworzyli mural gdzieś na warszawskim Placu Zamkowym albo na rynku w Krakowie. Nad ranem, konspiracyjnie, zachowując się jak wandale i rozstawiając czujki ostrzegające przed policją. Ewentualnie stosowna liczba posłanek PO mogłaby sobie wytatuować na plecach (bądź w innym atrakcyjnym miejscu) poszczególne litery nazwiska kandydata, ustawić się przypadkowo, a potem przewodniczący Schetyna przestawiałby je (przy okazji wywołując jakieś zabawne sytuacje), żeby osiągnąć odpowiedni ordynek, przez co mielibyśmy przyjemne z pożytecznym. To wszystko zostałoby oczywiście nagrane i zaprezentowane w Sejmie (najlepiej na dużym ekranie). Konstruktywne wotum nieufności nie ma obecnie w Sejmie żadnych szans, więc zwrócenie uwagi na nietypową formę byłoby wkładem polskiego parlamentu w sztukę i na pewno na długo zostałoby zapamiętane, także poza Polską. A w polityce ostatnio właściwie tylko o to chodzi, żeby było oryginalnie, czego najlepszym przykładem kolejne happeningi Ryszarda Petru i jego fraucymeru. Tyle że one są jednak zdecydowanie zbyt konwencjonalne.
Forma jest ważna, ale najważniejszy powinien być jednak kandydat. I tu PO, trzymając się jakichś drobnomieszczańskich konwencji, niepotrzebnie traci szansę na to, żeby być awangardą polskiej i światowej polityki. Idealną kandydatką na premiera byłaby Krystyna Janda, osoba zaangażowana w sprawy publiczne, mające otrzaskanie w manifestacjach kobiet, wrażliwa na granicy histerii, bardzo przejęta tym, co się w Polsce dzieje i potrafiąca obracać publicznym groszem (z dotacji). Umiejętności aktorskie pani Krystyny są nie do przecenienia w kontekście jakiegoś exposé kandydata na premiera. Mogłoby ono zresztą mieć formę monodramu, prezentowanego nie w Sejmie, lecz w należącym do pani Krystyny Teatrze Polonia. Albo mógłby to być dialog wykonywany razem z Jerzym Stuhrem, skądinąd też dobrym kandydatem na premiera. Krystyna Janda zapewniłaby odpowiednie emocje, na przykład mogłaby na przemian rzewnie płakać bądź wybuchać śmiechem. A obraz Polski po rządami Prawa i Sprawiedliwości, jaki by przedstawiła, zrobiłby wrażenie od Kiribati po Jamajkę.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Apeluję do Grzegorza Schetyny, by skończył z konwenansami przy wskazywaniu premiera i razem ze swoją partią przeszedł do historii.
Grzegorz Schetyna i PO chcą w Sejmie wotum nieufności dla rządu Beaty Szydło, co zmusza ich do przedstawienia własnego kandydata na premiera. Dokonali konwencjonalnego wyboru, a tymczasem taka sytuacja to okazja do wypromowania ludzi niedocenionych, a absolutnie nadających się do roli premiera. Przede wszystkim sama propozycja powinna paść w jakimś niekonwencjonalnym miejscu. Panuje ostatnio moda na wywiady z politykami (i nie tylko z nimi) w jadącym samochodzie, więc oryginalne miejsce wpisze się w nowy trend. Sam uważam rozmowy w samochodzie za skrajny idiotyzm, a uczestników tego cyrku za ludzi niepoważnych, ale skoro teraz taka moda, to niech będzie.
Zgodnie z nowymi trendami można by zgłosić kandydata na premiera skacząc ze spadochronem: sam Grzegorz Schetyna z odpowiednim banerem lub w towarzystwie czołowych działaczy PO. Mogliby oni na przykład ułożyć w locie nazwisko kandydata (kandydatki), gdyby tylko każdy miał kartonik z odpowiednią literą. Mogliby też wydeptać nazwisko kandydata nartami w śniegu, przy okazji wypoczywając po ciężkiej sejmowej pracy w jakimś zimowym kurorcie. Napis powinien być ogromny, żeby można go pokazać na przykład lecąc nad nim balonem. Albo mogliby politycy PO zrobić mural promujący kandydata na premiera. Byłby prawdziwy dreszczowiec, gdyby posłowie Platformy tworzyli mural gdzieś na warszawskim Placu Zamkowym albo na rynku w Krakowie. Nad ranem, konspiracyjnie, zachowując się jak wandale i rozstawiając czujki ostrzegające przed policją. Ewentualnie stosowna liczba posłanek PO mogłaby sobie wytatuować na plecach (bądź w innym atrakcyjnym miejscu) poszczególne litery nazwiska kandydata, ustawić się przypadkowo, a potem przewodniczący Schetyna przestawiałby je (przy okazji wywołując jakieś zabawne sytuacje), żeby osiągnąć odpowiedni ordynek, przez co mielibyśmy przyjemne z pożytecznym. To wszystko zostałoby oczywiście nagrane i zaprezentowane w Sejmie (najlepiej na dużym ekranie). Konstruktywne wotum nieufności nie ma obecnie w Sejmie żadnych szans, więc zwrócenie uwagi na nietypową formę byłoby wkładem polskiego parlamentu w sztukę i na pewno na długo zostałoby zapamiętane, także poza Polską. A w polityce ostatnio właściwie tylko o to chodzi, żeby było oryginalnie, czego najlepszym przykładem kolejne happeningi Ryszarda Petru i jego fraucymeru. Tyle że one są jednak zdecydowanie zbyt konwencjonalne.
Forma jest ważna, ale najważniejszy powinien być jednak kandydat. I tu PO, trzymając się jakichś drobnomieszczańskich konwencji, niepotrzebnie traci szansę na to, żeby być awangardą polskiej i światowej polityki. Idealną kandydatką na premiera byłaby Krystyna Janda, osoba zaangażowana w sprawy publiczne, mające otrzaskanie w manifestacjach kobiet, wrażliwa na granicy histerii, bardzo przejęta tym, co się w Polsce dzieje i potrafiąca obracać publicznym groszem (z dotacji). Umiejętności aktorskie pani Krystyny są nie do przecenienia w kontekście jakiegoś exposé kandydata na premiera. Mogłoby ono zresztą mieć formę monodramu, prezentowanego nie w Sejmie, lecz w należącym do pani Krystyny Teatrze Polonia. Albo mógłby to być dialog wykonywany razem z Jerzym Stuhrem, skądinąd też dobrym kandydatem na premiera. Krystyna Janda zapewniłaby odpowiednie emocje, na przykład mogłaby na przemian rzewnie płakać bądź wybuchać śmiechem. A obraz Polski po rządami Prawa i Sprawiedliwości, jaki by przedstawiła, zrobiłby wrażenie od Kiribati po Jamajkę.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/331855-krystyna-janda-albo-kasia-tusk-bylyby-najlepszymi-kandydatkami-po-na-premiera-w-zwiazku-z-wotum-nieufnosci