Komentarze towarzyszące kandydaturze Jacka Saryusz-Wolskiego na przewodniczącego Rady Europejskiej pokazały, że podstawową cechą naszej sceny politycznej i medialnej jest monokauzalność oraz że pamięć i elementarny szacunek część komentatorów widziała jedynie przez lornetkę własnych wyobrażeń o sobie. W swoim wciąż krótkim życiu poznałem już paru polityków, niewielu wzbudzało mój szacunek, zwłaszcza intelektualny, a jeszcze mniej ufam (mając w pamięci słynny tekst Cezarego Pazury z „Chłopaki nie płaczą”). Niewątpliwie jednym z nich jest min. Saryusz-Wolski.
Polityka jest jednak tylko i aż polityką, i kiedy słyszę nagle naiwno-głupio cytat z wypowiedzi prof. Geremka, to zastanawiam się czy cytujący naprawdę jest tak naiwny czy to akurat użyteczne narzędzie do uderzenia w min. Saryusz-Wolskiego. Zwłaszcza że o zdolności do bezwzględnej walki partyjnej prof. Geremka niejedno – w godzinie szczerości – mogliby powiedzieć jego koledzy partyjni z UD, a później UW. Przy czym zdolność do twardej gry przecież nie wyklucza, że dany polityk jest jednocześnie państwowcem. Ale nie, w Polsce szefem MSZ, czy też politykiem „od spraw zagranicznych” może być tylko profesor w wytartym prochowcu, pykający fajkę i deliberujący o „Wieczorach florenckich” Juliana Klaczki, i który przy tym nie sprawia kłopotów naszym partnerom w Europie. Zawsze mnie kusi, żeby powiedzieć, że wolę Talleyranda, Adenauera, Kissingera i Andreottiego, bo byli skuteczni, od filozofa.
Nie w tym jednak rzecz, ale mam duży problem z falą hejtu jaka wylała się na jednego z najlepszych polityków od spraw europejskich, jakich się wolna Polska dorobiła. Zasługi Jacka Saryusz-Wolskiego, który integracją europejską zajmuje się od połowy lat 70., dla wejścia Polski do UE są niepodważalne. Starsi dziennikarze powinni pamiętać niezwykle trudne negocjacje stowarzyszeniowe, czy też jak dobry obrót obrały negocjacje członkowskie, kiedy JSW został przewodniczącym KIE. Jego 12-letnią pracę w PE trudno inaczej ocenić jako niezwykle istotną dla polskiej racji stanu, ale też dla integracji europejskiej, która dla niego musi się opierać na poszanowaniu podmiotowości, solidarności i równości wszystkich państw. Naprawdę już wszyscy zapomnieli o jego zaangażowaniu na rzecz opozycji na Białorusi czy Ukrainie? Czy o tym, że Prezydent Poroszenko po objęciu urzędu powołał go na swojego doradcę? Albo że dzięki jego staraniom w Polsce powstał kampus jednej z najbardziej prestiżowych uczelni, jaką jest Kolegium Europejskie? I tak można by było jeszcze długo wymieniać.
Jednak w aktualnej dyskusji wielu znowu oddało rozum w garderobie i zapomniało o tym, że JSW zawsze potrafił równoważyć etos państwowca z pełnym zaangażowaniem na rzecz Europy, i że może rzeczywiście zachowanie PO godzi jego zdaniem w rację stanu. Zabawne w tym kontekście jest również to, że te same osoby, które zarzucają mu karierowiczostwo jednocześnie podnoszą, że zawsze był zbyt niezależny i dlatego nigdy nie zostałem szefem MSZ. Co więcej, dzięki naszej monokauzalnej kulturze medialnej, właściwie nikt nie wpadł na pomysł, że obecne wydarzenia mogą się jednak wpisywać w szerszy plan gry politycznej rządu. Czy naprawdę tak oczywiste jest to, że Premier Szydło dwa razy w ciągu tygodnia rozmawia przez telefon z Panią kanclerz Merkel? Ale nie, zamiast tego mamy bezrefleksyjną falę oburzenia i żadnej chłodnej analizy. Nas naprawdę nikt z zewnątrz nie musi rozgrywać, zrobimy to sami dużo lepiej!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/330460-nikt-nie-wpadl-na-pomysl-ze-kandydatura-saryusz-wolskiego-moze-sie-wpisywac-w-szerszy-plan-gry-politycznej-rzadu