Andrzej Hadacz to postać żałosna i nieznacząca. Ale jego historia jest ważna i istotna. Ba, jest prawdopodobne, że to on wygrał drugą kadencję dla PO, a spot wyborczy „Oni pójdą głosować?”, w którym grał główną rolę, powinien trafić do światowych annałów manipulacji. Teraz, kiedy okazało się, że było on również agentem SB, sprawa ujawniła jeszcze jeden wymiar.
Hadacz został wrzucony między obrońców krzyża na Krakowskim Przedmieściu jako prowokator. Łukasz Adamski na naszym portalu snuje opowieść o tym jak wyglądałaby sytuacja gdyby Hadacz był prowokatorem PiS nasłanym na KOD. Tekst jest bardzo inteligentny i dowcipny, rozumiem zabieg literackiej analogii, jednak w tym wypadku wydaje się ona prowadzić nieco na manowce. Wiem, Adamskiemu chodzi o coś innego, niemniej, przy okazji, chciałbym wypunktować istotne różnice między stronami polskiego sporu, co ma wpływ na opis jego całości.
Prawicowego Hadacza, przepraszam: Partacza nie udałoby się wprowadzić do KOD-u, który jest organizacją solidnie ustrukturowaną, sterowaną i zasilaną z zewnątrz. Teraz z kolei wchodzę w polemikę z Piotrem Skwiecińskim, który wierzy w jej samorodny charakter. Ja twierdzę, że czas (bezpośrednio po wyborach) i sposób jej powołania, solidne środki, którymi dysponowała od razu, spójność działań stanowiąca zaprzeczenie nieuniknionego chaosu, który musiałby stanowić efekt jej żywiołowego powstania, wyklucza jej spontaniczną genezę. Zresztą „Wyborcza” nie ukrywała nawet swojej roli w kreacji KOD-u. Fakt, że boryka się on z niepłacącym alimentów aferzystą jako liderem, to już inna sprawa.
W każdym razie ów Partacz natychmiast zostałby usunięty z szeregów KOD-u. Spontaniczna grupa, którą stanowili obrońcy krzyża, nie miała takich środków ani możliwości.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Andrzej Hadacz to postać żałosna i nieznacząca. Ale jego historia jest ważna i istotna. Ba, jest prawdopodobne, że to on wygrał drugą kadencję dla PO, a spot wyborczy „Oni pójdą głosować?”, w którym grał główną rolę, powinien trafić do światowych annałów manipulacji. Teraz, kiedy okazało się, że było on również agentem SB, sprawa ujawniła jeszcze jeden wymiar.
Hadacz został wrzucony między obrońców krzyża na Krakowskim Przedmieściu jako prowokator. Łukasz Adamski na naszym portalu snuje opowieść o tym jak wyglądałaby sytuacja gdyby Hadacz był prowokatorem PiS nasłanym na KOD. Tekst jest bardzo inteligentny i dowcipny, rozumiem zabieg literackiej analogii, jednak w tym wypadku wydaje się ona prowadzić nieco na manowce. Wiem, Adamskiemu chodzi o coś innego, niemniej, przy okazji, chciałbym wypunktować istotne różnice między stronami polskiego sporu, co ma wpływ na opis jego całości.
Prawicowego Hadacza, przepraszam: Partacza nie udałoby się wprowadzić do KOD-u, który jest organizacją solidnie ustrukturowaną, sterowaną i zasilaną z zewnątrz. Teraz z kolei wchodzę w polemikę z Piotrem Skwiecińskim, który wierzy w jej samorodny charakter. Ja twierdzę, że czas (bezpośrednio po wyborach) i sposób jej powołania, solidne środki, którymi dysponowała od razu, spójność działań stanowiąca zaprzeczenie nieuniknionego chaosu, który musiałby stanowić efekt jej żywiołowego powstania, wyklucza jej spontaniczną genezę. Zresztą „Wyborcza” nie ukrywała nawet swojej roli w kreacji KOD-u. Fakt, że boryka się on z niepłacącym alimentów aferzystą jako liderem, to już inna sprawa.
W każdym razie ów Partacz natychmiast zostałby usunięty z szeregów KOD-u. Spontaniczna grupa, którą stanowili obrońcy krzyża, nie miała takich środków ani możliwości.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/329598-teoria-spiskowa-andrzej-hadacz-to-postac-zalosna-i-nieznaczaca-ale-jego-historia-jest-wazna-i-istotna