Zapewniam Pana, że najważniejsze jest, by prezes Kurski zajął się tworzeniem dobrego programu, a o pieniądze niech się nie martwi
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Krzysztof Czabański, przewodniczący Rady Mediów Narodowych, poseł Prawa i Sprawiedliwości.
wPolityce.pl: Panie przewodniczący, skąd ten duży chaos przy wyborze prezes Polskiego Radia? Dlaczego Barbara Stanisławczyk-Żyła - tuż po zwycięstwie w konkursie - postanowiła odejść? Wygląda to mało profesjonalnie i kiepsko dla całego wizerunku mediów publicznych.
Krzysztof Czabański: Dla mnie było to przykre zaskoczenie. Tym bardziej, że od początku popierałem kandydaturę pani Barbary - gdy zostawała szefem zarządu Polskiego Radia, popierałem ją też przez całą kadencję i cały konkurs, co widać choćby po głosowaniach. Niestety, zrobiła ruch, który nie tłumaczy się względami merytorycznymi.
A jakimi?
Nie wiem, ale to nie były argumenty, które miały charakter merytoryczny. Być może kryje się za tym coś, o czym nie wiemy, coś, co jest sprawą, o której wie tylko ona. Nie chcę tego oceniać, mogę tylko wyrazić żal.
W kuluarach plotkowało się o tym, że pani prezes prosiła RMN, by wiceprezesem Polskiego Radia pozostał Jerzy Kłosiński. Po wyborze Mariusza Staniszewskiego miała zrezygnować.
To nie mógł być powód, choć rzeczywiście pani prezes proponowała, by Kłosiński pozostał dalej wiceprezesem Polskiego Radia. Bardzo dobrze o nim mówiła, zapewniała, że ma o nim dobre zdanie, ale na posiedzeniu Rady Mediów Narodowych deklarowała współpracę z panem Staniszewskim i wyrażała nadzieję, że będzie to dobra współpraca. Nikt nie kazał jej przyjmować tej propozycji - a przyjęła.
Dla Pana jej rezygnacja była gromem z jasnego nieba?
Tak. To był grom z jasnego nieba. Jeśli nie ma żadnych względów merytorycznych, to trudno było się tego spodziewać. A jeżeli faktycznie jest coś w tych plotkach, o których Pan mówi i nie była w stanie funkcjonować z nikim innym niż Kłosiński, to byłoby to świadectwo braku profesjonalizmu.
W spółkach to nie prezes ustala skład zarządu, ale właściciel lub przedstawiciele właściciela. U Pana w spółce jest przecież podobnie.
Jasne. Nie wierzę jednak, że nic Pan nie rozumie z tej dymisji, że nie docierały do Pana kuluarowe informacje na temat powodów rezygnacji.
Doszły do mnie różne wieści, ale nie chcę rozpowszechniać plotek i robić krzywdy pani prezes. Żałuję, że się wycofała.
Co dalej? Kolejny konkurs?
Nie będzie konkursu. Kto chciał się pokazać, to się pokazał w pierwszym konkursie. A możemy skorzystać z kandydatów i z konkursu, i spoza konkursu.
Wydawałoby się logiczne, że w grze pozostają osoby, które stanęły w szranki z prezes Stanisławczyk. Dlaczego nie wybrać nowego prezesa spośród tych, którzy wzięli udział w konkursie?
Dlatego, że ustawa nie nakazuje nam organizowania konkursu. Konkurs pokazał pewną grupę osób, do której możemy do sięgnąć, nie wykluczam tego, ale nie musimy tego robić - możemy iść szerzej. Nie ma tutaj ograniczeń. Zobaczymy, kogo będą zgłaszać członkowie RMN - to będzie taki minikonkurs wewnętrzny. Zrobimy przegląd tych osób, kogoś wybierzemy i zrobimy to szybko.
Konkurs miał się jednak odbyć po to, by wszystkie procedury były - przynajmniej na papierze - przejrzyste, rzetelne, uczciwe. Rozumiem, że nie chcecie robić farsy i powtarzać przesłuchań tych samych kandydatów, ale wybór kogoś spoza tego grona byłby zaskoczeniem.
Można stawiać różne zarzuty, ale rozmawiałem ze wszystkimi członkami Rady Mediów Narodowych i wygrał pogląd, że powtórzenie konkursu byłoby - jak słusznie pan zauważył - farsą i nie ma sensu tego robić.
Zgoda. Ale co z pretensjami, wątpliwościami i zarzutami, które pojawią się, jeśli RMN sięgnie po kogoś spoza listy osób, które wzięły udział w konkursie?
