Zaatakował mnie wczoraj na Twitterze Łukasz Warzecha, twierdząc, że swoim komentarzem dotyczącym zachowania opozycji po wypadku w Oświęcimiu wzmacniam efekt społeczny, o którym pisze na naszym portalu Piotr Skwieciński.
Już wyjaśniam, gdyby ktoś nie czytał, Skwieciński uważa, iż rządowa narracja w sprawie wypadku Beaty Szydło tworzy w społeczeństwie wrażenie ataków „huzia na Józia”. Józiem ma tu być, oczywiście, nie ranny kierowca BOR i drugi oficer, który doznał licznych złamań, ale chłopak, który prowadził seicento. W tej sprawie zgadza się Skwieciński z narracją Ewy Wanat, nazywając ją przy okazji „opozycyjną publicystką”, choć ja jeszcze pamiętam eksplozje jej wyjątkowego chamstwa. Mój z kolei wpis na Twitterze, który zbulwersował Warzechę, brzmiał dokładnie tak: „Z ostatniej chwili: kierowca seicento został zaproszony na obrady gabinetu cieni. Ma objąć tekę ministra transportu”…
Nie da się nikogo nauczyć poczucia humoru, zresztą o gustach dżentelmeni nie dyskutują. Żart dotyczył wyłącznie totalnej opozycji, która błyskawicznie postanowiła z 21-letniego kierowcy uczynić bohatera walki z rządem. I jest to tak oczywiste, że aż wstyd tłumaczyć to komuś, kto zawodowo zajmuje się analizowaniem i interpretowaniem. Pragnę jednak uporządkować kilka rzeczy. Po pierwsze: mimo wysiłków i ponownego prześledzenia rządowych komunikatów po wypadku nie dostrzegłem w nich ani cienia kampanii „huzia na Józia”. Owszem, były ostre ODPOWIEDZI na przekazy serwowane od początku przez dziennikarzy „Gazety Wyborczej” i ludzi pokroju Arłukowicza, Sikorskiego czy Giertycha, którzy w imię swej nienawiści do PiS są w stanie oskarżyć tę partię nawet o głód w Afryce i rozsiewanie smogu. Owszem, były ODPOWIEDZI na natychmiastowe opinie wskazujące, iż winę za całe zdarzenie ponosi BOR i na skandaliczne słowa posłów Budki z PO i Sowy z Nowoczesnej, że oto pisowskie państwo szykanuje obywatela, np. przesłuchując go po wypadku. Jakby była to w jakimkolwiek aspekcie sprawa nadzwyczajna. Było więc obrzydliwe upolitycznianie dramatu przez opozycję i odpowiedzi strony rządowej. Gdzie tu „huzia na Józia”?
O ile jednak szanuję pogląd na tę sprawę red. Skwiecińskiego, uznając go bardziej za formę przestrogi przed „huzia”, a nie opisanie stanu już dziś faktycznego, o tyle – przyznam – atak Warzechy zdumiał mnie bez reszty. Oto bowiem Łukasz stwierdził ostatecznie, że „mój problem polega na tym”, iż nie odróżniam faktów, od tego, jaka jest ich społeczna „percepcja”. Nie chcę się pastwić nad kolegą, ale mam wrażenie, że to raczej on nie odróżnia – nie tylko w tym przypadku – społecznej percepcji od tego, jak ową percepcję przedstawia tzw. Salon, czyli Czerska z Wiertniczą plus ich medialne przystawki. To że paru intelektualnych biedaków o poglądach skrajnie lewackich (deklarują np. „nienawiść do Kościoła”) organizuje zbiórkę pieniędzy na nowe auto dla młodego kierowcy, nie oznacza jeszcze, że społeczeństwo widzi w nim ofiarę szykan. To że inni idioci tworzą na Facebooku grupę pod hasłem „Pogrzeb Beaty Szydło”, nie dowodzi, że Polacy zwariowali. Dowodzi bowiem jedynie tego, jak wielkie pokłady nienawiści kryją się wśród pasionych czersko-wiertniczą narracją hejterów. Jeśli zatem ktoś w tej historii jest atakowanym „Józiem”, to raczej oficerowie BOR, premier Szydło czy minister Błaszczak. Wygląda na to, że żadne z nich nie przyczyniło się do wypadku. Mało tego, kierowca BOR najprawdopodobniej uratował chłopakowi życie, nie taranując jego auta. Nie oczekuję, że młody kierowca mu podziękuje. Ale – na litość boską – oceniajmy rzeczywistość taką, jaka jest. To nie rząd upolitycznił wypadek w Oświęcimiu, ale postacie, o których napisać, że są „pokroju Ewy Wanat”, to potraktować ich bardzo delikatnie. W tym akurat winy kierowcy nie ma żadnej – zgoda.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/327863-po-wypadku-huzia-na-jozia-badzmy-powazni-to-bor-rzad-i-premier-szydlo-stali-sie-ofiarami-medialnej-przemocy