Choć Zarząd Województwa Dolnośląskiego rozpoczął procedurę odwołania Cezarego Morawskiego z funkcji dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu, sprawa bynajmniej nie jest przesądzona. Gra toczy się na kilku płaszczyznach.
Po pierwsze, kwestia prawna. Cezary Morawski został wybrany w konkursie głosami członkami Zarządu Województwa Dolnośląskiego. Nowy dyrektor otrzymał legalny mandat do prowadzenia placówki. Pięć miesięcy później ten sam Zarząd pod presją niewielkiej grupki aktorów Teatru Polskiego związanych z byłym dyrektorem Krzysztofem Mieszkowskim zmienił swoją decyzję i chce odwołania Morawskiego. Zapytajmy więc czy zaistniała jakakolwiek z przesłanek za odwołaniem nowego dyrektora, która wynikałaby z ustawy? Czy dyrektor podał się do dymisji, złamał prawo, czy nie chce realizować planów? Odpowiedź brzmi: nie. Wg części Zarządu wystarczającym do odwołania Morawskiego powodem ma być niekończący się konflikt wokół placówki. Konflikt - dodajmy - wywołany i podsycany bynajmniej nie przez nowego dyrektora, za który ten ma jednak podnieść konsekwencje.
Odrębnej analizy, być może prokuratorskiej, wymaga sprawa tzw. spółdzielni, bo tak nazywana była wąska grupa aktorów, reżyserów, recenzentów i publicystów związana z byłym dyrektorem teatru Krzysztofem Mieszkowskim. Nazwiska tych osób padają publicznie, podobnie jak publicznie znana jest fatalna sytuacja finansowa teatru za dyrektury Mieszkowskiego. Na finiszu jest audyt finansowy w placówce, który ma w pełni odsłonić realia dyrektorowania obecnego posła Nowoczesnej, a zwłaszcza to, kto i jakie otrzymywał frukta. I być może tu leży clou obecnej awantury, bo pełen obraz finansów Teatru Polskiego w okresie ostatnich 10 lat – jak mówi się w dziennikarskim światku Wrocławia- może złamać niejedną karierę również w sejmiku dolnośląskim.
Po drugie, to kwestia zasad. Są one łamane przede wszystkim w stosunku do widza, który nie może w pełni korzystać z oferty Teatru Polskiego. L4 przynoszone przez aktora na kilka godzin przed spektaklem to nic innego jak brak szacunku dla widza. Tego nie można inaczej wytłumaczyć. Reguły łamane są również w stosunku do innych osób zatrudnionych w teatrze. Bo jak dziś wygląda codzienna praca zespołu, prace nad repertuarem, obsadą, próby nowych spektakli? To wszystko jest w rozsypce, choć większość załogi chce normalnie pracować.
Natomiast prawdziwym skandalem jest sytuacja, w której zarząd nie bierze pod uwagę głosu pracowników wyrażonego w referendum. Kilka tygodni temu 102 osoby na 170 zatrudnionych opowiedziało się za nowym dyrektorem. To argument nie do odparcia. Dziś jednak dla Zarządu głos krzykliwej gromadki kilkunastu osób więcej znaczy niż zdanie większości załogi. Skandal jest tym większy, że referendum wyszło z inspiracji jednego z członków Zarządu Województwa Dolnośląskiego, który najpierw prosił Solidarność o przeprowadzenie referendum pracowniczego, aby pokazać faktyczne nastawienie załogi w teatrze, a następnie te głosy zignorował, opowiadając się za odwołaniem Morawskiego.
Po trzecie, kwestia przyzwoitości. Osobna kwestia to traktowanie osoby nowego dyrektora, który nie miał nawet jednego dnia spokojniej pracy. Już na dworcu został bezpardonowo zaatakowany przez grupę pracowników teatru, którzy wręczyli mu bilet powrotny. Morawski praktycznie każdego tygodnia jest odwoływany przez kolejne wrocławskie media, w tym także publiczne. Jak pracować w takiej matni możecie odpowiedzieć Państwo sobie sami.
Co dalej? Ministerstwo kultury dało sobie 30 dni na zaopiniowanie decyzji Zarządu Województwa, choć jego stanowisko nie jest wiążące dla samorządu. Ministerstwo może też – choć to raczej mało prawdopodobne - odebrać wynoszące 5 mln zł coroczne dofinansowanie. W sprawę może włączyć się także wojewoda dolnośląski, który czuwa nad legalnością działań samorządu oraz sąd pracy, co zapowiedział już dyrektor Morawski. Swoją akcję planuje dolnośląska Solidarność, która w uchwale podjęła decyzję o przekształceniu się w Regionalny Komitet Protestacyjny. Sprawa jest poważna, bo oznacza, że w protest włączają się wszystkie branże i zakłady, w których obecny jest związek na Dolnym Śląsku. A to już tysiące osób, które zaczynają bacznie obserwować poczynania obecnych władz województwa. Tych konkretnych pięciu osób, a także stojących za nimi politycznych rozgrywek. Związek zadecydował też o wszczęciu akcji protestacyjnej. Związkowcy podkreślają, że nie zamierzają odpuszczać. Możliwy wachlarz działań jest szeroki, począwszy od manifestacji, strajku okupacyjnego nie wyłączając głodówki.
Podsumowując, decyzja Zarządu Województwa Dolnośląskiego nie przyczyniła się do uspokojenia sytuacji, przeciwnie, pogłębiła destabilizację w teatrze. Ale nie tylko. Decyzja ta naruszyła społeczne zaufanie do władz wojewódzkich. Z ludźmi nie można sobie pogrywać mając gdzieś ich zdanie. Tak się niestety stało i tego już zostawić nie można. Ostatnie ruchy Zarządu przenoszą też konflikt na nowy poziom. Dziś to już nie tylko lokalna sprawa gdzieś na Dolnym Śląsku, ale rzecz bez precedensu, w którą zaangażowały się instytucje państwowe i ogólnopolskie media. Sprawa jest ważna, bo chodzi nie tyle o personalia, co o elementarne zasady. Jeśli przez krzyk i anarchię mała grupka można odwołać legalnie wybranego dyrektora we Wrocławiu, to jest to możliwe także w każdym innym miejscu w Polsce. A na to zgody być nie może.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/327741-to-nie-koniec-bitwy-o-teatr-polski-we-wroclawiu-dzis-to-walka-o-elementarna-przyzwoitosc