Gdyby to był teatr na potrzeby jakichś kontrwywiadowczych gier tajnych służb, od biedy można by to było wytrzymać bez wybuchu śmiechu. Ale niestety to było na poważnie. Gen. Piotr Pytel, szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego w latach 2014-2015, od 1994 r. w tajnych służbach, 13 lutego wystąpił w programie Moniki Olejnik „Kropka nad i”. I opowiedział o sensacyjnej rozmowie, w pierwszej połowie 2015 r. (rzuca się w oczy wyjątkowa precyzja co do daty), z jakimś posłem PiS (równie charakterystyczna precyzja). Tenże poseł zaproponował układ: szef wojskowych kontrwywiadowców Pytel i jego służba przestają „robić sprawę” na Macierewicza, bo wiadomo, że „może mu ona zaszkodzić”, a w zamian tenże Pytel „zyskuje nietykalność”. Na tę niecną propozycje z pierwszej połowy 2015 r. chyba już generał Pytel (prezydent Bronisław Komorowski mianował go generałem 2 kwietnia 2015 r.) dzielnie odpowiedział, że służba wojskowego kontrwywiadu „działa w granicach prawa i tylko na podstawie przepisów”. Gdy kontrwywiadowca Pytel dodał, że nawet nie wie, o co chodzi, poseł rzekł: „Przestań, przecież wiem, że kopiecie”. Powiedzieć, że takich bzdur nie powinien wypowiadać nawet kapral tajnych służb, a co dopiero generał, to mało. I to wcale nie z powodu wiarygodności. Tego typu „dialogi na cztery nogi” ośmieszają każdego funkcjonariusza państwa, i to ośmieszają dokumentnie. To już nawet w maglu można usłyszeć poważniejsze rozmowy. Nie mieści się w głowie, że generał wojskowego kontrwywiadu może pytlować (wedle słownika, to synonim takich słów jak brechać, kłapać dziobem, trajlować) tak piramidalne banialuki, i to w stylu jakiejś mało rozgarniętej przekupy. A jednak.
Szef wojskowego kontrwywiadu powinien być równie poważny, jak poważne są zadania tej służby, a więc ochrona przed wewnętrznymi zagrożeniami dla obronności RP, a także bezpieczeństwa oraz zdolności bojowej Sił Zbrojnych RP. W wykazie zadań wojskowego kontrwywiadu nie ma nic o robieniu cyrku, kabaretu, jaj czy tylko naśladowaniu rozmów w maglu. Jak ktoś, kto ma za sobą prawie 23 lata w tajnych służbach III RP i szefowanie jednej z nich, może się zniżać do poziomu maglowego kłapacza dziobem? A jeśli jest w stanie się na takim poziomie wypowiadać i nie jest to żadna ściema, bo nie jest, to kto odpowiadał za bezpieczeństwo Polski po 1989 r.? Z jakiego lamusa wyciągano podobnych geniuszy? Przecież, gdy tę rozmowę słyszeli na przykład szefowie i funkcjonariusze wywiadu Rosji musieli jednocześnie tarzać się po podłodze ze śmiechu i pić kolejne toasty. Albo nie musieli, bo od dawna wszystko o takich ludziach jak gen. Pytel wiedzieli i od lat to wykorzystywali. Ale dla polskich tajnych służb, tym bardziej wojskowych, to kompletna kompromitacja. Właśnie kompromitacja, a nie gra, gdyż to niestety było na poważnie.
