Do tego, że politycy bywają umoczeni w hipokryzji po uszy, zdążyliśmy się już chyba przyzwyczaić. Ale żeby taplali się w niej wybitni artyści? Przykład oralno-bandyckiego spektaklu „Klątwa” (a raczej „Klną-twa-mać”) dowodzi jednak dobitnie, że aktorzy, a szerzej – twórcy polskojęzycznego teatru nurzają się w owym zakłamaniu z wielką przyjemnością. I jeszcze większą bezczelnością.
Oto w oświadczeniu Teatru Powszechnego, jednej z najwspanialszych kiedyś scen polskich, poświęconym skandalowi związanemu z nawoływaniem do zabójstwa Jarosława Kaczyńskiego, nazywaniem Jana Pawła II „obrońcą pedofilów” i opluciem świętych dla katolików symboli, czytamy, iż po pierwsze:
Zagwarantowana każdemu w art. 73 Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej wolność twórczości artystycznej oraz zapewniona każdemu w art. 54 Konstytucji wolność wyrażania poglądów, nawet w obliczu tak trudnych tematów i mocnych środków wyrazu, nie powinna być kwestionowana.
A po drugie:
Niedopuszczalne są wszelkie ataki na aktorów, którzy w spektaklu wykonują jedynie swoje role. Oczywistym jest, że nie można utożsamiać zachowania granych przez nich postaci z ich prywatnymi poglądami. Zwracamy uwagę, że osoby dokonujące ataków na aktorów oraz innych pracowników teatru mogą zostać pociągnięte do odpowiedzialności zarówno cywilnej, jak i karnej.
Dlaczego to tak ciekawe? Ano, dlatego że wykładnie wybitnych aktorów, znacznie wybitniejszych, niż ktokolwiek z zespołu „Klątwy” może sobie wymarzyć, stanowią coś zupełnie przeciwnego. Nie ma w teatrze i kinie, zwłaszcza polskim, mowy o żadnej wolności artystycznego wyrazu. Albo pokazujecie to, co wolno, ale nie pokazujecie wcale. A że zdaniem warszawskiego Ratusza i wielce świątobliwej (tylko przed wyborami!) prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz wolno pluć na Chrystusa, na świętego Jana Pawła II, na krzyż, na katolików - więc jest plute. Ba, śmiało można przyjąć, że im bardziej jest plute, tym szybciej znajdują się na to publiczne fundusze. Wszak dzięki niedawnej decyzji prezydenta Poznania szefem tamtejszej Galerii Arsenał został nie ten, kto w konkursie wygrał (były szef, Piotr Bernatowicz), ale ten, który w konkursie przegrał, za to poglądy ma słuszne. Bo przecież nowy włodarz Arsenału, Marek Wasilewski jeszcze niedawno chełpił się reżyserią „performance’u”, który polegał na tym, iż w trakcie Mszy Świętej do łódzkiej Katedry wbiegł… zupełnie goły facet. Nie bacząc ani na dzieci, ani na uczucia modlących się ludzi.
Jeśli to nie jest homoterroryzm, to co nim będzie? Dopiero gwałty w przedszkolach? I taki ktoś dostaje do prowadzenia znaną i cenioną wcześniej galerię? Mam nadzieję, że żaden normalny człowiek już się tam nie pojawi.
Wróćmy jednak do naszych baranów, pardon, aktorów. Wykładnię Teatru Powszechnego dotyczącą utożsamiania aktora z jego rolą oraz granic wolności artystycznej wypowiedzi już poznaliśmy. Czas na większe tuzy. Na początek Jerzy Stuhr:
Jeśli chodzi o Smoleńsk, to uważam, że artysta nie ma prawa robić o tym filmu. Bo do interpretacji nadają się fakty, które wszyscy uznali za fakty. W przeciwnym razie pozostają wyłącznie dywagacje i zaczyna się propaganda: przekonywanie na siłę ludzi do faktów, w które ja chcę wierzyć. Artysta nie powinien tak się zachowywać.
Czyli – Jan Paweł II był „obrońcą pedofilów” – to w sztuce wolno. Wciąż nie wiemy, co zdarzyło się w Smoleńsku – tego nie wolno. Idźmy dalej. Marian Opania odmówił zagrania braci Kaczyńskich w filmie „Smoleńsk” wyłącznie z jednego powodu: nie darzył ich sympatią.
Mogę zagrać bandytę, mogę zagrać ministra, esbeka, generała… Dlaczego nie mogę zagrać prezydenta? Ano nie! Bo kiedy jest ten film robiony? Ano właśnie teraz, przed kampanią jesienną
— mówił aktor, sam deklarujący się jako „platformers”.
Mało tego, w opinii Opani:
Zawód aktora ma elementy posłannictwa, ale nie koturnowości. A to posłannictwo polega na wychowywaniu widza i publiczności. Na zawyżaniu, a nie na zaniżaniu poprzeczki. Mam na myśli takie posłannictwo, jakie można wyczuć w zawodzie lekarza, nauczyciela czy księdza.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Do tego, że politycy bywają umoczeni w hipokryzji po uszy, zdążyliśmy się już chyba przyzwyczaić. Ale żeby taplali się w niej wybitni artyści? Przykład oralno-bandyckiego spektaklu „Klątwa” (a raczej „Klną-twa-mać”) dowodzi jednak dobitnie, że aktorzy, a szerzej – twórcy polskojęzycznego teatru nurzają się w owym zakłamaniu z wielką przyjemnością. I jeszcze większą bezczelnością.
