Jestem przekonany, że to doświadczenie może zaowocować czymś dobrym. Jest jeden warunek - wszyscy - nie tylko Warszawa, ale i każda inna stolica UE - muszą to poważnie przemyśleć
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl Konrad Szymański, sekretarz stanu ds. europejskich MSZ, wiceminister spraw zagranicznych.
wPolityce.pl: Panie ministrze, o ile sama kwestia braku poparcia dla Donalda Tuska jest zrozumiała, o tyle wydaje się, że całą operację należało przygotować wcześniej, a przede wszystkim - skuteczniej. Nie ma Pan wrażenia, że w działaniach MSZ i polskiej dyplomacji, delegacji, zabrakło przygotowań, opracowania strategii, umiejętnego wdrażania jej nie od kilku dni, ale tygodni, jeśli nie miesięcy?
Konrad Szymański: Od wielu miesięcy testowaliśmy różne scenariusze, także takie, które byłyby mniej konfrontacyjne. Do ich realizacji zabrakło jednak gotowości po stronie innych stolic. Niektóre stolice nie chciały zrozumieć, że w kwestii zasad na Polskę nie da się wywrzeć skutecznej presji. Na końcu mieliśmy już tylko spór o zasady, a tu kończy się miejsce na zbytnią elastyczność. Te zasady to - przypomnę - obowiązek neutralności Przewodniczącego RE wobec sporów politycznych w krajach członkowskich oraz konieczność desygnacji kandydata na takie stanowisko przez kraj pochodzenia. To ma walor uniwersalny i nie odnosi się do sporu politycznego, jaki toczymy z PO. Premier Szydło wyraziła to nad wyraz jasno w liście do szefów rządów. Sami zdecydowali, by wybrać konfrontacyjne rozwiązanie. Być może sądzili, że Polska to przełknie. Przeliczyli się…
Nawet minister Waszczykowski - w rozmowie z wPolityce.pl - mówi jednak o porażce w tej brukselskiej potyczce. Dlaczego nie udało się przekonać choćby partnerów z Grupy Wyszehradzkiej czy Wielkiej Brytanii? A może po prostu była to mission impossible? Jeśli tak, to dlaczego rząd mimo wszystko postanowił się w nią zaangażować?
Zaangażowanie w tę sprawę od pewnego momentu nie było kwestią rachub, stało się konsekwencją zasad, w które wierzymy. Neutralność wobec sporów wewnętrznych i prawo desygnacji. Pani Premier Szydło pokazała jasno, że w kwestii zasad nie przeszkadza jej, że jest sama, że nie ulegnie zbiorowemu myśleniu, ani presji. Wielu wciąż nie chce zrozumieć, że to nie był po prostu zwykły spór polityczny.
Czy sprawa głosowania ws. Tuska nie wpłynie na jakość naszych relacji w Grupie Wyszehradzkiej?
Biorąc pod uwagę ponadprzeciętne zbliżenie interesów w ramach regionu, to może wyglądać na tąpnięcie. Ale takie rzeczy się zdarzają. Nasze poczucie wspólnoty interesów jest takie samo dziś, jak wcześniej. Mimo różnicy zdań co do postrzegania procesu wyboru Przewodniczącego RE, nasze problemy i plany pozostają niezmienne wspólne. To jest solidny grunt pod współpracę na przyszłość.
Jak wyglądały kulisy kuluarowych rozmów i samego szczytu w Brukseli? Propozycja Polski - z kandydaturą Saryusz-Wolskiego, a później już tylko z chęcią przełożenia decyzji ws. Tuska - była traktowana poważnie przez naszych partnerów? Za kulisami mówi się, że Niemcy pierwotnie miały zresztą obiecać, że poparcia dla Tuska nie będzie bez wsparcia polskiego rządu. Co się zmieniło?
Jeszcze długo nie będę mówił o kulisach. Po czwartku wszyscy wiedzą, że trzeba jeszcze uważniej słuchać Polski i to jest dobra zmiana. Pierwszy sukces już jest. Wszyscy się zgadzają, że zasady wyboru Przewodniczącego powinny być uściślone. Będziemy aktywnie brali udział w formułowaniu tych reguł. Chciałbym, aby cała ta sprawa była dogłębnie przemyślana przez wszystkich. To nie jest incydentalne zadrażnienie. Ta sprawa jest poważna.
Najostrzejsi krytycy posunięć polskiej dyplomacji wskazują na wyraźną izolację polskiego rządu. I jeśli spojrzeć na wynik: 27:1, to rzeczywiście trudno o powody do optymizmu. Czy da Pan gwarancję, że w innych sprawach ważnych dla Polski nie będziemy zepchnięci do narożnika jak w sprawie Tuska?
