W „Gazecie Wyborczej” na eksponowanej drugiej stronie opowieść wicenaczelnego Jarosława Kurskiego, jak to absurdalna i zdradziecka polityka PiS może doprowadzić do Polexitu. A na stronie czwartej tekst informacyjny pod znamiennym tytułem „Polska się nie obraża”, kompletnie inna opowieść: o tym, że premier Szydło owszem zrobiła wiele aby zablokować wybór Donalda Tuska, ale na tym samym szczycie robiła potem co mogła aby unikać wizerunku obstruktorki podejmując kolejne inicjatywy swoich „wrogów”.
W teorii gdyby Kurski przeczytał tekst we własnej gazecie, nie rzucałby oskarżeń na wiatr. Nie ma kursu na wyjście z Unii. Jest krótkotrwała, powiedzmy wprost przegrana rozgrywka, po której dzieje się to co wcześniej: żmudna europejska dyplomacja. Jarosław Kurski zauważyć tego nie może, bo gazety stały się dziś maszynami do napędzania emocji. Antypisowski czytelnik żąda hejtu i go dostaje.
Ale także pisowski czytelnik domaga się igrzysk, emocji i je dostaje. Zacznę od tego, że uważam ekipę Kaczyńskiego-Szydło za skazaną na starcie w sprawie Tuska – po grudniowej interwencji tego polityka w sprawy wewnętrzne Polski, po poparciu dla sankcji wobec niej. Rozumiem emocje Jacka Saryusza-Wolskiego. Zakładam, że jego to przeraziło.
Zapewne można było przeprowadzić akcję lepiej. Podawane są dwie przyczyny jej późnego podjęcia. Oficjalna: Saryusz zdecydował się w ostatniej chwili. I nieoficjalna: że Niemcy od listopada sugerowały Polsce, iż jakikolwiek jej opór wywoła wycofanie Tuska. W jakiej formie to zrobiły, nie wiemy. Czy zmieniły zdanie, czy Polskę podpuszczały, tym bardziej nie wiemy.
Przy czym akcja trwająca dłużej nie przeciągnęłaby raczej nikogo na stronę Polski (może Londyn wstrzymałby się od głosu?) . Ale mogła spełnić inny cel, jaki zaczęto przywoływać w ostatniej chwili: otwarcie debaty na temat nieprzejrzystości reguł wyłaniania przywódców Unii. Nigdy dosyć powtarzania, że Juncker, szef Komisji Europejskiej to produkt jednego spotkania kanclerz Merkel z prezydentem Hollande’em. Kto zgłosił Tuska? Dlaczego nie mogło być dyskusji na temat wizji konkurencyjnej wobec jego wizji? Niestety cały spór trwał za krótko żeby przebił się mocniej do opinii publicznej krajów Unii. A szkoda.
Ale skoro tak, jedna uwaga. Na miejscu rządu PiS raczej bym teraz całą sprawę bagatelizował i wyciszał – zwłaszcza, że za kilka tygodni inne, dużo większe kataklizmy uczynią ją naprawdę nieważną. A co jeśli we Włoszech wygra Beppe Grillo ze swoim programem wyjścia ze strefy Euro? Nie widzicie tego euroentuzjaści? Nic was nie nauczy?
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W „Gazecie Wyborczej” na eksponowanej drugiej stronie opowieść wicenaczelnego Jarosława Kurskiego, jak to absurdalna i zdradziecka polityka PiS może doprowadzić do Polexitu. A na stronie czwartej tekst informacyjny pod znamiennym tytułem „Polska się nie obraża”, kompletnie inna opowieść: o tym, że premier Szydło owszem zrobiła wiele aby zablokować wybór Donalda Tuska, ale na tym samym szczycie robiła potem co mogła aby unikać wizerunku obstruktorki podejmując kolejne inicjatywy swoich „wrogów”.
W teorii gdyby Kurski przeczytał tekst we własnej gazecie, nie rzucałby oskarżeń na wiatr. Nie ma kursu na wyjście z Unii. Jest krótkotrwała, powiedzmy wprost przegrana rozgrywka, po której dzieje się to co wcześniej: żmudna europejska dyplomacja. Jarosław Kurski zauważyć tego nie może, bo gazety stały się dziś maszynami do napędzania emocji. Antypisowski czytelnik żąda hejtu i go dostaje.
Ale także pisowski czytelnik domaga się igrzysk, emocji i je dostaje. Zacznę od tego, że uważam ekipę Kaczyńskiego-Szydło za skazaną na starcie w sprawie Tuska – po grudniowej interwencji tego polityka w sprawy wewnętrzne Polski, po poparciu dla sankcji wobec niej. Rozumiem emocje Jacka Saryusza-Wolskiego. Zakładam, że jego to przeraziło.
Zapewne można było przeprowadzić akcję lepiej. Podawane są dwie przyczyny jej późnego podjęcia. Oficjalna: Saryusz zdecydował się w ostatniej chwili. I nieoficjalna: że Niemcy od listopada sugerowały Polsce, iż jakikolwiek jej opór wywoła wycofanie Tuska. W jakiej formie to zrobiły, nie wiemy. Czy zmieniły zdanie, czy Polskę podpuszczały, tym bardziej nie wiemy.
Przy czym akcja trwająca dłużej nie przeciągnęłaby raczej nikogo na stronę Polski (może Londyn wstrzymałby się od głosu?) . Ale mogła spełnić inny cel, jaki zaczęto przywoływać w ostatniej chwili: otwarcie debaty na temat nieprzejrzystości reguł wyłaniania przywódców Unii. Nigdy dosyć powtarzania, że Juncker, szef Komisji Europejskiej to produkt jednego spotkania kanclerz Merkel z prezydentem Hollande’em. Kto zgłosił Tuska? Dlaczego nie mogło być dyskusji na temat wizji konkurencyjnej wobec jego wizji? Niestety cały spór trwał za krótko żeby przebił się mocniej do opinii publicznej krajów Unii. A szkoda.
Ale skoro tak, jedna uwaga. Na miejscu rządu PiS raczej bym teraz całą sprawę bagatelizował i wyciszał – zwłaszcza, że za kilka tygodni inne, dużo większe kataklizmy uczynią ją naprawdę nieważną. A co jeśli we Włoszech wygra Beppe Grillo ze swoim programem wyjścia ze strefy Euro? Nie widzicie tego euroentuzjaści? Nic was nie nauczy?
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/331082-na-miejscu-pis-bagatelizowalbym-a-nie-odgrywal-spektakl-pieknej-smierci-to-naprawde-epizod