To dojdą do długiej listy moich politycznych grzechów.
Czytelnicy nie widzą, ale Krzysztof Czabański uśmiecha się szeroko i nie wydaje się być przesadnie zmartwionym kolejnymi pretensjami.
Wie Pan, jeżeli się uśmiecham, to nie jest to lekceważenie krytyki czy zarzutów, tylko jestem w mediach pół wieku. Zaczynałem w PRL w mediach państwa totalitarnego, później było podziemie i media wolnej Polski. Przeszedłem przez wszystkie fazy i naprawdę mało co jest mnie w stanie zaskoczyć, również jeśli chodzi o krytykę.
A skoro mówimy o krytyce, a jest pan z wPolityce.pl, to chciałbym zwrócić uwagę dwóm autorom: panu Ryszardowi Makowskiemu i Stefanowi Truszczyńskiemu. Najpierw niech rozpoznają fakty, a dopiero później piszą oceny. Gdybym chciał być złośliwy, to powiedziałbym tak: pan Truszczyński kandydował do Rady Programowej TVP - nie został przez RMN wybrany. Po tym, gdy okazało się, że nie został wybrany, w swoich publikacjach zaczął atakować wszelkie rady, które istnieją w obrębie mediów publicznych. Z kolei pan Makowski, który pochyla się z troską nad stanem mediów publicznych zaprezentował nam swoje możliwości, tworząc w TVP Studio Yayo.
To nie do końca fair. Będę tutaj bronił naszych autorów.
Nie ma Pan wyjścia.
Wyjście zawsze jest, ale powody do zaniepokojenia są prawdziwe. Nic dziwnego, że krytyka dotyka także Pana jako szefa Rady Mediów Narodowych.
I w porządku, sam przyznaję, że jest problem. Z abonamentem straciliśmy sporo czasu, poczuwam się do współwiny - ale nie całej winy. Pierwotnie opłata abonamentowa miała być połączona z rachunkami energetycznymi, to kierownictwo państwa decydowało, że robimy projekt, nie oglądając się na Brukselę. Tworzyłem swój projekt cztery miesiące, to była trudna robota.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Zapewniam Pana, że najważniejsze jest, by prezes Kurski zajął się tworzeniem dobrego programu, a o pieniądze niech się nie martwi
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Krzysztof Czabański, przewodniczący Rady Mediów Narodowych, poseł Prawa i Sprawiedliwości.
wPolityce.pl: Panie przewodniczący, skąd ten duży chaos przy wyborze prezes Polskiego Radia? Dlaczego Barbara Stanisławczyk-Żyła - tuż po zwycięstwie w konkursie - postanowiła odejść? Wygląda to mało profesjonalnie i kiepsko dla całego wizerunku mediów publicznych.
Krzysztof Czabański: Dla mnie było to przykre zaskoczenie. Tym bardziej, że od początku popierałem kandydaturę pani Barbary - gdy zostawała szefem zarządu Polskiego Radia, popierałem ją też przez całą kadencję i cały konkurs, co widać choćby po głosowaniach. Niestety, zrobiła ruch, który nie tłumaczy się względami merytorycznymi.
A jakimi?
Nie wiem, ale to nie były argumenty, które miały charakter merytoryczny. Być może kryje się za tym coś, o czym nie wiemy, coś, co jest sprawą, o której wie tylko ona. Nie chcę tego oceniać, mogę tylko wyrazić żal.
W kuluarach plotkowało się o tym, że pani prezes prosiła RMN, by wiceprezesem Polskiego Radia pozostał Jerzy Kłosiński. Po wyborze Mariusza Staniszewskiego miała zrezygnować.
To nie mógł być powód, choć rzeczywiście pani prezes proponowała, by Kłosiński pozostał dalej wiceprezesem Polskiego Radia. Bardzo dobrze o nim mówiła, zapewniała, że ma o nim dobre zdanie, ale na posiedzeniu Rady Mediów Narodowych deklarowała współpracę z panem Staniszewskim i wyrażała nadzieję, że będzie to dobra współpraca. Nikt nie kazał jej przyjmować tej propozycji - a przyjęła.
Dla Pana jej rezygnacja była gromem z jasnego nieba?
Tak. To był grom z jasnego nieba. Jeśli nie ma żadnych względów merytorycznych, to trudno było się tego spodziewać. A jeżeli faktycznie jest coś w tych plotkach, o których Pan mówi i nie była w stanie funkcjonować z nikim innym niż Kłosiński, to byłoby to świadectwo braku profesjonalizmu.