Premier Szydło pokazała - i bardzo bym chciał, by było to dobrze zapamiętane - że w sprawach zasad nie zawaha się przed konfrontacją, nawet w pojedynkę. Przez ostatnie 16 miesięcy pokazaliśmy dobitnie, że jesteśmy gotowi do dobrych kompromisów. Ale jak pokazał czwartek - nie za wszelką cenę.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Jestem przekonany, że to doświadczenie może zaowocować czymś dobrym. Jest jeden warunek - wszyscy - nie tylko Warszawa, ale i każda inna stolica UE - muszą to poważnie przemyśleć
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl Konrad Szymański, sekretarz stanu ds. europejskich MSZ, wiceminister spraw zagranicznych.
wPolityce.pl: Panie ministrze, o ile sama kwestia braku poparcia dla Donalda Tuska jest zrozumiała, o tyle wydaje się, że całą operację należało przygotować wcześniej, a przede wszystkim - skuteczniej. Nie ma Pan wrażenia, że w działaniach MSZ i polskiej dyplomacji, delegacji, zabrakło przygotowań, opracowania strategii, umiejętnego wdrażania jej nie od kilku dni, ale tygodni, jeśli nie miesięcy?
Konrad Szymański: Od wielu miesięcy testowaliśmy różne scenariusze, także takie, które byłyby mniej konfrontacyjne. Do ich realizacji zabrakło jednak gotowości po stronie innych stolic. Niektóre stolice nie chciały zrozumieć, że w kwestii zasad na Polskę nie da się wywrzeć skutecznej presji. Na końcu mieliśmy już tylko spór o zasady, a tu kończy się miejsce na zbytnią elastyczność. Te zasady to - przypomnę - obowiązek neutralności Przewodniczącego RE wobec sporów politycznych w krajach członkowskich oraz konieczność desygnacji kandydata na takie stanowisko przez kraj pochodzenia. To ma walor uniwersalny i nie odnosi się do sporu politycznego, jaki toczymy z PO. Premier Szydło wyraziła to nad wyraz jasno w liście do szefów rządów. Sami zdecydowali, by wybrać konfrontacyjne rozwiązanie. Być może sądzili, że Polska to przełknie. Przeliczyli się…
Nawet minister Waszczykowski - w rozmowie z wPolityce.pl - mówi jednak o porażce w tej brukselskiej potyczce. Dlaczego nie udało się przekonać choćby partnerów z Grupy Wyszehradzkiej czy Wielkiej Brytanii? A może po prostu była to mission impossible? Jeśli tak, to dlaczego rząd mimo wszystko postanowił się w nią zaangażować?
Zaangażowanie w tę sprawę od pewnego momentu nie było kwestią rachub, stało się konsekwencją zasad, w które wierzymy. Neutralność wobec sporów wewnętrznych i prawo desygnacji. Pani Premier Szydło pokazała jasno, że w kwestii zasad nie przeszkadza jej, że jest sama, że nie ulegnie zbiorowemu myśleniu, ani presji. Wielu wciąż nie chce zrozumieć, że to nie był po prostu zwykły spór polityczny.
Czy sprawa głosowania ws. Tuska nie wpłynie na jakość naszych relacji w Grupie Wyszehradzkiej?
Biorąc pod uwagę ponadprzeciętne zbliżenie interesów w ramach regionu, to może wyglądać na tąpnięcie. Ale takie rzeczy się zdarzają. Nasze poczucie wspólnoty interesów jest takie samo dziś, jak wcześniej. Mimo różnicy zdań co do postrzegania procesu wyboru Przewodniczącego RE, nasze problemy i plany pozostają niezmienne wspólne. To jest solidny grunt pod współpracę na przyszłość.
Jak wyglądały kulisy kuluarowych rozmów i samego szczytu w Brukseli? Propozycja Polski - z kandydaturą Saryusz-Wolskiego, a później już tylko z chęcią przełożenia decyzji ws. Tuska - była traktowana poważnie przez naszych partnerów? Za kulisami mówi się, że Niemcy pierwotnie miały zresztą obiecać, że poparcia dla Tuska nie będzie bez wsparcia polskiego rządu. Co się zmieniło?
Jeszcze długo nie będę mówił o kulisach. Po czwartku wszyscy wiedzą, że trzeba jeszcze uważniej słuchać Polski i to jest dobra zmiana. Pierwszy sukces już jest. Wszyscy się zgadzają, że zasady wyboru Przewodniczącego powinny być uściślone. Będziemy aktywnie brali udział w formułowaniu tych reguł. Chciałbym, aby cała ta sprawa była dogłębnie przemyślana przez wszystkich. To nie jest incydentalne zadrażnienie. Ta sprawa jest poważna.
Najostrzejsi krytycy posunięć polskiej dyplomacji wskazują na wyraźną izolację polskiego rządu. I jeśli spojrzeć na wynik: 27:1, to rzeczywiście trudno o powody do optymizmu. Czy da Pan gwarancję, że w innych sprawach ważnych dla Polski nie będziemy zepchnięci do narożnika jak w sprawie Tuska?
Premier Szydło pokazała - i bardzo bym chciał, by było to dobrze zapamiętane - że w sprawach zasad nie zawaha się przed konfrontacją, nawet w pojedynkę. Przez ostatnie 16 miesięcy pokazaliśmy dobitnie, że jesteśmy gotowi do dobrych kompromisów. Ale jak pokazał czwartek - nie za wszelką cenę.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/331069-nasz-wywiad-konrad-szymanski-po-czwartkowym-szczycie-ue-wszyscy-wiedza-ze-trzeba-jeszcze-uwazniej-sluchac-polski-i-to-jest-dobra-zmiana