„Wiem też, że Orban usiłował pośredniczyć na szczycie między Polską i pozostałymi członkami Rady UE, ale pozycje były tak rozjechane, że kompromis w tej sprawie wydawał się niemożliwy. Wtedy prawdopodobnie uznał, że symboliczny sprzeciw wobec Tuska nie ma sensu” - mówi w rozmowie z portalem „wPolityce.pl” Dávid József Szabó, węgierski politolog, dyrektor programowy w think tanku Századvég Foundation w Budapeszcie.
Premier Węgier Viktor Orban postanowił nie poprzeć polskiego rządu w jego sprzeciwie wobec ponownego wyboru Donalda Tuska na stanowisko przewodniczącego Rady UE. Zagłosował za Tuskiem. Jest za to w Polsce ostro krytykowany. Słusznie? Czy solidarność z Polską w tym wypadku leżała w interesie Węgier?
Dávid József Szabó: Wiem, że na zewnątrz wygląda to tak, jakby Orban nawet gdy idzie na wojnę z Brukselą, nie był za to przez nią karany, bo Fidesz należy do Europejskiej Partii Ludowej. Czasami jednak jest tak, że jesteśmy zapędzani w kozi róg i nie mamy tak naprawdę pola manewru. Trudno wtedy podjąć właściwą decyzję. Jeśli chodzi o Tuska to były dwa problemy: głosowanie większościowe oraz sojusz łączący Budapeszt z Warszawą. Istnieją kwestie na tyle kontrowersyjne i naładowane politycznie, że należałoby zastosować w ich przypadku zasadę jednomyślności. Gdy Jean-Claude Juncker został zgłoszony przez Europejską Partię Ludową na szefa Komisji Europejskiej, Węgry i Wielka Brytania nie poparły jego kandydatury. Głosowaliśmy przeciwko niemu. Czasami, nawet gdy wiemy, że nie uda nam się zablokować jakiejś decyzji, stawiamy opór. Dla zasady. Pokazujemy, że się nie zgadzamy i to może być wartością samą w sobie. Tak było zresztą także w przypadku rozdziału imigrantów według kwot. Zarówno Polska jak i Węgry głosowały przeciwko temu rozwiązaniu w Radzie UE. Nie chodziło przy tym o samych imigrantów. Bylibyśmy w stanie przyjąć kilkuset a nawet kilka tysięcy uchodźców. Chodziło o zasadę. Narzucania słabszym państwom w Unii pewnych rozwiązań przez silniejsze. Jeśli chodzi o Tuska premier Viktor Orban był poddawany ogromnej presji ze strony Europejskiej Partii Ludowej. Na portalu „Eu-Observer” ukazał się w dniu głosowania nad Tuskiem w Radzie UE wywiad z przewodniczącym grupy EPL w PE Josephem Daulem, który nazwał Orbana „enfant terrible” Europy. Zaznaczył jednocześnie, że za każdym razem gdy Orban „przekracza czerwoną linię” to chadecy wywierają na niego presję. Tak było także i w przypadku kandydatury Tuska. Mówił o tym zresztą otwarcie niemiecki europoseł chadecji Manfred Weber. A chadecy nie pozostawili wątpliwości co do tego, że Tusk jest „ich kandydatem”.
Orban ugiął się pod presją chadeków? To wszystko?
Wydaje mi się, że rząd w Budapeszcie uznał także, że mimo wszystko Donald Tusk jest politykiem z Europy Środkowej i Wschodniej, reprezentuje więc nasz region, a to także jest pewną wartością. Tusk, bez względu na to jak napięte są jego relacje z rządem PiS, dobrze zdaniem rządu w Budapeszcie bronił jak dotąd interesów naszego regionu, forsował m.in. konieczność zabezpieczenia zewnętrznych granic UE, występował przeciwko podwójnym standardom w Unii i nierównemu traktowaniu państw, szczególnie nowych państw członkowskich. Kryje się za tym także realistyczna ocena szans kandydata proponowanego przez Warszawę, Jacka Saryusz-Wolskiego. Nie zostałby na sto procent wybrany, wtedy doszłoby do nowego rozdania i kto wie, kto zastąpiłby Tuska. Zapewne nie byłby to polityk z naszego regionu. Szczerze powiedziawszy ten spór postawił Węgry w bardzo trudnej sytuacji. Osobiście rozumiem rząd w Warszawie. Byłbym bardzo niezadowolony gdyby Rada UE wybrała na swojego przewodniczącego byłego węgierskiego premiera Ferenca Gyurcsány’ego, wbrew woli Budapesztu. Bo to także jest przykład wymuszania pewnych rozwiązań na słabszych państwach przez silniejsze. Do tego dochodzi jak w przypadku Gyurcsány’ego, spuścizna Tuska jako premiera Polski. Korupcja, afery. Wielu skorumpowanych węgierskich polityków, którzy byli w rządzie Gyurcsány’ego, uratowało się do Brukseli. Orban też to wie i rozumie. Po prostu uznał, że sprzeciw Węgier niczego nie zmieni a nie jest to aż tak ważna kwestia, że warto wchodzić w tej sprawie w spór z własną europejską rodziną partyjną. Wiem też, że Orban usiłował pośredniczyć na szczycie między Polską i pozostałymi członkami Rady UE, ale pozycje były tak rozjechane, że kompromis w tej sprawie wydawał się niemożliwy. Wtedy prawdopodobnie uznał, że symboliczny sprzeciw nie ma sensu.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
„Wiem też, że Orban usiłował pośredniczyć na szczycie między Polską i pozostałymi członkami Rady UE, ale pozycje były tak rozjechane, że kompromis w tej sprawie wydawał się niemożliwy. Wtedy prawdopodobnie uznał, że symboliczny sprzeciw wobec Tuska nie ma sensu” - mówi w rozmowie z portalem „wPolityce.pl” Dávid József Szabó, węgierski politolog, dyrektor programowy w think tanku Századvég Foundation w Budapeszcie.