Gen. Pytel specjalnie nie odbiegał od poziomu dywagacji szefów i wysokich oficerów tajnych służb PRL czy tych, którzy służyli najpierw staremu, a potem (po rzekomej weryfikacji) nowemu panu. Co dowodzi, że w tajnych służbach istnieje ciągłość. Tylko przed taką ciągłością chroń nas Panie Boże. Przypadek gen. Pytla oraz jego branżowych kolegów, często obecnych w mediach, a szczególnie w ich zakładowej stacji telewizyjnej, nie powinien wywoływać niepohamowanego śmiechu, tylko przerażenie. Przecież z ludźmi o takich kwalifikacjach Polska była właściwie bezbronna, gdy oni kierowali służbami. Po 16 listopada 2015 r. wielu ważnych ludzi służb zostało wymienionych, ale sporo pozostało. Łatwo sobie wyobrazić poziom gier operacyjnych autoryzowanych przez takich oficerów i szefów jak gen. Pytel, a prowadzonych na przykład z tajnymi służbami Rosji. I nic tu nie pomogą ściśle rozpisane na szczegóły wzory takich gier. To się nie mogło udać z ludźmi mylącymi cyrk i kabaret z poważną służbą państwową.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Gdyby to był teatr na potrzeby jakichś kontrwywiadowczych gier tajnych służb, od biedy można by to było wytrzymać bez wybuchu śmiechu. Ale niestety to było na poważnie. Gen. Piotr Pytel, szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego w latach 2014-2015, od 1994 r. w tajnych służbach, 13 lutego wystąpił w programie Moniki Olejnik „Kropka nad i”. I opowiedział o sensacyjnej rozmowie, w pierwszej połowie 2015 r. (rzuca się w oczy wyjątkowa precyzja co do daty), z jakimś posłem PiS (równie charakterystyczna precyzja). Tenże poseł zaproponował układ: szef wojskowych kontrwywiadowców Pytel i jego służba przestają „robić sprawę” na Macierewicza, bo wiadomo, że „może mu ona zaszkodzić”, a w zamian tenże Pytel „zyskuje nietykalność”. Na tę niecną propozycje z pierwszej połowy 2015 r. chyba już generał Pytel (prezydent Bronisław Komorowski mianował go generałem 2 kwietnia 2015 r.) dzielnie odpowiedział, że służba wojskowego kontrwywiadu „działa w granicach prawa i tylko na podstawie przepisów”. Gdy kontrwywiadowca Pytel dodał, że nawet nie wie, o co chodzi, poseł rzekł: „Przestań, przecież wiem, że kopiecie”. Powiedzieć, że takich bzdur nie powinien wypowiadać nawet kapral tajnych służb, a co dopiero generał, to mało. I to wcale nie z powodu wiarygodności. Tego typu „dialogi na cztery nogi” ośmieszają każdego funkcjonariusza państwa, i to ośmieszają dokumentnie. To już nawet w maglu można usłyszeć poważniejsze rozmowy. Nie mieści się w głowie, że generał wojskowego kontrwywiadu może pytlować (wedle słownika, to synonim takich słów jak brechać, kłapać dziobem, trajlować) tak piramidalne banialuki, i to w stylu jakiejś mało rozgarniętej przekupy. A jednak.
Szef wojskowego kontrwywiadu powinien być równie poważny, jak poważne są zadania tej służby, a więc ochrona przed wewnętrznymi zagrożeniami dla obronności RP, a także bezpieczeństwa oraz zdolności bojowej Sił Zbrojnych RP. W wykazie zadań wojskowego kontrwywiadu nie ma nic o robieniu cyrku, kabaretu, jaj czy tylko naśladowaniu rozmów w maglu. Jak ktoś, kto ma za sobą prawie 23 lata w tajnych służbach III RP i szefowanie jednej z nich, może się zniżać do poziomu maglowego kłapacza dziobem? A jeśli jest w stanie się na takim poziomie wypowiadać i nie jest to żadna ściema, bo nie jest, to kto odpowiadał za bezpieczeństwo Polski po 1989 r.? Z jakiego lamusa wyciągano podobnych geniuszy? Przecież, gdy tę rozmowę słyszeli na przykład szefowie i funkcjonariusze wywiadu Rosji musieli jednocześnie tarzać się po podłodze ze śmiechu i pić kolejne toasty. Albo nie musieli, bo od dawna wszystko o takich ludziach jak gen. Pytel wiedzieli i od lat to wykorzystywali. Ale dla polskich tajnych służb, tym bardziej wojskowych, to kompletna kompromitacja. Właśnie kompromitacja, a nie gra, gdyż to niestety było na poważnie.
Gen. Pytel specjalnie nie odbiegał od poziomu dywagacji szefów i wysokich oficerów tajnych służb PRL czy tych, którzy służyli najpierw staremu, a potem (po rzekomej weryfikacji) nowemu panu. Co dowodzi, że w tajnych służbach istnieje ciągłość. Tylko przed taką ciągłością chroń nas Panie Boże. Przypadek gen. Pytla oraz jego branżowych kolegów, często obecnych w mediach, a szczególnie w ich zakładowej stacji telewizyjnej, nie powinien wywoływać niepohamowanego śmiechu, tylko przerażenie. Przecież z ludźmi o takich kwalifikacjach Polska była właściwie bezbronna, gdy oni kierowali służbami. Po 16 listopada 2015 r. wielu ważnych ludzi służb zostało wymienionych, ale sporo pozostało. Łatwo sobie wyobrazić poziom gier operacyjnych autoryzowanych przez takich oficerów i szefów jak gen. Pytel, a prowadzonych na przykład z tajnymi służbami Rosji. I nic tu nie pomogą ściśle rozpisane na szczegóły wzory takich gier. To się nie mogło udać z ludźmi mylącymi cyrk i kabaret z poważną służbą państwową.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/327515-jesli-tajne-sluzby-reprezentowaly-poziom-ujawniony-w-telewizji-przez-gen-piotra-pytla-bylismy-bezbronni