Przyjęcie umowy CETA przez Parlament Europejski pokazuje, że wielkie korporacje i ci, którzy walczą o ich interesy, są górą
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl prof. Leokadia Oręziak.
wPolityce.pl: Pani profesor, czy czytała pani umowę CETA?
Prof. Leokadia Oręziak: Czytałam ją wielokrotnie, podobnie jak dołączone do niej aneksy, czyli dokumenty, zawierające listy wyjątków, do których odsyłają zapisy umowy. Nawet dla prawników ten dokument zawiera wiele pułapek. Jest to umowa tzw. nowej generacji, tak ją zachwala Komisja Europejska, zawarto w niej maksimum rozwiązań służących zagranicznym inwestorom i podmiotom prowadzącym handel transatlantycki, w ogromnej większości realizowany przez wielkie ponadnarodowe korporacje. Korzyści z CETA są wyolbrzymiane przez Komisję Europejską. Z małych i średnie firm działających w Unii Europejskiej tylko kilka procent bierze udział w handlu transatlantyckim, ma w nim niewielki udział i to one, obok konsumentów, pracowników i innych grup społecznych, poniosą koszty umowy z Kanadą.
Komu najwięcej zysków przyniesie umowa CETA?
Umowa została skonstruowana na życzenie wielkich korporacji i w ich interesie. To one dominują w handlu transatlantyckim i one uczestniczyły w negocjacjach z Komisją Europejską. Lobbyści i przedstawiciele korporacji mieli nieustanny dostęp do negocjatorów. Członkowie Parlamentu Europejskiego, władz krajowych państw członkowskich, organizacji społecznych nie mogli zgłaszać swoich propozycji i zastrzeżeń. W umowie CETA uwzględniono maksimum postulatów wielkich korporacji, żeby to zrozumieć trzeba wniknąć w jej filozofię. Zadaniem dokumentu jest zniesienie barier celnych, czyli ceł oraz barier pozacelnych, za które może być uznany każdy przepis np. dotyczący bezpieczeństwa produktu czy wymogów sanitarnych. Dla korporacji to przeszkody ograniczające zyski. Filozofia tej umowy sprowadza się do redukowania kosztów ponoszonych przez korporacje handlujące przez Atlantyk, dlatego koncerny dążą do zniesienia wszystkich przepisów ograniczających ich działalność i zyski. Tylko, że to, co dla nich jest kosztem, dla obywateli, pracowników czy konsumentów jest prawem ich chroniącym. Kluczowe w tej umowie jest kilka zasad. Przede wszystkim zasada tzw. współpracy regulacyjnej, która jest majstersztykiem ludzkiej myśli.
Dlaczego?
Ponieważ pokazuje, jak przez umowę międzynarodową można wymusić totalną deregulację prawa pod dyktando wielkich korporacji. W umowie są dwie strony, Kanada i Unia Europejska i jej państwa członkowskie, przepisy umowy mówią, że zainteresowane osoby pochodzące z terytorium jednej strony mają prawo do wnoszenia zmian i uwag do wszelkich aktów prawnych uchwalanych przez drugą stronę.
Czyli Kanada będzie mogła wpływać na kształt prawa tworzonego przez Unię Europejską i państwa członkowskie?
Nie tylko władze Kanady, mogą to robić również przedstawiciele i lobbyści wielkich korporacji z Kandy, a także np. działające tym kraju filie firm z USA, którzy będą chcieli wyrazić swoje zdanie w europejskim procesie legislacyjnym. W umowie CETA zawarto, że mogą to robić na możliwie najwcześniejszym etapie, kiedy możliwe jest zgłaszanie zmian i uwzględnianie uwag. Będą więc mogli faktycznie zablokować powstanie przepisu. Kluczowe jest to, że współpraca regulacyjna otwiera furtkę do zmian w przepisach, po tym, gdy kiedy CETA wejdzie w życie i ludzie przestaną się nią interesować tak żywo jak teraz. Ta tzw. współpraca regulacyjna sprawi w istocie to, że przepisy będą mogły być tworzone poza kontrolą demokratyczną. Umowa zakłada również, że jeżeli jedna strona uchwaliła przepis prawny, który nie odpowiada drugiej stronie to ta druga może zgłosić wniosek odroczenie daty wejścia w życie danego przepisu, co w praktyce może oznaczać skuteczne jego zablokowanie..