Premier Węgier Viktor Orban postanowił nie poprzeć polskiego rządu w jego sprzeciwie wobec ponownego wyboru Donalda Tuska na stanowisko przewodniczącego Rady UE. Zagłosował za Tuskiem. Jest za to w Polsce ostro krytykowany. Słusznie? Czy solidarność z Polską w tym wypadku leżała w interesie Węgier?
Dávid József Szabó: Wiem, że na zewnątrz wygląda to tak, jakby Orban nawet gdy idzie na wojnę z Brukselą, nie był za to przez nią karany, bo Fidesz należy do Europejskiej Partii Ludowej. Czasami jednak jest tak, że jesteśmy zapędzani w kozi róg i nie mamy tak naprawdę pola manewru. Trudno wtedy podjąć właściwą decyzję. Jeśli chodzi o Tuska to były dwa problemy: głosowanie większościowe oraz sojusz łączący Budapeszt z Warszawą. Istnieją kwestie na tyle kontrowersyjne i naładowane politycznie, że należałoby zastosować w ich przypadku zasadę jednomyślności. Gdy Jean-Claude Juncker został zgłoszony przez Europejską Partię Ludową na szefa Komisji Europejskiej, Węgry i Wielka Brytania nie poparły jego kandydatury. Głosowaliśmy przeciwko niemu. Czasami, nawet gdy wiemy, że nie uda nam się zablokować jakiejś decyzji, stawiamy opór. Dla zasady. Pokazujemy, że się nie zgadzamy i to może być wartością samą w sobie. Tak było zresztą także w przypadku rozdziału imigrantów według kwot. Zarówno Polska jak i Węgry głosowały przeciwko temu rozwiązaniu w Radzie UE. Nie chodziło przy tym o samych imigrantów. Bylibyśmy w stanie przyjąć kilkuset a nawet kilka tysięcy uchodźców. Chodziło o zasadę. Narzucania słabszym państwom w Unii pewnych rozwiązań przez silniejsze. Jeśli chodzi o Tuska premier Viktor Orban był poddawany ogromnej presji ze strony Europejskiej Partii Ludowej. Na portalu „Eu-Observer” ukazał się w dniu głosowania nad Tuskiem w Radzie UE wywiad z przewodniczącym grupy EPL w PE Josephem Daulem, który nazwał Orbana „enfant terrible” Europy. Zaznaczył jednocześnie, że za każdym razem gdy Orban „przekracza czerwoną linię” to chadecy wywierają na niego presję. Tak było także i w przypadku kandydatury Tuska. Mówił o tym zresztą otwarcie niemiecki europoseł chadecji Manfred Weber. A chadecy nie pozostawili wątpliwości co do tego, że Tusk jest „ich kandydatem”.
Orban ugiął się pod presją chadeków? To wszystko?
Wydaje mi się, że rząd w Budapeszcie uznał także, że mimo wszystko Donald Tusk jest politykiem z Europy Środkowej i Wschodniej, reprezentuje więc nasz region, a to także jest pewną wartością. Tusk, bez względu na to jak napięte są jego relacje z rządem PiS, dobrze zdaniem rządu w Budapeszcie bronił jak dotąd interesów naszego regionu, forsował m.in. konieczność zabezpieczenia zewnętrznych granic UE, występował przeciwko podwójnym standardom w Unii i nierównemu traktowaniu państw, szczególnie nowych państw członkowskich. Kryje się za tym także realistyczna ocena szans kandydata proponowanego przez Warszawę, Jacka Saryusz-Wolskiego. Nie zostałby na sto procent wybrany, wtedy doszłoby do nowego rozdania i kto wie, kto zastąpiłby Tuska. Zapewne nie byłby to polityk z naszego regionu. Szczerze powiedziawszy ten spór postawił Węgry w bardzo trudnej sytuacji. Osobiście rozumiem rząd w Warszawie. Byłbym bardzo niezadowolony gdyby Rada UE wybrała na swojego przewodniczącego byłego węgierskiego premiera Ferenca Gyurcsány’ego, wbrew woli Budapesztu. Bo to także jest przykład wymuszania pewnych rozwiązań na słabszych państwach przez silniejsze. Do tego dochodzi jak w przypadku Gyurcsány’ego, spuścizna Tuska jako premiera Polski. Korupcja, afery. Wielu skorumpowanych węgierskich polityków, którzy byli w rządzie Gyurcsány’ego, uratowało się do Brukseli. Orban też to wie i rozumie. Po prostu uznał, że sprzeciw Węgier niczego nie zmieni a nie jest to aż tak ważna kwestia, że warto wchodzić w tej sprawie w spór z własną europejską rodziną partyjną. Wiem też, że Orban usiłował pośredniczyć na szczycie między Polską i pozostałymi członkami Rady UE, ale pozycje były tak rozjechane, że kompromis w tej sprawie wydawał się niemożliwy. Wtedy prawdopodobnie uznał, że symboliczny sprzeciw nie ma sensu.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/330956-wegierski-politolog-mam-nadzieje-ze-jaroslaw-kaczynski-rozumie-jak-wielkiej-presji-byl-poddany-orban-musimy-odbudowac-wzajemne-zaufanie-nasz-wywiad