Najwyższy czas przestać się cackać z takimi ludźmi jak Frans Timmermans i domagać się równego traktowania, co gwarantują Polsce traktaty europejskie.
Jeśli nie o dymisję Fransa Timmermansa, to przynajmniej o jego ostre upomnienie mogłaby wystąpić Polska do Komisji Europejskiej, europarlamentu oraz Rady Europejskiej. I wystąpić do przewodniczącego Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera o przywołanie do porządku swego zastępcy, Fina Jyrki Katainena. Można by to zrobić, mimo że szanse na realizację pierwszego postulatu są właściwie żadne. Ale pochodzący z Holandii wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej oraz jego fiński kolega (na mniejszą skalę) nie mogą bez żadnej reakcji działać niezgodnie z Traktatem o Unii Europejskiej i Traktatem o funkcjonowaniu Unii Europejskiej. Te fundamentalne dla UE akty prawne nie dają Timmermansowi (ani żadnemu innemu urzędnikowi Komisji Europejskiej, jak i jej całej) żadnych uprawnień do straszenia rządu jakiegokolwiek państwa członkowskiego sankcjami, wykluczeniami czy choćby do urządzania seansów nienawiści wobec takiego rządu. Uprawnienia do kontroli państw ma wyłącznie Rada Europejska. Stwierdzili to nawet prawnicy pracujący dla Komisji Europejskiej.
Brak reakcji na bezprawne działania Timmermansa i na nieodpowiedzialne wypowiedzi Katainena powoduje, że Holender pozwolił sobie na atak na Polskę nawet podczas Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium. Unia nie składa się z równych i równiejszych, z panów i niewolników, choćby niektórzy próbowali doprowadzić do takiego jej funkcjonowania. I Timmermansowi oraz najważniejszym unijnym urzędnikom trzeba to otwarcie powiedzieć. Choćby dlatego, żeby taki głos poszedł w świat. Na przykład Wielka Brytania nigdy nie przechodziła obojętnie wobec jakichkolwiek ataków unijnych urzędników, choć brytyjski rząd dostarczał wiele pretekstów do niezadowolenia, a nawet wściekłości eurobiurokratów. Timmermans nie ma najmniejszych uprawnień do odgrywania wobec Polski ról kuratora, prokuratora czy wychowawcy. Jest tylko urzędnikiem mającym sprawiedliwie i równo obsługiwać kraje członkowskie UE. Jeśli nie potrafi tego robić, na przykład w stosunku do Polski czy Węgier, powinien się podać do dymisji. Gdyby Komisja Europejska składała się z fanatyków, a kimś takim często staje się Timmermans, nie mogłaby w ogóle funkcjonować.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości właściwie tylko apelują do Fransa Timmermansa bądź z nim polemizują. A powinno się działać na podstawie prawa, w tym wykorzystując wszelkie formalnoprawne preteksty. Polska powinna się więc najpierw domagać od szefa Komisji Europejskiej podania podstaw prawnych seansów nienawiści Timmermansa i różnych jego planów zaszkodzenia Polsce, czyli gróźb pod adresem władz jednego z równych państw członkowskich UE. Takich podstaw prawnych wiceprzewodniczący KE nie ma, choć można by się spodziewać w odpowiedzi jakiegoś eurobełkotu odwołującego się do „wartości Unii Europejskiej”. A jeśli Jean-Claude Juncker podstaw prawnych nie wskaże, można się stanowczo domagać, żeby Frans Timmermans przestał prowadzić swoją prywatną krucjatę przeciwko Polsce.
Na seanse nienawiści wobec Polski w Parlamencie Europejskim właściwie nic nie można poradzić, ale one nie mają żadnego znaczenia. To tylko gadanie, którym mało kto się interesuje i przejmuje. Pogróżki wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej (a nawet dwóch wiceprzewodniczących, jeśli brać pod uwagę opinie Jyrki Katainena) oraz tworzenie przez niego szkodliwych dla Polski opinii i ocen przekładają się natomiast na wiarygodność naszego kraju, w tym wiarygodność finansową. Ma to na przykład wpływ na agencje ratingowe i może skutkować ich decyzjami o obniżeniu kredytowej wiarygodności Polski. Ma to też wpływ na inwestorów. To ewidentne działanie Timmermansa na szkodę Polski, więc nasz rząd może, a nawet powinien się domagać zaprzestania takich wrogich akcji, łącznie z zagrożeniem krokami prawnymi. Pojawią się oczywiście głosy, że może lepiej nie zaogniać sprawy i nie stawiać Polski w centrum uwagi, licząc na to, że Timmermans się zmęczy, znudzi bądź zmądrzeje. Problemem jest to, że nie ma cienia dowodów na to, iż zamierza on zmienić swoje nastawienie wobec Polski. A to oznacza kolejne ataki i następne preteksty, by Polska traciła, na przykład w instytucjach finansowych czy agencjach ratingowych. Piąte państwo UE (uwzględniając Brexit) absolutnie nie może sobie na to pozwolić.
Najwyższy czas przestać się cackać z takimi ludźmi jak Frans Timmermans i domagać się równego traktowania, co gwarantują Polsce Traktat o Unii Europejskiej oraz Traktat o funkcjonowaniu Unii Europejskiej. To oznacza także zmianę nastawienia do przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska. Chyba nikt nie ma złudzeń, że będzie się on liczył ze zdaniem obecnego polskiego rządu, choćby tylko dlatego, że ma polskie obywatelstwo. Jeśli Tusk nawet nie zabiega w Warszawie o poparcie swojej kandydatury na drugą kadencję, oznacza to, że wobec obecnych władz RP stawia się w kontrze. To, że Tusk wywodzi się z Polski dla naszych interesów w czasie jego pierwszej kadencji nie miało żadnego znaczenia. Tak będzie tym bardziej podczas drugiej kadencji, bo Tusk zostanie raczej wybrany, nawet wbrew ewentualnemu sprzeciwowi Polski. A to oznacza, że powinien być traktowany tak jak każdy inny wysoki urzędnik Unii Europejskiej, czyli bez żadnej taryfy ulgowej. Polska jest zbyt ważnym państwem Unii Europejskiej, żeby sobie pozwoliła na otwarte ataki Timmermansa czy Katainena oraz na zakamuflowane, choć równie nieprzyjazne działania przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.
-
„Operacja Tusk” - o Donaldzie Tusku i jego szansach na drugą kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej w najnowszym numerze tygodnika „wSieci”, dostępnym w sprzedaży od 20 lutego, także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/328361-polska-oficjalnie-powinna-zazadac-zaprzestania-atakow-ze-strony-timmermansa-i-adekwatnie-potraktowac-tuska