Podkreśla pani, że w umowie CETA chodzi o rozszerzenie wpływu korporacji na system stanowienia prawa w Unii Europejskiej i jej państwach członkowskich.
Tak, chodzi o to, by poprzez obowiązek dostosowania się do postanowień umowy CETA doprowadzić do jak najszerszej deregulacji, służącej umocnieniu pozycji wielkich korporacji, Celem jest więc m.in. to, by instytucje państwa demokratycznego, w tym rządy krajowe miały niewiele do powiedzenia. Wydaje mi się, że Brexit niczego Komisji Europejskiej ani Parlamentu Europejskiego nie nauczył, bo CETA nie będzie tworzyć efektu spójności UE i będzie powodować kolejne napięcia i konflikty.
Na czym polega zasada wzajemnego uznawania norm i wymagań, zawarta w umowie CETA?
To kolejna pułapka zawarta w umowie, o której rozmawiamy. Ogólnie chodzi o to, by żadna ze stron nie zaostrzała swoich przepisów w stosunku do stanu obecnego oraz przepisów obowiązujących na terytorium drugiej strony. W praktyce będzie to oznaczać równanie wszelkich wymagań w dół, do najniższego poziomu, co oznacza mniejsze bezpieczeństwo żywności czy niższą ochronę środowiska. Umowa CETA stwarza też ryzyko odchodzenia przez Unię od tzw. zasady ostrożności. I tak np. zwolennicy umowy mówią, że Unia nie wpuści na terytorium produktów rolnych, które nie spełniają unijnych wymagań, tylko, że z tej umowy wynika, że jeśli okaże się, że wprowadzany na unijne terytorium produkt nie spełnia obowiązujących norm, to nie oznacza, że on nie będzie mógł wejść na rynek, w praktyce trzeba będzie jeszcze udowodnić, że jest on szkodliwy.
Jak będzie to można udowodnić?
Umowa CETA może prowadzić do upowszechniania w Unii tzw. zasady oceny ryzyka obowiązującej w prawie Kanady, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych. Oznacza ona, że ten, kto uważa, że produkt jest szkodliwy, musi to udowodnić. W Unii Europejskiej obowiązuje, odwrotna zasada, czyli zasada ostrożności, zgodnie z nią, jeżeli produkt wyrządzi szkodę, to jego producent powinien udowodnić, że jego wyrób jest nieszkodliwy. Po wejściu w życie zapisów umowy CETA może się okazać w praktyce, że to konsument będzie musiał udowodnić szkodliwość kanadyjskiego produktu, ale niestety nie będzie miał po swojej stronie specjalistycznych laboratoriów ani armii prawników. Na nic zdadzą się zaklęcia, że Unia nie wpuści produktów nie odpowiadającym europejskim normom. Wielu importerów będzie sprowadzało z Kanady tanią, przemysłową żywność i nie będzie w ich interesie udowadnianie, że jest ona szkodliwa. Będzie im zależało, żeby ją sprzedać, jest wielu ubogich ludzi, którzy ją kupią, aby przeżyć. Najbogatsi mieszkańcy Kanady nie jedzą przeznaczonej głównie na eksport przemysłowej żywności, tylko produkty ekologiczne.
To postawi w trudnej sytuacji polskie i europejskie rolnictwo…
Będzie to szczególnie bolesne dla naszego kraju, na terytorium Unii pojawi się wiele tanich produktów rolniczych wytworzonych w sposób przemysłowy przy użyciu chemikaliów, pestycydów, herbicydów, hormonów, a także żywność GMO. Nie będziemy w stanie skutecznie zapobiec napływowi tej żywności, ani jej skontrolować, bo takie są mechanizmy umowy CETA. Nasze rolnictwo będzie musiało konkurować z produktami z Kanady na rynku europejskim i polskim. Nastąpi efekt przesunięcia handlu, nasze produkty będą wypierane przez tańsze produkty kanadyjskie, zostanie utraconych wiele miejsc pracy w rolnictwie. Z kolei ogólny wzrost konkurencji, który zostanie wymuszony umową CETA, oraz różne jej specyficzne postanowienia, stwarzają ryzyko utraty ponad 200 tys. miejsc pracy w gospodarce całej Unii Europejskiej.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Przyjęcie umowy CETA przez Parlament Europejski pokazuje, że wielkie korporacje i ci, którzy walczą o ich interesy, są górą
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl prof. Leokadia Oręziak.
wPolityce.pl: Pani profesor, czy czytała pani umowę CETA?
