Wypada się zgodzić z Piotrem Skwiecińskim, który – komentując na gorąco na naszym portalu wypadek pani premier w Oświęcimiu – zwrócił uwagę na fakt, że kondycja naszego państwa, jego instytucji, jest ciągle fatalna, skoro ciągle dochodzi do sytuacji, w których narażone jest na szwank zdrowie i życie najważniejszych osób w Polsce.
Warto uzupełnić tę myśl stwierdzeniem, że państwo polskie wciąż nie może przezwyciężyć stanu rozkładu, którego apogeum nastąpiło 10 kwietnia 2010 w Smoleńsku. Co gorsza przez następne pięć lat rządów koalicji PO-PSL niewiele, albo wręcz zgoła nic się nie poprawiło w tej kwestii. Próby naprawy podjęte przez obecny rząd na razie przynoszą ograniczone skutki, choć można to powolne tempo zrozumieć po wielu latach świadomie prowadzonej polityki ograniczania i osłabiania instytucji państwowych.
Szczególnie fałszywie brzmią w tym kontekście wypowiedzi polityków PO i wspierających tę partię mediów, rozlewających krokodyle łzy nad obecnym stanem państwa. Wyliczane są po kolei wszystkie wypadki samochodowe, w których zdążyli już wziąć udział prezydent, premier i minister obrony narodowej.
W odpowiedzi można politykom PO przypomnieć nie tylko Smoleńsk i katastrofę transportowego samolotu CASA w Mirosławcu, gdzie w 2009 roku zginęła większość dowódców polskiego lotnictwa, ale także – jakże liczne – stłuczki i karambole z udziałem rządowych limuzyn.
Przykłady? Pierwsze z brzegu. Styczeń 2010. Limuzyna odwożąca ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego zostaje staranowana przez policyjny radiowóz. Jak wynika z ówczesnych relacji winę za wypadek ponosili funkcjonariusze BOR, którzy wyjechali limuzyną z bocznej drogi, wprost pod nadjeżdżający radiowóz. Skutek? Ranni policjanci, a rządowa limuzyna skasowana. Policjanci wypisali mandat funkcjonariuszowi BOR, ale potem – jak donosiły media – wycofali się z tego. Dziś Radosław Sikorski kpi sobie z wypadku premier Szydło, może dlatego, że sam zdążył szczęśliwie wysiąść ze swojej limuzyny tuż przed karambolem.
Kolejna historia? Grudzień 2014. Nieoznakowana limuzyna wioząca ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego wpada pod Belwederem na samochód, którym podróżuje kobieta z dzieckiem. Kobieta doznaje urazu kręgu szyjnego i zostaje ukarana mandatem, mimo że – jak twierdzi – samochód prezydenta wymusił na niej pierwszeństwo. Jej listy w tej sprawie wysłane zarówno na adres pani prezydentowej jak i samego Bronisława Komorowskiego pozostają bez odpowiedzi.
Pamięć opinii publicznej bombardowanej codziennie setkami informacji jest zawodna. Dlatego łatwo dziś opowiadać posłom PO o łańcuszku katastrof dotykających rząd. Ale nawet jeśli jest to łańcuszek, to należy przypomnieć, kto tak naprawdę go rozpoczął.
CZYTAJ TAKŻE: Jak BOR jeździł za rządów PO-PSL? Pijani funkcjonariusze rozbili prezydencką limuzynę na drzewie, zniszczyli radiowóz…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/327378-trzeba-posprzatac-po-platformie-to-wtedy-zaczela-sie-czarna-seria-wypadkow-z-udzialem-wladz-panstwowych