Zdaje się, że politycy Platformy Obywatelskiej zrozumieli, iż wybór Donalda Tuska na drugą kadencję na stanowisko szefa Komisji Europejskiej nie jest wcale pewny, jak byli przekonani jeszcze kilka tygodni temu. Nasi krajowi analitycy polityczni dość szybko i zgodnie uznali, że wprawdzie niespodziewany kontrkandydat wysunięty przez PiS Jacek Saryusz-Wolski szanse na wybór ma niewielkie, wręcz znikome, ale nie taki cel stawiali sobie stratedzy partii Jarosława Kaczyńskiego (a może on sam!). Operacja, jak się dziś mówi o niej – JSW, obliczona była na polityczne wzmocnienie PiS na wewnętrznym rynku krajowym kosztem osłabienia Platformy.
Każdy dzień przynosi nowe elementy do tej gry, tworząc zaskakujące perspektywy, o których poprzedniego dnia nikt nie przewidywał, albo były one tak nikłe, że nikt nie miał odwagi z nimi się wychylać, aby nie narazić się na śmieszność i przylgnięcie do jego osoby przydomku „ignorant” bądź w najlepszym przypadku „fantasta”.
Jednakże pozorowany atak na Tuska, którego korzystne owoce miał PiS zbierać tylko w kraju, zaczął przynosić absolutnie nieprzewidywalne rezultaty. Pierwszym z nich było pojawienie się nowych wariantów rozwiązań w wyścigu do stanowiska szefa Rady Europejskiej. Funkcja ta nie jest zaliczana do urzędów najwyższej rangi w strukturze UE, ale jej blask i prestiż w dużym stopniu zależy od tego, jak się ją wypełnia.
Pracowitość, dokładność, pomysłowość w połączeniu z odrobiną fantazji i odwagi we wprowadzaniu nowości, mogłyby wywindować tę funkcję na same szczyty. Kierujący Radą jest człowiekiem, który przygotowuje organizacyjnie i merytorycznie wiele kluczowych imprez UE, m.in. szczyty, konferencje, posiedzenia, debaty itp. Od jego osobowości i inwencji zależy ich przebieg i znaczenie. Dwa i pół roku kierowania Komisją przez Tuska było pasmem szarych bezbarwnych spotkań, nie przynoszących żadnych istotnych zmian bądź korzystnych efektów. Najbardziej znamiennym przykładem są nieudane negocjacje Tuska z Wielką Brytanią w sprawie Brexitu.
Otóż pojawienie się nazwiska Jacka Saryusza-Wolskiego na giełdzie kandydatów do funkcji szefa Komisji Europejskiej nie podważyło w żadnym stopniu szans na bezapelacyjne zwycięstwo Donalda Tuska. Jednakże już w kilka dni po formalnym zgłoszeniu JSW jako oficjalnego kandydata polskiego rządu, zaczęto brać pod uwagę wariant z pogodzeniem dwóch konkurentów polskich poprzez wybór trzeciego kandydata z innego kraju. Wraz z krążącym nowym pomysłem rozwiązania „rodzinnego polskiego” konfliktu, ręce z radości zaczął zacierać PiS, dobudowując do tego nową legendę, przypisał sobie zasługi z niej wynikające. Mianowicie zaczęła obowiązywać wersja, wedle której od początku chodziło o utrącenie kandydatury Tuska jako niepodważalnego faworyta.
Wreszcie na dwa dni przed wyznaczonym terminem rozstrzygnięcia wyścigu, przez ciemne dotychczas dla Jacka Saryusza-Wolskiego chmury, zaczęły pojawiać się promyki słodkiej nadziei. Stop! Nie zapeszajmy.
Gdyby zapadła decyzja na korzyść JSW, byłaby to bomba polityczna. Nokaut Donalda Tuska wraz z Platformą. Zwycięzcą byłby PiS i jego lider. To wariant ciągle w sferze raczej czystej fantazji. Czyżby jednak miał zdarzyć się cud? Beata Szydło przekona Angelę Merkiel?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/330511-czy-w-ulubionym-harataniu-gala-tusk-bedzie-gora-dopoki-pilka-w-grze