W spółkach to nie prezes ustala skład zarządu, ale właściciel lub przedstawiciele właściciela. U Pana w spółce jest przecież podobnie.
Jasne. Nie wierzę jednak, że nic Pan nie rozumie z tej dymisji, że nie docierały do Pana kuluarowe informacje na temat powodów rezygnacji.
Doszły do mnie różne wieści, ale nie chcę rozpowszechniać plotek i robić krzywdy pani prezes. Żałuję, że się wycofała.
Co dalej? Kolejny konkurs?
Nie będzie konkursu. Kto chciał się pokazać, to się pokazał w pierwszym konkursie. A możemy skorzystać z kandydatów i z konkursu, i spoza konkursu.
Wydawałoby się logiczne, że w grze pozostają osoby, które stanęły w szranki z prezes Stanisławczyk. Dlaczego nie wybrać nowego prezesa spośród tych, którzy wzięli udział w konkursie?
Dlatego, że ustawa nie nakazuje nam organizowania konkursu. Konkurs pokazał pewną grupę osób, do której możemy do sięgnąć, nie wykluczam tego, ale nie musimy tego robić - możemy iść szerzej. Nie ma tutaj ograniczeń. Zobaczymy, kogo będą zgłaszać członkowie RMN - to będzie taki minikonkurs wewnętrzny. Zrobimy przegląd tych osób, kogoś wybierzemy i zrobimy to szybko.
Konkurs miał się jednak odbyć po to, by wszystkie procedury były - przynajmniej na papierze - przejrzyste, rzetelne, uczciwe. Rozumiem, że nie chcecie robić farsy i powtarzać przesłuchań tych samych kandydatów, ale wybór kogoś spoza tego grona byłby zaskoczeniem.
Można stawiać różne zarzuty, ale rozmawiałem ze wszystkimi członkami Rady Mediów Narodowych i wygrał pogląd, że powtórzenie konkursu byłoby - jak słusznie pan zauważył - farsą i nie ma sensu tego robić.
Zgoda. Ale co z pretensjami, wątpliwościami i zarzutami, które pojawią się, jeśli RMN sięgnie po kogoś spoza listy osób, które wzięły udział w konkursie?
To dojdą do długiej listy moich politycznych grzechów.
Czytelnicy nie widzą, ale Krzysztof Czabański uśmiecha się szeroko i nie wydaje się być przesadnie zmartwionym kolejnymi pretensjami.
Wie Pan, jeżeli się uśmiecham, to nie jest to lekceważenie krytyki czy zarzutów, tylko jestem w mediach pół wieku. Zaczynałem w PRL w mediach państwa totalitarnego, później było podziemie i media wolnej Polski. Przeszedłem przez wszystkie fazy i naprawdę mało co jest mnie w stanie zaskoczyć, również jeśli chodzi o krytykę.
A skoro mówimy o krytyce, a jest pan z wPolityce.pl, to chciałbym zwrócić uwagę dwóm autorom: panu Ryszardowi Makowskiemu i Stefanowi Truszczyńskiemu. Najpierw niech rozpoznają fakty, a dopiero później piszą oceny. Gdybym chciał być złośliwy, to powiedziałbym tak: pan Truszczyński kandydował do Rady Programowej TVP - nie został przez RMN wybrany. Po tym, gdy okazało się, że nie został wybrany, w swoich publikacjach zaczął atakować wszelkie rady, które istnieją w obrębie mediów publicznych. Z kolei pan Makowski, który pochyla się z troską nad stanem mediów publicznych zaprezentował nam swoje możliwości, tworząc w TVP Studio Yayo.
To nie do końca fair. Będę tutaj bronił naszych autorów.
Nie ma Pan wyjścia.
Wyjście zawsze jest, ale powody do zaniepokojenia są prawdziwe. Nic dziwnego, że krytyka dotyka także Pana jako szefa Rady Mediów Narodowych.
I w porządku, sam przyznaję, że jest problem. Z abonamentem straciliśmy sporo czasu, poczuwam się do współwiny - ale nie całej winy. Pierwotnie opłata abonamentowa miała być połączona z rachunkami energetycznymi, to kierownictwo państwa decydowało, że robimy projekt, nie oglądając się na Brukselę. Tworzyłem swój projekt cztery miesiące, to była trudna robota.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/328609-nasz-wywiad-krzysztof-czabanski-o-dymisji-prezes-polskiego-radia-finansowaniu-tvp-i-repolonizacji-mediow-biore-na-siebie-czesc-winy-ale-bez-przesady