Udało się zarazić prawicę histerią. Od kilku tygodni narasta fala zielonej gorączki. Nawet konserwatywni publicyści prześcigają się w oskarżeniach pod wymyślonym przez opozycję hasłem „Lex Szyszko”. Niestety niewielu dostrzega, że uległo takiej samej manipulacji, jakiej użyto w przypadku „czarnego protestu”. Ten sam mechanizm, ta sama dezinformacja, to samo nieuprawnione przeniesienie odpowiedzialności.
Liberalno-lewicowe media od tygodni straszą opinię publiczną „Polską w trocinach”. Każdego dnia epatują obrazami, mającymi dowieść, że minister Szyszko wyciął wszystko, co zielone w pień. Tyle tylko, że ani minister Szyszko, ani nowa ustawa nie mają najmniejszego związku z większością prezentowanych zdjęć. Szczytem absurdu jest wiązanie ze zmianą prawa wycinki przeprowadzanej w lasach czy na cmentarzach. Nie mają one kompletnie nic wspólnego z nowym prawem. Co więcej, jeśli już należałoby szukać winnych, to zupełnie w innym miejscu.
To prawda, że wycinane drzewa robią wrażenie. Ale chyba nigdy nie patrzono na to zjawisko z tak jednoznacznie urobioną tezą. Do tej pory niektórych wycinek pewnie nawet nie zauważano. Dziś każda, nawet dawno zaplanowana akcja, kojarzy się z jednym: „lex Szyszko”. Szkoda tylko, że zmanipulowani i zatrwożeni obrońcy drzew nie odrobili podstawowej lekcji i nie wczytali się w nowelizację. Kto wycina drzewa? Na mocy jakiego prawa? Dlaczego nabieramy się na kolejne manipulacje, których ukoronowaniem była nieszczęsna wiewiórka, która wskutek zeszłorocznej wichury straciła dziuplę w Parku Szczęśliwickim?
Warto wyjaśnić kilka istotnych kwestii.
1. Autorem nowelizacji NIE jest minister Jan Szyszko.
Projekt nowelizacji ustawy o ochronie przyrody powstał z inicjatywy poselskiej, nie ministerialnej. W pracach uczestniczyli także posłowie Platformy Obywatelskiej, która teraz w wielkiej gorączce domaga się dymisji ministra środowiska.
2. Ustawa NIE pozwala na dowolną wycinkę drzew na wszystkich terenach.
Zmiana ustawy odnosi się wyłącznie do gruntów prywatnych i w żadnym razie nie dotyczy lasów, parków, publicznych terenów zielonych, skwerów czy innych przestrzeni. Poprawka dotyczy jedynie dwóch sytuacji – wycinania drzew na posesjach PRYWATNYCH oraz wycinania drzew okrywających grunty rolne. Nie ma tutaj mowy o parkach, skwerach miejskich czy lasach.
NIE WOLNO przy tym wycinać drzew w celu prowadzenia działalności gospodarczej. Oba warunki (własność nieruchomości przysługująca osobie fizycznej i określony cel usunięcia) muszą zostać spełnione jednocześnie, żeby usunięcie mogło nastąpić bez kontroli administracyjnej.
Od 1 stycznia zezwolenie na usunięcie drzew i krzewów nie jest także wymagane w przypadku usuwania drzew i krzewów w celu przywrócenia gruntów nieużytkowanych do użytkowania rolniczego. Zdarzało się bowiem, że rolnikowi na ugorze zasiały się np. brzozy, których nie mógł usunąć z pola bez zezwolenia.
3. Za tereny zielone ODPOWIADAJĄ samorządy.
Nie byłoby żadnego problemu masowej wycinki, gdyby dochowano należytej staranności na poziomie lokalnym. To na tym szczeblu kształtuje się plany zagospodarowania przestrzennego, mające rangę prawa miejscowego - stosowanego przed innymi przepisami. Gdyby zadbał o to np. warszawski ratusz, nie mielibyśmy wycinki skweru przed urzędem miasta. Plany zagospodarowania przestrzeni ustalają określoną ilość powierzchni biologicznie czynnej. Wystarczy jasno określić jaką część nieruchomości właściciel musi pozostawić zadrzewioną lub zakrzewioną, jeśli chciałby przeznaczyć część pod zabudowę.
Warto zaznaczyć, że samorządy mogą na mocy prawa miejscowego uznać część terenów zielonych za parki miejskie lub las. Wówczas także nie byłoby problemu z wycinką. Pamiętajmy, że obowiązkiem rady gminy, władz samorządowych jest zakładanie i utrzymywanie w należytym stanie terenów zielonych. Nikt tego przepisu nie usunął.
Nie ma więc żadnej możliwości, że przy dobrze działającym samorządzie, ktoś kupi na własność park i wytnie go w pień.
4. WŁASNOŚĆ jest prywatna!
Wydawało się, że w kraju w którym tak wiele mówi się o wolności, docenione zostanie prawo, które tę wolność przywraca. Dotychczas prywatny właściciel nie mógł rozporządzać w pełni własną ziemią. O zgodę na ścięcie krzaka czy nawet małego drzewa musiał prosić urzędników. Generowało to całą masę problemów biurokratyczno-proceduralnych. W tej chwili osoba fizyczna może dysponować swoim mieniem, choć istnieją pewne ograniczenia.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Udało się zarazić prawicę histerią. Od kilku tygodni narasta fala zielonej gorączki. Nawet konserwatywni publicyści prześcigają się w oskarżeniach pod wymyślonym przez opozycję hasłem „Lex Szyszko”. Niestety niewielu dostrzega, że uległo takiej samej manipulacji, jakiej użyto w przypadku „czarnego protestu”. Ten sam mechanizm, ta sama dezinformacja, to samo nieuprawnione przeniesienie odpowiedzialności.
