Dlaczego Donald Tusk nie może być polskim kandydatem na szefa Rady Europy? Odpowiedź na to pytanie dręczy dziś wielu polityków krajów wspólnoty i rzecz jasna rodzimej opozycji.
Światło na tą decyzję rzuca nie zauważona wypowiedź marszałka Joachima Brudzińskiego w niedzielnym programie „Kawa na ławę” Bogdana Rymanowskiego. Otóż dość nieoczekiwanie zdradził on rzeczywisty cel ostatniej wizyty kanclerz Angeli Merkel w Warszawie. Prawo i Sprawiedliwość dość konsekwentnie do tej pory unikało tematu ponownego wyboru Donalda Tuska w kontekście wizyty szefowej rządu Niemiec. Teraz Brudziński oznajmił jednym tchem na antenie, że:
Z propozycją poparcia Donalda Tuska jako szefa Rady Europejskiej przyjechała kanclerz Angela Merkel. Usłyszała również wtedy z ust pani premier Beaty Szydło i również innych rozmówców, że nie ma takich możliwości, aby rząd polski popierał człowieka, który łamał wszelkie reguły panujące w Unii Europejskiej.
A więc, o ile Joachim Brudziński nie przejęzyczył się, ani nie dokonał zbyt dużego skrótu myślowego, jednym z podstawowych, o ile nie głównym, celem wizyty Angeli Merkel w Warszawie było lobbowanie na rzecz utrzymania stanowiska przez obecnego przewodniczącego Rady Europy. To sytuacja dająca wiele do myślenia. Sam zainteresowany nie był w stanie skontaktować się z rządem Rzeczpospolitej Polskiej w sprawie uzgodnienia kandydatury lecz oddał całą rzecz w ręce przedstawiciela obcego kraju, z którym nie zawsze łączą nas wspólne interesy.
To zachowanie można określić jako co najmniej żenujące, żeby nie powiedzieć dziecinne. Sam wstydził się, czy też z jakichś innych powodów nie spotkał się w swojej kwestii z przedstawicielem polskiego rządu tylko powierzył ją kanclerzowi Niemiec. Jakby chciał krzyknąć Mutti hilf mir! (Mamo pomóż!). Widać niemieckiej racji stanu bardzo zależy na jego kandydaturze skoro pani Merkel musiała się w tej sprawie fatygować się aż do Warszawy. To wzbudza bardzo duże podejrzenia w stosunku do postawy samego Donalda Tuska, jako ewentualnego polskiego kandydata, który już nie raz dawał przykłady nielojalności wobec rządu we własnym kraju.
Niebezpieczeństwo ponownego wyboru Tuska dostrzegł też sam Saryusz-Wolski. W jednym ze swoich tweetów użył metafory:
Wysiadam z Platformy na przystanku Polska. Żaden rząd nie pozwoliłby sobie na popieranie kandydata, który nadużywa międzynarodowej pozycji do aktywnego podżegania opozycji przeciwko demokratycznemu werdyktowi.
Wytrawny polityk europejski jakim jest Saryusz-Wolski nie ryzykowałby zawirowań w swojej karierze, gdyby sprawa nie była tego warta. Pewien symboliczny wymiar działalności dotychczasowego szefa Rady Europy pokazuje historia sprzed lat, kiedy parę dni po podjęciu decyzji o likwidacji polskiego przemysłu okrętowego w Szczecinie, odebrał w Berlinie z rąk Angeli Merkel order Walthera Rathenaua. A jak wiadomo premier Rathenau był jednym z twórców niemiecko-sowieckiego Układu w Rapallo w 1922 roku, który swym ostrzem był wymierzony w ówczesne polskie interesy. Ta gra nie toczy się o to, by szefem Rady został Saryusz-Wolski. Wnioskować można, że dla naszej racji stanu ze wszech miar korzystnym jest, by przestał nim być Donald Tusk de facto niemiecki kandydat na to stanowisko. Zgodnie ze starym powiedzeniem „Boże chroń mnie od fałszywych przyjaciół ponieważ z wrogami poradzę sobie sam”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/330521-donald-tusk-jest-niebezpieczny-poniewaz-reprezentuje-interesy-niemiec