Oto w oświadczeniu Teatru Powszechnego, jednej z najwspanialszych kiedyś scen polskich, poświęconym skandalowi związanemu z nawoływaniem do zabójstwa Jarosława Kaczyńskiego, nazywaniem Jana Pawła II „obrońcą pedofilów” i opluciem świętych dla katolików symboli, czytamy, iż po pierwsze:
Zagwarantowana każdemu w art. 73 Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej wolność twórczości artystycznej oraz zapewniona każdemu w art. 54 Konstytucji wolność wyrażania poglądów, nawet w obliczu tak trudnych tematów i mocnych środków wyrazu, nie powinna być kwestionowana.
A po drugie:
Niedopuszczalne są wszelkie ataki na aktorów, którzy w spektaklu wykonują jedynie swoje role. Oczywistym jest, że nie można utożsamiać zachowania granych przez nich postaci z ich prywatnymi poglądami. Zwracamy uwagę, że osoby dokonujące ataków na aktorów oraz innych pracowników teatru mogą zostać pociągnięte do odpowiedzialności zarówno cywilnej, jak i karnej.
Dlaczego to tak ciekawe? Ano, dlatego że wykładnie wybitnych aktorów, znacznie wybitniejszych, niż ktokolwiek z zespołu „Klątwy” może sobie wymarzyć, stanowią coś zupełnie przeciwnego. Nie ma w teatrze i kinie, zwłaszcza polskim, mowy o żadnej wolności artystycznego wyrazu. Albo pokazujecie to, co wolno, ale nie pokazujecie wcale. A że zdaniem warszawskiego Ratusza i wielce świątobliwej (tylko przed wyborami!) prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz wolno pluć na Chrystusa, na świętego Jana Pawła II, na krzyż, na katolików - więc jest plute. Ba, śmiało można przyjąć, że im bardziej jest plute, tym szybciej znajdują się na to publiczne fundusze. Wszak dzięki niedawnej decyzji prezydenta Poznania szefem tamtejszej Galerii Arsenał został nie ten, kto w konkursie wygrał (były szef, Piotr Bernatowicz), ale ten, który w konkursie przegrał, za to poglądy ma słuszne. Bo przecież nowy włodarz Arsenału, Marek Wasilewski jeszcze niedawno chełpił się reżyserią „performance’u”, który polegał na tym, iż w trakcie Mszy Świętej do łódzkiej Katedry wbiegł… zupełnie goły facet. Nie bacząc ani na dzieci, ani na uczucia modlących się ludzi.
Jeśli to nie jest homoterroryzm, to co nim będzie? Dopiero gwałty w przedszkolach? I taki ktoś dostaje do prowadzenia znaną i cenioną wcześniej galerię? Mam nadzieję, że żaden normalny człowiek już się tam nie pojawi.
Wróćmy jednak do naszych baranów, pardon, aktorów. Wykładnię Teatru Powszechnego dotyczącą utożsamiania aktora z jego rolą oraz granic wolności artystycznej wypowiedzi już poznaliśmy. Czas na większe tuzy. Na początek Jerzy Stuhr:
Jeśli chodzi o Smoleńsk, to uważam, że artysta nie ma prawa robić o tym filmu. Bo do interpretacji nadają się fakty, które wszyscy uznali za fakty. W przeciwnym razie pozostają wyłącznie dywagacje i zaczyna się propaganda: przekonywanie na siłę ludzi do faktów, w które ja chcę wierzyć. Artysta nie powinien tak się zachowywać.
Czyli – Jan Paweł II był „obrońcą pedofilów” – to w sztuce wolno. Wciąż nie wiemy, co zdarzyło się w Smoleńsku – tego nie wolno. Idźmy dalej. Marian Opania odmówił zagrania braci Kaczyńskich w filmie „Smoleńsk” wyłącznie z jednego powodu: nie darzył ich sympatią.
Mogę zagrać bandytę, mogę zagrać ministra, esbeka, generała… Dlaczego nie mogę zagrać prezydenta? Ano nie! Bo kiedy jest ten film robiony? Ano właśnie teraz, przed kampanią jesienną
— mówił aktor, sam deklarujący się jako „platformers”.
Mało tego, w opinii Opani:
Zawód aktora ma elementy posłannictwa, ale nie koturnowości. A to posłannictwo polega na wychowywaniu widza i publiczności. Na zawyżaniu, a nie na zaniżaniu poprzeczki. Mam na myśli takie posłannictwo, jakie można wyczuć w zawodzie lekarza, nauczyciela czy księdza.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/329634-kiedy-opania-stuhr-i-cielecka-potepia-aktorow-powszechnego-czyzby-czekali-az-ktos-im-to-napisze