Prof. Leokadia Oręziak: Czytałam ją wielokrotnie, podobnie jak dołączone do niej aneksy, czyli dokumenty, zawierające listy wyjątków, do których odsyłają zapisy umowy. Nawet dla prawników ten dokument zawiera wiele pułapek. Jest to umowa tzw. nowej generacji, tak ją zachwala Komisja Europejska, zawarto w niej maksimum rozwiązań służących zagranicznym inwestorom i podmiotom prowadzącym handel transatlantycki, w ogromnej większości realizowany przez wielkie ponadnarodowe korporacje. Korzyści z CETA są wyolbrzymiane przez Komisję Europejską. Z małych i średnie firm działających w Unii Europejskiej tylko kilka procent bierze udział w handlu transatlantyckim, ma w nim niewielki udział i to one, obok konsumentów, pracowników i innych grup społecznych, poniosą koszty umowy z Kanadą.
Komu najwięcej zysków przyniesie umowa CETA?
Umowa została skonstruowana na życzenie wielkich korporacji i w ich interesie. To one dominują w handlu transatlantyckim i one uczestniczyły w negocjacjach z Komisją Europejską. Lobbyści i przedstawiciele korporacji mieli nieustanny dostęp do negocjatorów. Członkowie Parlamentu Europejskiego, władz krajowych państw członkowskich, organizacji społecznych nie mogli zgłaszać swoich propozycji i zastrzeżeń. W umowie CETA uwzględniono maksimum postulatów wielkich korporacji, żeby to zrozumieć trzeba wniknąć w jej filozofię. Zadaniem dokumentu jest zniesienie barier celnych, czyli ceł oraz barier pozacelnych, za które może być uznany każdy przepis np. dotyczący bezpieczeństwa produktu czy wymogów sanitarnych. Dla korporacji to przeszkody ograniczające zyski. Filozofia tej umowy sprowadza się do redukowania kosztów ponoszonych przez korporacje handlujące przez Atlantyk, dlatego koncerny dążą do zniesienia wszystkich przepisów ograniczających ich działalność i zyski. Tylko, że to, co dla nich jest kosztem, dla obywateli, pracowników czy konsumentów jest prawem ich chroniącym. Kluczowe w tej umowie jest kilka zasad. Przede wszystkim zasada tzw. współpracy regulacyjnej, która jest majstersztykiem ludzkiej myśli.
Dlaczego?
Ponieważ pokazuje, jak przez umowę międzynarodową można wymusić totalną deregulację prawa pod dyktando wielkich korporacji. W umowie są dwie strony, Kanada i Unia Europejska i jej państwa członkowskie, przepisy umowy mówią, że zainteresowane osoby pochodzące z terytorium jednej strony mają prawo do wnoszenia zmian i uwag do wszelkich aktów prawnych uchwalanych przez drugą stronę.
Czyli Kanada będzie mogła wpływać na kształt prawa tworzonego przez Unię Europejską i państwa członkowskie?
Nie tylko władze Kanady, mogą to robić również przedstawiciele i lobbyści wielkich korporacji z Kandy, a także np. działające tym kraju filie firm z USA, którzy będą chcieli wyrazić swoje zdanie w europejskim procesie legislacyjnym. W umowie CETA zawarto, że mogą to robić na możliwie najwcześniejszym etapie, kiedy możliwe jest zgłaszanie zmian i uwzględnianie uwag. Będą więc mogli faktycznie zablokować powstanie przepisu. Kluczowe jest to, że współpraca regulacyjna otwiera furtkę do zmian w przepisach, po tym, gdy kiedy CETA wejdzie w życie i ludzie przestaną się nią interesować tak żywo jak teraz. Ta tzw. współpraca regulacyjna sprawi w istocie to, że przepisy będą mogły być tworzone poza kontrolą demokratyczną. Umowa zakłada również, że jeżeli jedna strona uchwaliła przepis prawny, który nie odpowiada drugiej stronie to ta druga może zgłosić wniosek odroczenie daty wejścia w życie danego przepisu, co w praktyce może oznaczać skuteczne jego zablokowanie..
