Wczoraj odbył się w niektórych miastach Polski strajk rodziców, przeciwnych reformie edukacji, wprowadzanej przez rząd PiS. To już trzecia odsłona protestów. Pierwszy strajk rodziców miał miejsce 10 stycznia w Zielonej Górze. 10 lutego i 10 marca do protestu dołączyły kolejne miasta i miasteczka. Zielonogórskie Forum Rodziców zapowiada kolejne strajki, aż do odwołania reformy. Strajk polega na tym, że dzieci mają nie przychodzić do szkoły.
I tu pojawia się kilka zasadniczych pytań.
Po pierwsze czy tego typu inicjatywa nie jest przypadkiem polityczną agitacją, wprowadzaną do szkół, które od takiej agitacji powinny być wolne? Organizatorzy strajków apelują, o nieposyłanie dziesiątego każdego miesiąca dzieci do szkół. Co jednak z tymi, którzy uważają, że reforma jest słuszna? Jeśli ich dzieci przyjdą do szkoły, mogą być stygmatyzowane przez te, których rodzice postanowili strajkować. I na odwrót. Czyli od najmłodszych lat chowamy dzieci w duchu podziałów, które przebiegają między dorosłymi.
Po drugie czy sprzeciw rodziców jest akcją wyłącznie oddolną i obywatelską? Niezalezna.pl ujawniła, że Dorota Łoboda, czyli aktywna działaczka ruchu „Rodzice Przeciwko Reformie Edukacji”, który był współorganizatorem Strajku Rodziców, w 2014 roku startowała w wyborach do rady warszawskiej dzielnicy Żoliborz z list Platformy Obywatelskiej. To co najmniej pod znakiem zapytania stawia deklaracje co do „apolityczności” i „oddolności” rzeczonego ruchu. Przygotowany w PDF-ie poradnik „Szkolny Protest”, który doprowadzić ma do „odwołania deformy oświaty”, zawieszony został na stronie hipcio.webd.pl, czyli stronie szkoły języka angielskiego „Hipcio”, prowadzonej przez Dorotę Łobodę właśnie.
Podobne wątpliwości, co do „apolityczności” i „oddolności” działań można mieć w związku ze zbieraniem podpisów pod referendum, w którym rodzice mieliby się wypowiedzieć czy są za czy przeciw likwidacji gimnazjów. Podpisy zbierają m.in. działacze ZNP, Nowoczesnej i Platformy Obywatelskiej. Dziś podczas jednej z takich zbiórek została potrącona przez samochód była szefowa MEN. Przy czym był to nieszczęśliwy wypadek, a nie wyraz obywatelskiego braku zgody na niezgodę PO.
Posłanka PO Krystyna Szumilas niegroźnie potrącona przez samochód
Na ile więc możemy więc mówić dziś o silnym obywatelskim ruchu, jak ten, który ukształtował się przy okazji walki o sześciolatki? Nieznane wówczas nikomu małżeństwo państwa Elbanowskich było w stanie rozbudzić ogromną siłę rodzicielskiego oporu. Ale za nimi, oprócz ich własnych dzieci, naprawdę nikt nie stał. Tak na prawdę rodziców pobudziła do działania całkowita obojętność rządu PO-PSL na sprzeciw i argumenty rodziców.
Dziś zaś protesty rodziców pobudzają politycy partii opozycyjnych, albo rodzice z tymi partiami związani. Choć na pewno jest wielu takich, którzy z reformy nie są zadowoleni. Szczególnie obawiają się z pewnością ci, których dzieci pójdą do liceum w 2019 roku, bo będzie to trudny rocznik. Do liceów będą chcieli się dostać jednocześnie gimnazjaliści i dzieci po ośmioletniej szkole podstawowej. To może rodzić wątpliwości czy dla wszystkich chętnych starczy miejsc oraz obawy związane z rekrutacją. Ich obawy należy uszanować.
Czy jednak możemy powiedzieć, że większość rodziców jest przeciw rządowej reformie? Z sondażu przeprowadzonego miesiąc temu przez IQS dla „Rzeczpospolitej” wynika, że za reformą przeprowadzaną przez Annę Zalewską jest 42 procent badanych, a przeciwko niej 37 procent. Co więcej zdecydowana większość Polaków w ogóle nie chce referendum edukacyjnego. Aż 83 proc. badanych sądzi, że referendum ws. reformy edukacji nie ma sensu - wynika z sondażu IBRiS dla „Faktu” i Radia Zet. Wygląda więc na to, że opozycja swoje, a Polacy swoje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/331106-protest-nie-calkiem-obywatelski-czyli-kto-wlasciwie-jest-przeciw-reformie-edukacji