Opozycja ma swój moment tryumfu. 27 do 1 to wynik, który nikomu nie przysparza chwały, ale przecież nie chodzi tutaj o zwykłą sportową rozgrywkę. Nawet gdyby i setka państw było przeciwko nam i uważała, że Donalda Tuska należy poprzeć, to Polska nie miała prawa tego uczynić.
„Akcja” z Jackiem Saryusz-Wolskim była nieprzygotowana, ale nie jestem pewien, czy ten plan rzeczywiście zakładał realne konkurowanie z Tuskiem o fotel szefa Rady Europejskiej, czy też miał być jedynie polskim votum separatum. Tak czy inaczej, to był - według mnie - akt odwagi i nie robią na mnie wrażenia opowieści o desperacji rządu PiS. Tak mogą twierdzić jedynie ci, którzy nigdy nie próbowali swojego zdania w Europie głośno wyartykułować, nie mówiąc o próbie jego narzucenia. Polska opozycja w postaci PO nie umie tego zresztą nawet na krajowym podwórku. Nie zgłasza np. żadnych projektów ustaw, bo… jest opozycją i na pewno zostanie przegłosowana. To po co w ogóle siedzi (albo stoi) w Sejmie?
Słychać głosy, że ponowny wybór Donalda Tuska na szefa RE to nie była sprawa, o którą należało kruszyć kopie. Jestem skłonny się z tym zgodzić w jednej kwestii. Jego zwycięstwo - tak należy skuteczną reelekcję nazywać - zbuduje go osobiście na przyszłość. Pozwoli przywoływać do znudzenia narrację, że oto ten jeden człowiek pokonał całą dobrą zmianę. Tak ta kwestia była zresztą już stawiana w mediach mu przychylnych. W tym sensie PiS długofalowo straci, bo nie wiadomo, czy oto właśnie nie narodził się poważny kandydat liberałów w przyszłych wyborach prezydenckich.
Rząd polski nie mógł się jednak zgodzić na to, by Tusk stał się jego kandydatem na szefa RE. Z dwóch powodów. Po pierwsze - on sam o to nawet nie zabiegał. Po drugie - wsparcie oznaczałoby przyznanie, że cała jego przeszłość jako szefa polskiego rządu była okej. I nie rozpatrywałbym tego w kategoriach osobistej vendetty Jarosława Kaczyńskiego.
Sprawa smoleńska to niewątpliwie jeden z powodów, dla których Donald Tusk postanowił „odseparować się od tego syfu” - jak mówił na taśmach Paweł Graś. Jako premier polskiego rządu oddał Rosji władanie nad śledztwem, w której zginął polski prezydent. Nie mam wątpliwości, że należy mówić w tym przypadku o zdradzie polskich interesów.
Kolejna rzecz to afera Amber Gold, która metodycznie jest odsłaniana przez sejmową komisję śledczą, a w której nazwisko Tusk także się pojawia. Z ostatnich przesłuchań wynika, że nadzorowane wówczas osobiście przez premiera służby specjalne wiedziały o podejrzeniach wobec Marcina P. już na początku 2010 roku (a nie, jak twierdził Tusk w 2012). Można było więc działać i można było zdusić w zarodku piramidę, która pochłonęła oszczędności blisko 20 tysięcy Polaków.
Nie chcę w tym momencie przywoływać więcej przykładów. Dwa powyższe powinny wystarczyć dla uzasadnienia stwierdzenia, że Donald Tusk nie mógł być polskim kandydatem na jakiekolwiek stanowisko. Rząd RP zachował się dzisiaj w Brukseli jak należało.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/330859-wybor-tuska-byl-formalnoscia-ale-polski-rzad-nie-mial-prawa-sie-na-nia-zgodzic-nie-rozumiecie-dlaczego
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.