Podkreśla pani, że w umowie CETA chodzi o rozszerzenie wpływu korporacji na system stanowienia prawa w Unii Europejskiej i jej państwach członkowskich.
Tak, chodzi o to, by poprzez obowiązek dostosowania się do postanowień umowy CETA doprowadzić do jak najszerszej deregulacji, służącej umocnieniu pozycji wielkich korporacji, Celem jest więc m.in. to, by instytucje państwa demokratycznego, w tym rządy krajowe miały niewiele do powiedzenia. Wydaje mi się, że Brexit niczego Komisji Europejskiej ani Parlamentu Europejskiego nie nauczył, bo CETA nie będzie tworzyć efektu spójności UE i będzie powodować kolejne napięcia i konflikty.
Na czym polega zasada wzajemnego uznawania norm i wymagań, zawarta w umowie CETA?
To kolejna pułapka zawarta w umowie, o której rozmawiamy. Ogólnie chodzi o to, by żadna ze stron nie zaostrzała swoich przepisów w stosunku do stanu obecnego oraz przepisów obowiązujących na terytorium drugiej strony. W praktyce będzie to oznaczać równanie wszelkich wymagań w dół, do najniższego poziomu, co oznacza mniejsze bezpieczeństwo żywności czy niższą ochronę środowiska. Umowa CETA stwarza też ryzyko odchodzenia przez Unię od tzw. zasady ostrożności. I tak np. zwolennicy umowy mówią, że Unia nie wpuści na terytorium produktów rolnych, które nie spełniają unijnych wymagań, tylko, że z tej umowy wynika, że jeśli okaże się, że wprowadzany na unijne terytorium produkt nie spełnia obowiązujących norm, to nie oznacza, że on nie będzie mógł wejść na rynek, w praktyce trzeba będzie jeszcze udowodnić, że jest on szkodliwy.
Jak będzie to można udowodnić?
Umowa CETA może prowadzić do upowszechniania w Unii tzw. zasady oceny ryzyka obowiązującej w prawie Kanady, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych. Oznacza ona, że ten, kto uważa, że produkt jest szkodliwy, musi to udowodnić. W Unii Europejskiej obowiązuje, odwrotna zasada, czyli zasada ostrożności, zgodnie z nią, jeżeli produkt wyrządzi szkodę, to jego producent powinien udowodnić, że jego wyrób jest nieszkodliwy. Po wejściu w życie zapisów umowy CETA może się okazać w praktyce, że to konsument będzie musiał udowodnić szkodliwość kanadyjskiego produktu, ale niestety nie będzie miał po swojej stronie specjalistycznych laboratoriów ani armii prawników. Na nic zdadzą się zaklęcia, że Unia nie wpuści produktów nie odpowiadającym europejskim normom. Wielu importerów będzie sprowadzało z Kanady tanią, przemysłową żywność i nie będzie w ich interesie udowadnianie, że jest ona szkodliwa. Będzie im zależało, żeby ją sprzedać, jest wielu ubogich ludzi, którzy ją kupią, aby przeżyć. Najbogatsi mieszkańcy Kanady nie jedzą przeznaczonej głównie na eksport przemysłowej żywności, tylko produkty ekologiczne.
To postawi w trudnej sytuacji polskie i europejskie rolnictwo…
Będzie to szczególnie bolesne dla naszego kraju, na terytorium Unii pojawi się wiele tanich produktów rolniczych wytworzonych w sposób przemysłowy przy użyciu chemikaliów, pestycydów, herbicydów, hormonów, a także żywność GMO. Nie będziemy w stanie skutecznie zapobiec napływowi tej żywności, ani jej skontrolować, bo takie są mechanizmy umowy CETA. Nasze rolnictwo będzie musiało konkurować z produktami z Kanady na rynku europejskim i polskim. Nastąpi efekt przesunięcia handlu, nasze produkty będą wypierane przez tańsze produkty kanadyjskie, zostanie utraconych wiele miejsc pracy w rolnictwie. Z kolei ogólny wzrost konkurencji, który zostanie wymuszony umową CETA, oraz różne jej specyficzne postanowienia, stwarzają ryzyko utraty ponad 200 tys. miejsc pracy w gospodarce całej Unii Europejskiej.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/328152-nasz-wywiad-prof-oreziak-przyjecie-umowy-ceta-przez-parlament-europejski-pokazuje-ze-wielkie-korporacje-sa-gora