Dymisja prezes Polskiego Radia Barbary Stanisławczyk i wcześniejsza o parę dni analogiczna (potem odwołana) decyzja wiceprezesa IPN Krzysztofa Szwagrzyka to dwie kompletnie różne i nie mające ze sobą nic wspólnego sprawy. A jednak coś je łączy. To mianowicie, że jeszcze pół roku temu obie byłyby nie do pomyślenia.
Jeszcze pół roku temu bowiem ludzie PiS byli zjednoczeni i skonsolidowani. Spajało ich poczucie zagrożenia, a zarazem misji. Swoją rolę odgrywało także istnienie wspólnego dla nich autorytetu, sprawującego ogólną kontrolę nad wszystkim i podejmującego kluczowe decyzje.
To był jednak chyba stan do pewnego stopnia przejściowy. Poczucie zagrożenia minęło (widoczna gołym okiem degrengolada opozycji). Poczucie misji przestało być tak intensywne, jak w chwili przejmowania władzy i odsuwania od niej poprzedników, według ludzi PiS szkodzących Polsce. Intensyfikują się natomiast konflikty wewnętrzne, dotąd przytłumiane przez wymienione wyżej czynniki.
Wspólny, najwyższy autorytet spaja dalej. Ale przecież z oczywistych przyczyn (to jest wszak jefen człowiek) nie jest on w stanie ogarnąć całej ogromnej rzeczywistości państwowej, rozstrzygnąć każdy konflikt w każdym jej zakamarku. A wysoce scentralizowany, stworzony przez ten autorytet system (który skądinąd zapewniał i dalej zapewnia partii wysoką sterowność, przekładającą się na zwycięstwa) w zasadzie takiej aktywności i takiej zdolności od centralnego ośrodka dyspozycji politycznej wymaga.
Była już w Polsce formacja, uważana powszechnie za wzorzec jedności i dyscypliny. Odniosła historyczne zwycięstwo, zdobyła wszystko co mogła, i właśnie w tym momencie pękła. Nazywała się SLD. PiS rzecz jasna z wielu względów nie pęknie. Ale chyba po raz pierwszy słyszymy niepokojące dźwięki, dobiegające z silnika tej machiny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/328139-stanislawczyk-i-szwagrzyk-czyli-pisowska-jednosc-juz-nie-jest-tak-zelazna-jak-kiedys