Liberalno-lewicowe media od tygodni straszą opinię publiczną „Polską w trocinach”. Każdego dnia epatują obrazami, mającymi dowieść, że minister Szyszko wyciął wszystko, co zielone w pień. Tyle tylko, że ani minister Szyszko, ani nowa ustawa nie mają najmniejszego związku z większością prezentowanych zdjęć. Szczytem absurdu jest wiązanie ze zmianą prawa wycinki przeprowadzanej w lasach czy na cmentarzach. Nie mają one kompletnie nic wspólnego z nowym prawem. Co więcej, jeśli już należałoby szukać winnych, to zupełnie w innym miejscu.
To prawda, że wycinane drzewa robią wrażenie. Ale chyba nigdy nie patrzono na to zjawisko z tak jednoznacznie urobioną tezą. Do tej pory niektórych wycinek pewnie nawet nie zauważano. Dziś każda, nawet dawno zaplanowana akcja, kojarzy się z jednym: „lex Szyszko”. Szkoda tylko, że zmanipulowani i zatrwożeni obrońcy drzew nie odrobili podstawowej lekcji i nie wczytali się w nowelizację. Kto wycina drzewa? Na mocy jakiego prawa? Dlaczego nabieramy się na kolejne manipulacje, których ukoronowaniem była nieszczęsna wiewiórka, która wskutek zeszłorocznej wichury straciła dziuplę w Parku Szczęśliwickim?
Warto wyjaśnić kilka istotnych kwestii.
1. Autorem nowelizacji NIE jest minister Jan Szyszko.
Projekt nowelizacji ustawy o ochronie przyrody powstał z inicjatywy poselskiej, nie ministerialnej. W pracach uczestniczyli także posłowie Platformy Obywatelskiej, która teraz w wielkiej gorączce domaga się dymisji ministra środowiska.
2. Ustawa NIE pozwala na dowolną wycinkę drzew na wszystkich terenach.
Zmiana ustawy odnosi się wyłącznie do gruntów prywatnych i w żadnym razie nie dotyczy lasów, parków, publicznych terenów zielonych, skwerów czy innych przestrzeni. Poprawka dotyczy jedynie dwóch sytuacji – wycinania drzew na posesjach PRYWATNYCH oraz wycinania drzew okrywających grunty rolne. Nie ma tutaj mowy o parkach, skwerach miejskich czy lasach.
NIE WOLNO przy tym wycinać drzew w celu prowadzenia działalności gospodarczej. Oba warunki (własność nieruchomości przysługująca osobie fizycznej i określony cel usunięcia) muszą zostać spełnione jednocześnie, żeby usunięcie mogło nastąpić bez kontroli administracyjnej.
Od 1 stycznia zezwolenie na usunięcie drzew i krzewów nie jest także wymagane w przypadku usuwania drzew i krzewów w celu przywrócenia gruntów nieużytkowanych do użytkowania rolniczego. Zdarzało się bowiem, że rolnikowi na ugorze zasiały się np. brzozy, których nie mógł usunąć z pola bez zezwolenia.
3. Za tereny zielone ODPOWIADAJĄ samorządy.
Nie byłoby żadnego problemu masowej wycinki, gdyby dochowano należytej staranności na poziomie lokalnym. To na tym szczeblu kształtuje się plany zagospodarowania przestrzennego, mające rangę prawa miejscowego - stosowanego przed innymi przepisami. Gdyby zadbał o to np. warszawski ratusz, nie mielibyśmy wycinki skweru przed urzędem miasta. Plany zagospodarowania przestrzeni ustalają określoną ilość powierzchni biologicznie czynnej. Wystarczy jasno określić jaką część nieruchomości właściciel musi pozostawić zadrzewioną lub zakrzewioną, jeśli chciałby przeznaczyć część pod zabudowę.
Warto zaznaczyć, że samorządy mogą na mocy prawa miejscowego uznać część terenów zielonych za parki miejskie lub las. Wówczas także nie byłoby problemu z wycinką. Pamiętajmy, że obowiązkiem rady gminy, władz samorządowych jest zakładanie i utrzymywanie w należytym stanie terenów zielonych. Nikt tego przepisu nie usunął.
Nie ma więc żadnej możliwości, że przy dobrze działającym samorządzie, ktoś kupi na własność park i wytnie go w pień.
4. WŁASNOŚĆ jest prywatna!
Wydawało się, że w kraju w którym tak wiele mówi się o wolności, docenione zostanie prawo, które tę wolność przywraca. Dotychczas prywatny właściciel nie mógł rozporządzać w pełni własną ziemią. O zgodę na ścięcie krzaka czy nawet małego drzewa musiał prosić urzędników. Generowało to całą masę problemów biurokratyczno-proceduralnych. W tej chwili osoba fizyczna może dysponować swoim mieniem, choć istnieją pewne ograniczenia.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/330128-8-faktow-nt-wycinki-obroncy-drzew-ulegli-takiej-samej-manipulacji-jak-uczestniczki-czarnych-protestow-ten-sam-mechanizm-ta-sama-dezinformacja