Nie dajmy zakrzyczeć kilku podstawowych spraw, w tym najważniejszej: Polska ma wreszcie dyplomację i szefa rządu, którzy kierują się własnym interesem narodowym, a nie spoglądają pokornie co zrobić, by zasłużyć na poklepywanie po plecach. Premier Beata Szydło i minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski wraz z doradcami wytrzymali potworną presję, odważnie przedstawili polskie stanowisko. I choć ostatecznie siłowo przeforsowano kandydaturę Tuska, to nie znaczy, że wysiłek poszedł na marne.
Jedno jest już jasne: Tusk nie jest tam w imieniu Polski. Stanowisko objął dzięki sprawowaniu funkcji premiera polskiego rządu bo przecież nie dzięki urokowi osobistemu. Dziś wsparcia tego nie ma. Nie tylko o nie nie zabiegał, ale przyłączał się do wszelkich ataków w Brukseli, włącznie z sugerowaniem sankcji, i zachęcał opozycję do jeszcze większej totalności szaleńczych akcji, jak w czasie grudniowej próby sejmowego i okołosejmowego puczu.
Dziś jest już jasne, że swoją funkcję objął w ramach niemieckiej strefy wpływów i że biało-czerwony płaszcz to była tylko dekoracja. Jest elementem niemieckiej dominacji w Unii Europejskiej. To ważna wiedza, dzięki której jego interwencje w polskie sprawy nie będą już tak łatwe.
Dodatkowo jest Tusk czynnikiem szkodliwym w kluczowych dla Europy kwestiach. Po Brexicie poparł ostry kurs na „ukaranie” Wielkiej Brytanii, po bezprawnym otwarciu przez Niemcy granic Europy dla zalewu islamskich przybyszów nie kiwnął palcem, cały czas wspiera szaloną koncepcję przymusowego implementowania islamskich skupisk w państwach narodowych. Te kwestie dzisiaj nikną w szumie medialnym, ale są one z punktu widzenia Polski fundamentalne. I za chwilę wrócą.
Polska pokazała, że jest w stanie twardo stać przy swoich przekonaniach i interesach. Przedstawiła też propozycję pozytywną, wystawiła kandydata, który ma inną wizję Europy. I szkoda, że nawet nie pozwolono jej wybrzmieć. Może dlatego, że na jej tle gaworzący o niczym Tusk, poklepywany po plecach nawet dzisiaj, wypadłby blado i w jakimś sensie upokarzająco dla Europejczyków.
Obiektywnie rząd Beaty Szydło nie mógł poprzeć Donalda Tuska bez zaprzeczenia samemu sobie, bez wyrzeczenia się wartości, których pilnować obiecał. A gdyby jednak to zrobił, cnotę by stracił, rubla nie zarobił. Opozycja i tak budowałaby tezę o rzekomym własnym triumfie, a późniejsza polemika z byłym liderem Platformy byłaby dużo trudniejsza. Dziś przynajmniej wiadomo kto jest w tej grze kim. To dużo.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/330873-jedno-przynajmniej-jest-po-szczycie-unijnym-jasne-tusk-nie-jest-tam-w-imieniu-polski-to-wazny-wniosek