Winston Churchill mówił, że Anglia nie ma ani stałych przyjaciół ani stałych wrogów. Ma stałe interesy. Ta dewiza powinna towarzyszyć każdemu konserwatyście, któremu wrogie powinny być emocje. Prawica różnić się winna od lewicy tym, że kieruje się rozumem a nie sercem. Jest to szczególnie ważne w dyplomacji. „Strzeż się swych pierwszych odruchów – zwykle są szlachetne” - mawiał król dyplomatów Charles-Maurice de Talleyrand, który choć był cynicznym potworem, uratował ostatecznie Francję.
Po wczorajszej porażce dyplomatycznej polskiego rządu w Brukseli polska prawica powinna sobie wziąć słowa Talleyranda do serca. Nie chodzi mi w tej chwili o samego Jarosława Kaczyńskiego, który w długofalowej perspektywie może przekuć porażkę na arenie międzynarodowej w wewnętrzny sukces. Inna sprawa czy cena nie jest za to za wysoka. Po pierwsze, może dziś zagospodarować wybitnego dyplomatę, jakim jest Jacek Saryusz-Wolski. Po drugie, łatwo mu będzie wrzucić Donalda Tuska do szuflady z napisem „niemiecki polityk”. Na jakiś czas stępi mu też chęć łączenia funkcji w Unii z budowaniem pozycji lidera polskiej opozycji. Ostateczne starcie z pragnącym jeszcze bardziej zemsty Tuskiem i tak nadejdzie w 2020 roku. Bez wątpienia Tusk, który jest wybitnym politykiem i jako jedyny może się równać obecnie z Kaczyńskim polityczną wagą, jeszcze mocniej po wczorajszych wydarzeniach pragnie zemsty. A ta najlepiej smakuje na zimno.
Wracając jednak do sedna tekstu. Wczoraj Talleyrandem był Viktor Orban, który poparł Donalda Tuska na stanowisko szefa Rady Europejskiej. Nie pierwszy raz węgierski polityk, który przez lata doskonale potrafi wygrywać bitwy z rozwścieczonymi liberałami i lewicą pokazał jak w Europie robić realpolitik. Orban będąc z Fideszem w Partii Ludowej może pozwolić sobie na znacznie większą swobodę niż współpracujący z konserwatystami PiS.
Polityka europejska bazuje na zasadzie partyjności a Europejska Partia Ludowa wysunęła kandydata i my go wesprzemy. Nie ma innego kandydata na tę chwilę. Był Jacek Saryusz-Wolski, ale nie jest on w EPL.
powiedział wczoraj premier Węgier, czym wprawił w osłupienie sporą część wyborców PiS. Widać to po ich wpisach na portalach społecznościowych. „Trzeba uważać na Orbana” - piszą jedni. „Pamiętajmy o jego sojuszu z Putinem” - dodawali inni. Nagle uważany za wiernego sojusznika Polski Orban, który zainspirował Kaczyńskiego do budowy drugiego Budapesztu w Warszawie nie rozdarł szat w imię sojuszu z Polską. Szok? W żadnym razie. Orban jest konserwatystą z krwi i kości. W sojusze wchodzi tylko wtedy, gdy opłaca się to jego krajowi. Orban to patriota, który nie chce romantycznych zwycięstw moralnych, ale realnych victorii.
Powinniśmy o tym pamiętać i uczyć się właśnie takiej polityki. Zimnej i cynicznej, ale skutecznej. W polityce chodzi o skuteczność. Nic innego się nie liczy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/330885-w-polityce-nie-ma-przyjaciol-ani-wrogow-sa-interesy-kazdy-patriota-wybiera-interes-kraju